Za prąd możemy zapłacić prawie o połowę więcej. A rząd umywa ręce
Do końca roku zostały niespełna cztery tygodnie, a my nadal nie wiemy, ile zapłacimy za prąd w styczniu. Morawiecki obiecał, że ceny nie wzrosną, minister Emilewicz uspokaja, że podwyżki wyniosą maksymalnie 5–7 proc., a tymczasem spółki energetyczne domagają się 20–40 proc. podwyżek.
Już w połowie kwietnia sygnalizowaliśmy w INNPoland.pl, że prąd może zdrożeć nawet o połowę. Z dnia na dzień ten czarny scenariusz staje się coraz bardziej realny.
Skąd takie rozbieżności w prognozowanych podwyżkach?
Jak pisaliśmy wczoraj, minister Jadwiga Emilewicz powiedziała, że w przyszłym roku ceny prądu dla gospodarstw domowych mogą wzrosnąć. Wskazała, że skala podwyżek będzie niewielka, tzn. 5–7 proc.
Dodała jednak, że w rządzie nie są prowadzone prace nad ustawą, która – podobnie jak w ubiegłym roku – miałaby zamrozić ceny prądu dla odbiorców indywidualnych, czyli dla nas.
Tymczasem spółki energetyczne chcą znacznie większych podwyżek. Według nieoficjalnych danych, które udało się uzyskać Dziennikowi Gazecie Prawnej, mowa tu nawet o 20-40 proc. Prezes Urzędu Regulacji Energetyki Rafał Gawin powiedział dziennikarzom gazety, że prowadzi dialog ze sprzedawcami (PGE, Energa, Tauron i Enea), by zweryfikować, na jakiej podstawie firmy wnoszą o aż tak duże podwyżki. Decyzji jeszcze nie ma. Wszystko powinno się rozstrzygnąć do 17 grudnia.
Podwyżek ciąg dalszy
A to nie koniec podwyżek. W maju pisaliśmy, że dużo więcej zapłacimy za wywóz śmieci. W zastraszającym tempie rosną też ceny żywności.