Ludzie śpiewali z nim "wrzuć Żyda do studni". Teraz rozprawił się z Facebookiem

Konrad Bagiński
– Gdyby Facebook istniał w latach 30. XX wieku, Hitler mógłby opublikować 30-sekundowe reklamy o swoim "rozwiązaniu problemu żydowskiego" – tak ostro Sacha Baron Cohen rozprawił się z polityką Facebooka i innych gigantów świata cyfrowego. Jego niesamowite przemówienie bije w sieci rekordy oglądalności.
Aktor i komik Sacha Baron Cohen zaatakował Facebooka i inne platformy mediów społecznościowych za umożliwienie rozprzestrzeniania się mowy nienawiści i dezinformacji. Foto: YouTube.com / ADL (screen)
– Kiedy jako Borat byłem w stanie nakłonić pełen ludzi bar w Arizonie, by śpiewali "wrzuć Żyda do studni”, ujawniłem obojętność ludzi na antysemityzm. Kiedy – jako Bruno, austriacki reporter modowy i gej – zacząłem całować mężczyznę w walce w klatce w Arkansas, prawie rozpoczynając zamieszki, pokazałem gwałtowny potencjał homofobii. A kiedy w roli dewelopera zaproponowałem budowę meczetu w jednej ze społeczności wiejskich, skłoniło to pewnego mieszkańca do dumnego przyznania się: "jestem rasistą w stosunku do muzułmanów" – pokazałem akceptację islamofobii – mówi Sacha Baron Cohen w swoim najsłynniejszym do tej pory wystąpieniu.


Wiecie pewnie, że Cohen jest komikiem, który ostatnio zaczął grać w coraz ambitniejszych produkcjach. Jego rola w dostępnym na Netfliksie miniserialu "The Spy", gdzie gra izraelskiego szpiega wkupującego się w łaski syryjskich notabli, jest co najmniej świetna.

To też nie tylko Borat czy austriacki gej Bruno. Cohen wcielał się też w rolę generała Aladeena i Aliego G. Jego postaci są niewątpliwie przerysowane, ale facet ma niesamowity talent do wkręcania ludzi i wyrywania im z gardeł tego, czego normalnie by nie powiedzieli. Trzeba też przyznać, że jedzie po wszystkich.

A ostatnio zdarzyło mu się wręcz zmiażdżyć politykę największych internetowych biznesów w stosunku do mowy nienawiści, fałszywych wiadomości, faszyzmu, rasizmu i wielu innych patologii. Cohen wystąpił na jednym ze spotkań Anti-Defamation League. To żydowska organizacja, walcząca w zasadzie na całym świecie z przejawami antysemityzmu. Często budzi kontrowersje, głośne i kiepsko przyjęte było choćby jej ostatnie badanie, w którym Polska okazała się bodaj najbardziej antysemickim krajem w Europie.

Żyd broni muzułmanów
Cohen skupił się jednak nie na kwestiach dotyczących Żydów (sam zresztą jest Żydem), ale – jak przyznał – na zwalczaniu rasizmu, nienawiści i bigoterii. Przemówienie Cohena poruszyło miliony ludzi, pojawiając się w różnych mediach społecznościowych.
– Dzisiaj na całym świecie demagogowie odwołują się do naszych najgorszych instynktów. Teorie spiskowe, niegdyś ograniczone do marginesu, stają się głównym nurtem. To tak, jakby dobiegła końca era rozumu – era argumentów dowodowych, teraz wiedza jest delegitymizowana, a konsensus naukowy odrzucany. Demokracja, która zależy od wspólnych prawd, jest w odwrocie, a autokracja, która zależy od wspólnych kłamstw, nadchodzi. Liczba przestępstw z nienawiści rośnie, podobnie jak mordercze ataki na mniejszości religijne i etniczne – mówi Cohen.

– Co łączy te wszystkie niebezpieczne trendy? Jestem tylko komikiem i aktorem, a nie uczonym. Ale jedno jest dla mnie całkiem jasne. Całą tę nienawiść i przemoc ułatwia garstka firm internetowych, które stanowią największą maszynę propagandową w historii – dodaje.

