Wiceprezes Netflixa obiecuje dużo więcej polskich seriali. Dostała już ponad 100 propozycji
– Szukamy pomysłów z polskimi korzeniami, które mogą dotrzeć do szerszej publiczności – tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl Kelly Luegenbiehl, wiceprezes ds. oryginalnych produkcji międzynarodowych w Netfliksie. Przyznaje, że firma pracuje już nad kilkoma projektami, które nie zostały jeszcze ogłoszone.
Wczoraj. Około 14:00.
Czyli jesteś w Polsce niemal dobę. Ile pomysłów na nowy polski serial dla Netflixa przez ten czas usłyszałaś?
Kilka (śmiech). Ale tylko dlatego, że sama o nie zapytałam.
Pytam, bo nawet na stronie internetowej zamieściliście specjalny komunikat, by nie zgłaszać pomysłów na seriale mailami. Tak dużo ich było?
Nie wiedziałam, że mamy taki komunikat na stronie. Świetne pomysły trafiają do nas różnymi drogami. Jesteśmy na festiwalach, w szkołach filmowych, adaptujemy książki, podcasty, artykuły z magazynów. Ludzie docierają do nas na konferencjach czy przez LinkedIn. Dostaję tam sporo wiadomości i zawsze staram się, by ktoś z naszego zespołu odezwał się do ich autorów.
W takim razie ile polskich pomysłów na seriale zostało ci przedstawionych, odkąd pracujesz w Netfliksie?
O rany. Trudne pytanie. Na pewno więcej niż sto. Dostajemy ich wiele każdego miesiąca, a naszym zadaniem jest znalezienie tego wyjątkowego. Tego jedynego, który chcemy wyprodukować.
Czyli odrzuciłaś co najmniej 98 z nich.
Nie znam dokładnej liczby. Ale ważne, że nie chodzi tylko o pomysł, ale też o późniejszą realizację. Każdy może mieć świetny pomysł, ale potrzebujemy twórców, producentów, którzy dowiozą gotowy produkt. To bardzo ważne przy wyborze.
Kelly Luegenbiehl, wiceprezes ds. oryginalnych produkcji międzynarodowych, na polskiej premierze Wiedźmina w towarzystwie prowadzącego imprezę Tomasza Kammela.•Fot. Netflix
Tak, kiedyś byłam fanką. W zeszłym roku przeprowadziłam się do Amsterdamu, więc oglądam mniej amerykańskiej telewizji.
Niedawno pojawił się w Polsce, na Netfliksie. Jest jeden odcinek, w którym Eric Cartman próbuje sprzedać serial Netfliksowi. Dzwoni więc do biura, a facet po drugiej stronie nie daje mu nawet dojść do słowa, tylko od razu, bez namysłu mówi, że kupuje. Gdy patrzę na oceny takich seriali jak Another Life czy iLand, to rozumiem ten żart. Jak to jest teraz w Netfliksie: stawiacie na ilość czy jakość?
To zabawne, że wspominasz ten odcinek, bo śmialiśmy się z niego w biurze. I myśleliśmy: wow, chcielibyśmy, żeby to było takie proste.
Dla nas zawsze ważna jest świetna sztuka i wierzymy, że możemy stworzyć wiele dzieł bez wpływu na ich jakość. Na dowód tego możesz zaobserwować reakcje na nasze ostatnie filmy, jak “Irlandczyk” czy “Historia małżeńska”. Zobaczysz, że dla publiczności jakość jest zawsze najważniejsza, ale to nie znaczy, że istnieje tylko jedna jej definicja. Może ich być wiele.
Dobrze, to wyobraźmy sobie taki scenariusz. Jestem młodym polskim reżyserem z jednym hitowym filmem na koncie. Przychodzę do ciebie razem z doświadczonym producentem. Mamy pomysł, który od razu ci się podoba. Jakie są kolejne kroki?
To zależy, kim jest producent i czy ma swoją firmę, która może zająć się pracami nad realizacją serialu. Jeśli nie, a pomysł jest świetny, możemy was przedstawić firmie produkcyjnej.
