Europejczycy chcą połączyć siły z USA. Wspólnie sprowadzimy z Marsa trochę kamieni

Katarzyna Florencka
W ramach misji Mars Sample Return naukowcy chcą dokonać jednej z najbardziej skomplikowanych operacji w dziejach – i po raz pierwszy w historii sprowadzić na Ziemię próbki marsjańskich skał.
Próbki marsjańskich skał, które naukowcy chcą sprowadzić na Ziemię, miałyby zostać zebrane przez łazik Rosalind Franklin. Fot. ESA/ATG medialab
Nie będą to pierwsze skały marsjańskiego pochodzenia, które pojawiły się na naszej planecie: fragmenty Czerwonej Planety trafiały już bowiem na Ziemię jako meteoryty.

Niestety, problem polega na tym, że meteoryty nie są tym, czego aktualnie potrzebują naukowcy. Po pierwsze, nie wiadomo z którego dokładnie miejsca na Marsie pochodzą, po drugie zaś – są zanieczyszczone przez sam fakt lądowania na Ziemi. A badacze bardzo chcieliby dostać w swoje ręce fragmenty Marsa, które nie miały żadnego kontaktu z naszą planetą. Mogliby w nich np. poszukiwać śladów życia.


O tym, czy będą mieli taką okazję, zadecydują w nadchodzącym tygodniu europejscy ministrowie, którzy spotkają spotkają się w Sewilli m.in. po to, aby zdecydować, jakie projekty Europejska Agencja Kosmiczna będzie finansować w kolejnych latach.

Kurier by temu nie podołał
Jeśli ministrowie z państw członkowskich ESA dadzą projektowi zielone światło, będzie to dopiero początek wyzwań stojących przed naukowcami. Cała operacja sprowadzenia na Ziemię fragmentów Marsa będzie bowiem niezwykle skomplikowana.

Przy zbieraniu próbek naukowcy mają nadzieję skorzystać z uprzejmości łazika Rosalind Franklin, który ma wyruszyć w drogę na Marsa już w przyszłym roku w ramach misji ExoMars 2020. Miałby on zebrać i zabezpieczyć ok. 500 g próbek marsjańskiej gleby, po czym zostawić pojemniki z nią w wyznaczonym miejscu.

Stamtąd pojemniki zostałyby zabrane przez inny łazik. On z kolei dostarczyłby je do amerykańskiej rakiety, za pomocą której zostałyby wyniesione na orbitę Marsa. To wciąż jednak nie koniec: na orbicie pojemniki z próbkami musiałyby zostać przechwycone przez specjalny statek powrotny, który po dotarciu do naszej planety zrzuciłby pojemniki na pustynię w stanie Utah.

– W ramach misji zostanie wykonana niezwykle złożona sekwencja manewrów, podczas której naprawdę wiele rzeczy może się nie udać – przyznaje astrobiolog Lewis Dartnell, cytowany przez brytyjski dziennik "The Guardian". – Jeśli jednak chcemy znaleźć dowody na to, że kiedyś istniało życie na Marsie, musimy robić właśnie takie rzeczy.