– Pod wieloma względami Cohen ma rację. Nie sposób nie zauważyć, że Facebook jest pełen patologii. Większość użytkowników pewnie widzi jedną warstwę, ze zdjęciami znajomych, kotków i sprawami osobistymi. Ale są i inne, pełne nienawiści, ksenofobii uderzającej we wszystkie grupy. Trzeba przypominać o tym, że media społecznościowe, w szczególności zaś Facebook, były świetną platformą dla różnych eksperymentów politycznych. Od dawna wiadomo, że dzięki odpowiedniemu targetowaniu umożliwiło to wygraną Donalda Trumpa i pomogło zwolennikom Brexitu. To w rzeczywistości wielkie pole manewru dla organizacji z odpowiednim zapasem gotówki – tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl Hubert Gieliński, socjolog.

Przypomina, że jednym z najpopularniejszych newsów z ostatniej prezydenckiej kampanii wyborczej była kompletnie fałszywa wiadomość, jakoby Papież Franciszek “namaścił” Donalda Trumpa na nowego prezydenta USA.

– Ten całkowicie "fejkowy" news był świetnym przykładem rozprzestrzeniania się dezinformacji. Powstaje pytanie, czy Facebook lub Twitter mogły temu zapobiec. Odpowiedź wydaje się oczywista: gdyby tylko chcieli, to mogliby to zrobić – twierdzi Gieliński.

Dodaje, że to dzięki popularności mediów społecznościowych mnożą się różne teorie spiskowe i wyssane z palca teorie. W taki właśnie sposób na poważnie zaistnieli w świecie antyszczepionkowcy, podając sobie wyssane z palca wyniki badań i bzdurne teorie.

Aktor i komik przypomina, że Facebook, YouTube i Google, Twitter i inne media docierają do miliardów ludzi. Algorytmy, na których te platformy polegają, celowo wzmacniają rodzaj treści, które angażują użytkowników – historie, które odwołują się do naszych podstawowych instynktów i wywołują oburzenie i strach.

– Właśnie dlatego YouTube poleca filmy konspiratora Alexa Jonesa miliardy razy. Właśnie dlatego fałszywe wiadomości przewyższają prawdziwe. Badania pokazują, że kłamstwa rozprzestrzeniają się szybciej niż prawda. Nic dziwnego, że największa maszyna propagandowa w historii rozpowszechniła najstarszą teorię spiskową w historii – kłamstwo, że Żydzi są w jakiś sposób niebezpieczni. Jak napisano w jednym z nagłówków: "Pomyśl, co Goebbels mógłby zrobić z Facebookiem" – mówi Sacha Baron Cohen.

Dodaje, że w internecie wszystko jest równe, ale przez to twierdzenia szaleńca wydają się równie wiarygodne, co ustalenia zdobywcy nagrody Nobla.

Jeszcze w 2017 roku pisaliśmy o tym, co mówił Sebastian Bykowski – dyrektor generalny Press-Service podczas jednej z branżowych konferencji.

– Kryzys autorytetów potęguje fakt, że zamykamy się w bańce informacji, które nie podważają, ani nie krytykują naszego światopoglądu. Eli Pariser, obliczył, że mając wśród facebookowych znajomych w większości osoby o poglądach lewicowych, prawdopodobieństwo, że dotrą do nas informacje o charakterze prawicowym spada średnio o 20 proc. – twierdził.

– Wydaje się, że straciliśmy wspólne poczucie podstawowych faktów, od których zależy demokracja – ostrzega z kolei Cohen.

– Kiedy dzięki mediom społecznościowym, dochodzi do spisku, łatwiej jest rekrutować grupy nienawiści, łatwiej jest agencjom wywiadowczym ingerować w nasze wybory i łatwiej jest krajowi jak Birma popełnić ludobójstwo przeciwko Rohindżom – peroruje.


Gdyby nie żartował, zginęliby ludzie
Opisuje na własnym przykładzie, jak łatwo było mu skłonić innych do zrobienia rzeczy naprawdę okrutnych.

– Przebrany za izraelskiego eksperta od terroryzmu, pułkownika Errana Morada, powiedziałem mojemu rozmówcy, że podczas Marszu Kobiet w San Francisco Antifa planuję umieścić hormony w pieluszkach dzieci, aby "sprawić, by były transpłciowe". I uwierzył w to. Poinstruowałem go, aby umieścił małe urządzenia na trzech niewinnych ludziach podczas marszu i wyjaśniłem, że kiedy nacisnąłby przycisk, wywołałby eksplozję, która zabiłaby ich wszystkich. Oczywiście nie były to prawdziwe materiały wybuchowe, ale on myślał, że tak. Chciałem zobaczyć, czy on to rzeczywiście zrobił? – opowiada Cohen.