Mieliśmy taki ciekawy przypadek we Włoszech. Rozmawialiśmy z firmą GRAMS, w której pracuje pięciu młodych scenarzystów, w wieku między 19 a 23 rokiem życia. Mieli świetny pomysł, który przerodził się w serial “Baby”. Skontaktowaliśmy ich z bardzo doświadczoną firmą produkcyjną i od razu zamówiliśmy sezon.
Omówmy to na polskim przykładzie. Serial “W głębi lasu” realizujecie z Grupą ATM. Za co są odpowiedzialni oni, a za co Netflix?
My zatwierdziliśmy pomysł. Przeszliśmy wspólnie przez proces developmentu, ale tak naprawdę to ich serial. Oni odpowiadają za to, żeby powstawał zgodnie z harmonogramem i mieścił się w budżecie. Pracują bezpośrednio ze scenarzystami i producentami, prowadzą też casting.
Nazwałabym to symbiozą. Nasi producenci są dostępni w takim stopniu, w jakim są potrzebni.
Sześcioodcinkowy serial W głębi lasu opowie historię warszawskiego prokuratora Pawła Kopińskiego, który po latach wciąż nie może pogodzić się z zaginięciem ukochanej siostry.•Fot. Netflix
W zespole kreatywnym mamy dwie osoby. Do tego kilka osób w ekipach zajmujących się produkcją i postprodukcją.
Jakie są właściwie biznesowe cele tworzenia lokalnych produkcji dla waszej platformy streamingowej? Poza tym oczywistym, czyli zwiększeniem liczby subskrybentów w danym kraju.
Zawsze szukamy świetnych historii, które jeszcze nie zostały opowiedziane i możliwości, żeby zrobić to na globalną skalę. Celem biznesowym jest więc opowiadanie najlepszych z nich, które pokocha publiczność na całym świecie.
Od opowiedzenia dobrych historii do zarobienia na nich pieniędzy jest daleka droga. One mają sprawić, że wasi subskrybenci będą bardziej lojalni?
Chcemy sprawić, by byli szczęśliwsi. Im lepszy serial stworzymy, tym większe będzie ich zadowolenie. A to sprawi, że tym chętniej opowiedzą o tym swoim przyjaciołom czy rodzinie i wspomną im, że powinni zasubskrybować Netflixa. A im więcej użytkowników Netflixa, tym więcej historii możemy opowiedzieć. To cykl, który może nie brzmieć jak zorientowany na biznes, ale tak naprawdę jest.
Będziecie zwiększać inwestycje w polskie produkcje? Ilu możemy się spodziewać w latach 2020-2022?
Mamy kilka, które już ogłosiliśmy i kilka, które jeszcze nie były oficjalnie zapowiedziane. Zaczynamy się też zastanawiać, jak mogą wyglądać inne polskie treści, niekoniecznie seriale.
Możesz potwierdzić, że w najbliższych latach będzie więcej polskich produkcji?
Tak, zdecydowanie więcej, niż zrealizowaliśmy w tym roku.
Podobno Netflix otwiera biuro w Polsce. To chyba dobra wiadomość dla filmowców w naszym kraju?
Nie mamy w tej chwili planów, żeby otwierać tu biuro. Ale otworzyliśmy właśnie jedno w Paryżu i jedno w Berlinie. Chcemy być blisko filmowców. Spotykamy się z nimi w ich miastach, rozmawiamy o pomysłach.
Pamiętasz, kto to zaproponował, żeby wybrać Zamek w Ogrodzieńcu jako lokację do Wiedźmina? I jak oceniasz tę decyzji z dzisiejszej perspektywy?
Wydaje mi się, że to był pomysł Tomka Bagińskiego, który zna okolice. W odcinku ósmym mamy ważną scenę, punkt kulminacyjny, pojawiają się w niej najważniejsze postacie. Potrzebowaliśmy do tego naprawdę ikonicznej lokacji. Zastanawialiśmy się nad różnymi, ale doszliśmy do wniosku, że nie będzie lepszego sposobu na zakończenie tej historii niż tu, w Polsce, gdzie wszystko się zaczęło.
Jest wiele osób, które liczą, że - tak jak to było w przypadku “Gry o tron” - tysiące turystów po premierze serialu przyleci do Polski, żeby zobaczyć miejsce, w którym był kręcony.
Myślę, że może się tak stać. Dużo ludzi zobaczy serial i będzie chciało przyjechać do Polski. Albo będą chcieli zobaczyć lokację z serialu, albo miejsce, gdzie narodziły się pomysły… i potwory. Wybierając się do takiego miasta jak Łódź, gdzie mieszka Andrzej Sapkowski, czujesz, że ta kreatywna energia może stamtąd pochodzić.
Wiem też, że jest w Polsce wiedźmińska szkoła i myślę, że niedługo będą musieli uruchomić zajęcia w kilku dodatkowych językach (śmiech).
Serial Wiedźmin nie jest całkowicie polski, ale pracowali przy nim m.in. polscy producenci, w naszym kraju realizowano część zdjęć, a za efekty specjalne odpowiada Platige Image.•Fot. Netflix
Lauren S. Hissrich, nasza showrunnerka, wykonała świetną pracę z postaciami. Żadna z nich nie jest jednoznacznie dobra ani jednoznacznie zła. Powstała złożona historia z wieloma odcieniami szarości. To przyciągnie widzów. Mamy też uniwersalny wątek rodziny, który jest niezwykle ważny w serialu. Poznajemy trzy sieroty, które zbierają się, by stworzyć nietypową rodzinę. Będzie więc wiele emocji, takich które nie zawsze pojawiają się w innych serialach tego gatunku.
I tego potrzebuje amerykańska publiczność?
Tak. Jestem bardzo optymistycznie nastawiona, jeśli chodzi o to, jak serial zostanie przyjęty. Organizowaliśmy pokazy w m.in. w USA, Argentynie, Brazylii, Wielkiej Brytanii. Wszędzie ludzie reagowali świetnie. Nie sądzę więc, że serial spodoba się tylko w jednym miejscu. Ma potencjał, by podobać się na całym świecie. A to, że nasz materiał źródłowy jest w języku polskim, tylko nas ekscytuje. Dzieło z polskimi korzeniami zobaczy cały świat.
Drugi sezon też będziecie kręcić w Polsce?
Naszą bazą będzie Wielka Brytania, okolice Londynu. Ale wciąż szukamy różnych lokacji. Mam nadzieję, że będziemy kręcić znowu w Polsce.
A co możesz powiedzieć o drugim sezonie?
Lauren by mnie zabiła, gdybym coś powiedziała. To, co mogę w tej chwili potwierdzić, to że dużo z ulubionych postaci powróci. I że będzie więcej potworów.
Czy Tomek Bagiński będzie reżyserować?
Będzie producentem wykonawczym, na pełen etat. To bardzo zajmująca praca. Bardzo go potrzebujemy, bo dzięki niemu serial jest bliski swoim polskim korzeniom. To bardzo ważne dla Lauren i reszty zespołu.
Tomek pomaga wam też przy serialu “Kierunek: noc”, opartym na kilku stronach książki Jacka Dukaja. Razem z Maćkiem Musiałem, który ma już na koncie role w dwóch waszych serialach, wyrośli na polskie gwiazdy Netflixa.
To prawda, są nimi. A prywatnie obaj zostali moimi przyjaciółmi! Naprawdę lubię z nimi pracować.
Gdy robiliśmy casting do Wiedźmina, już wiedzieliśmy po roli Maćka w “1983”, jak bardzo jest utalentowany. Wspaniale było go mieć w ekipie.
A co do Tomka… On ma milion świetnych pomysłów. Gdy był w moim biurze, spytałam go: “Tomek, to jaki jest twój następny świetny pomysł?”. A on powiedział: “wiesz, jest taka książka…”. Zaczęliśmy rozmawiać o “Kierunek: noc” i tym, że - jak w przypadku "Wiedźmina" - to może być pomysł z polskimi korzeniami, ale który dotrze do szerszej, europejskiej publiczności.
To Tomek Bagiński od Andrzeja Sapkowskiego prawa do ekranizacji Wiedźmina. Zainteresował też Netflixa pomysłem zrobienia serialu z... kilku stron książki Jacka Dukaja.•Fot. Netflix
Nie mogę niczego potwierdzić. Ale mogę powiedzieć, że uniwersum Wiedźmina jest ogromne i że będzie jeszcze wiele okazji, by stworzyć coś z nim związanego.