– Odpowiedź brzmi: tak. Nacisnął guzik i pomyślał, że zabił trzech ludzi. Voltaire miał rację: „Ci, którzy mogą sprawić, że uwierzysz w absurdy, mogą sprawić, że popełnisz okrucieństwa”. A media społecznościowe pozwalają autorytarnym popychać absurdy miliardom ludzi – mówi.

Zuck to cyfrowy rabuś
Następnie Cohen skupia się na Facebooku i Marku Zuckerbergu.

– Wierzę, że nadszedł czas na gruntowne przemyślenie mediów społecznościowych i tego, w jaki sposób szerzy nienawiść, spiski i kłamstwa. Jednak w ubiegłym miesiącu Mark Zuckerberg z Facebooka wygłosił ważne przemówienie, które, co nie dziwi, ostrzegło przed nowymi przepisami i regulacjami dotyczącymi firm takich jak jego. Cóż, niektóre z tych argumentów są po prostu absurdalne – mówi.

Tłumaczy, że Zuckerberg próbował przedstawić problem jako "wybory dotyczące wolności wypowiedzi". Jego zdaniem to niedorzeczne, bo nie chodzi tu o ograniczanie wolności słowa, lecz o to, że nie powinniśmy dawać bigotom i pedofilom bezpłatnej platformy do wzmacniania ich poglądów i atakowania ofiar.

Dodaje, że nie prosi takich firm, jak Facebook o określenie granic wolności słowa w całym społeczeństwie. Chce tylko, aby odpowiadały za to, co dzieje się na ich platformach.

– Jeśli budzący grozę neonazista wkracza do restauracji, zaczyna grozić innym klientom i mówi, że chce zabić Żydów, to czy właściciel restauracji jest zobowiązany do podania mu eleganckiego ośmiodaniowego posiłku? Oczywiście, że nie! Właściciel restauracji ma wszelkie prawa i moralny obowiązek wyrzucenia nazistów, podobnie jak te firmy internetowe – obrazowo opisuje problem.

Dalej wymienia z nazwiska szefów “krzemowej wielkiej szóstki”, osób, które decydują, jakie informacje widzi olbrzymia część świata. To Zuckerberg w Facebooku, Sundar Pichai w Google, Larry Page i Sergey Brin w jego firmie-matce Alphabet, była szwagierka Brina, Susan Wojcicki na YouTube i Jack Dorsey na Twitterze. Przypomina, że im wszystkim, szóstce amerykańskich miliarderów, bardziej zależy na zwiększeniu ceny akcji niż na ochronie demokracji.

– To ideologiczny imperializm – sześć niewybranych osób w Dolinie Krzemowej, narzucających swoją wizję reszcie świata, nie rozliczanych przez żaden rząd i zachowujących się tak, jakby przekraczały prawo. To tak, jakbyśmy mieszkali w Cesarstwie Rzymskim, a Mark Zuckerberg to Cezar. Przynajmniej wyjaśniałoby to jego fryzurę – żartuje Cohen, ale na poważnie dorzuca, że może szefami tych firm powinny być osoby pochodzące z wyborów przeprowadzanych w całym demokratycznym świecie.

Ostro krytykuje słowa Zuckerberga, który w zeszłym roku powiedział, iż posty zaprzeczające Holokaustowi są "głęboko ofensywne", ale uznał, że Facebook nie powinien ich usuwać, "ponieważ uważa, że różne sprawy są przez różnych ludzi uważane za niewłaściwe".

To nie jest trudne, tylko drogie
Opowiada też o innej wypowiedzi Zuckerberga, który retorycznie pytał, gdzie należy nakreślić linię pomiędzy dobrymi a złymi treściami, które trzeba usunąć.
Sacha Baron Cohen w serialu "The Spy" prezentuje się w bardzo nietypowej dla niego roliFot. Kadr z serialu "The Spy" / Netflix
– To najbogatsze firmy na świecie i mają najlepszych inżynierów. Mogliby rozwiązać te problemy, gdyby chcieli. Twitter mógłby wdrożyć algorytm, który usunąłby mowę nienawiści o supremacji białej rasy, ale wyrzuciłoby to kilku bardzo znanych polityków z ich platformy. Może to nie jest złe! Prawda jest taka, że te firmy zasadniczo się nie zmienią, ponieważ cały ich model biznesowy polega na generowaniu większego zaangażowania i nic nie generuje większego zaangażowania niż kłamstwa, strach i oburzenie – mówi.

Wezwał też do tego, by wielka szóstka przestrzegała tych samych praw, co tradycyjne media – w rzeczywistości są bowiem największymi wydawcami w historii.

– Jeśli zapłacisz, Facebook wyświetli dowolną "polityczną" reklamę, nawet jeśli to kłamstwo. Pomogą ci nawet w ukierunkowaniu tych kłamstw na użytkowników, aby uzyskać maksymalny efekt. Zgodnie z tą pokręconą logiką, gdyby Facebook istniał w latach 30. XX wieku, Hitler mógłby opublikować 30-sekundowe reklamy o swoim "rozwiązaniu problemu żydowskiego”. Oto dobry standard i praktyka: Facebooku, zacznij sprawdzać reklamy polityczne przed ich uruchomieniem, natychmiast zatrzymaj kłamstwa z mikroukierunkowaniem, a gdy reklamy będą fałszywe, oddaj pieniądze i nie publikuj ich – mówi Cohen.

Co ciekawe, takim tropem poszło dwóch polskich programistów. Stworzona przez nich sztuczna inteligencja na podstawie internetowych komentarzy przewiduje wyniki wyborów z dokładnością przewyższającą tradycyjne sondażownie.

– Od początku roku 2019 zebraliśmy ok. 10 mln komentarzy pod artykułami o tematyce politycznej. Oczywiście część z nich jest wątpliwej jakości, nie są to wpisy wiarygodne. Przy takiej skali danych tworzy się szum informacyjny. Ale wpisy zostały poddane klasyfikacji. To są wielkie liczby, jak masz milion użytkowników, którzy zostawili w sieci 10 mln komentarzy to statystyka jest w stanie wygładzić wiele rzeczy – tłumaczył w rozmowie z INNPoland.pl Marek Kozłowski z Laboratorium Inżynierii Lingwistycznej Ośrodka Przetwarzania Informacji.

Dodaje, że kluczem do sukcesu było też analizowanie tzw. twardego elektoratu.

– Zauważyliśmy, że charakteryzuje się on negatywnym nastawieniem do konkurentów. Czyli twardy elektorat PiS-u nie wychwala PiS-u, tylko atakuje "totalną opozycję". I vice versa. Na tej podstawie analizowaliśmy poparcie dla dwóch obozów – PiS i KO oraz Lewicy. Zauważyliśmy, że ci ludzie używają słów-wytrychów, że twardy elektorat ma własny slang. Są to słowa, które mają wysoką wartość emocjonalną, obelgi, literówki – tłumaczy Kozłowski i podaje przykłady. Na politycznych forach popularne jest przekręcenie nazwiska Bronisława Komorowskiego na "Komoruski" czy nazywanie Beaty Szydło “broszką”.

Czym social media różnią się od samochodu?
– W każdej innej branży firma może zostać pociągnięta do odpowiedzialności za wadliwy produkt. Kiedy silniki eksplodują lub pasy bezpieczeństwa nie działają, producenci samochodów przywołują dziesiątki tysięcy pojazdów kosztem miliardów dolarów. Facebook, YouTube i Twitter – wasze produkty są wadliwe, musicie je naprawić, bez względu na to, ile kosztuje i bez względu na to, ilu moderatorów musicie zatrudnić – przekonuje Cohen.

– Może grzywny to za mało. Może czas powiedzieć Markowi Zuckerbergowi i prezesom tych firm: już pozwoliłeś jednemu obcemu mocarstwowi ingerować w nasze wybory, już ułatwiłeś jedno ludobójstwo w Myanmarze, jeśli zrobisz to ponownie, wylądujesz w więzieniu – mówi Cohen.

– Jeśli osiągniemy ten cel – jeśli stawiamy prawdę przed kłamstwami, tolerancję przed uprzedzeniami, empatię nad obojętnością i ekspertów przed ignorantami – to może, być może, uda nam się zatrzymać największą maszynę propagandową w historii, uratować demokrację. Nadal możemy mieć miejsce na wolność słowa i swobodę wypowiedzi, a co najważniejsze, moje żarty nadal będą działać – konkluduje.