Kuriozalny pomysł PiS. Chcą, żeby wysokość naszej emerytury zależała od liczby dzieci
W nadchodzących dekadach polskie społeczeństwo będzie się gwałtownie starzeć, a równocześnie populacja zmaleje nawet o kilkanaście milionów osób. Rządzący usilnie szukają sposobu na to, żeby zapobiec kompletnej zapaści systemu emerytalnego. Ich najnowszy pomysł to powiązanie wysokości emerytury z... liczbą posiadanych dzieci.
Teraz "Gazeta Wyborcza" podała szczegóły rozważanego w rządowych kręgach rozwiązania.
Dzieci będą płacić na rodziców
Według dziennika, który powołuje się na wypowiedzi osoby powiązanej z rządem, nowy system miałby zobowiązać pracujące dzieci do przekazywania 1 proc. swojej pensji rodzicom.
– Jeśli ktoś ma jedno dziecko i zarabia ono średnią krajową (obecnie jest to 5604 zł brutto), to ma dodatkowo 50 zł, a gdy ma 8 dzieci pracujących, to 400 zł. Ten procent byłby odliczany od podatku, a rodzic miałby prawo do dopisania tej kwoty do dochodu lub dopisania do kapitału emerytalnego – wyjaśnia rozmówca "Wyborczej".
Polacy nie chcą waloryzacji 500 plus
Sztandarowym programem rządu PiS mającym zwiększyć dzietność w naszym kraju jest oczywiście Rodzina 500 plus. Za sprawą inflacji jego realna wartość jednak spada. Eksperci oceniają, że pod koniec roku pieniądze z 500+ będą już realnie warte ok. 450 zł. W niecałe cztery lata inflacja zjadła prawie 35 zł, a w obecnym tempie do końca roku dobije do 50 zł.
Mimo to, spora część Polaków nie życzy sobie waloryzacji świadczenia. W sondażu przeprowadzonym przez Instytut Badań Spraw Publicznych na zlecenie portalu money.pl aż 55 proc. ankietowanych uznało, że nie należy podnosić wysokości świadczenia 500 plus w związku ze wzrostem inflacji, w tym 45 proc. zaznaczyła odpowiedź "zdecydowanie nie". 14 proc. biorących udział w badaniu odpowiedziało "ani tak, ani nie", zaś za podniesieniem świadczenia jest jedynie 30,5 proc. Polaków.
System emerytalny w Polsce
Jeśli z kolei chodzi o system emerytalny w Polsce, to – jak pisaliśmy w INNPoland.pl – w teorii nie jest on najgorzej pomyślany. Skonstruowany jest bowiem tak, by się bilansował – gdyby nie trzy przeszkody, przez które rok w rok brakuje około 60 mld złotych.
W Polsce przed dwiema dekadami przyjęto system oparty na wysokości składek. To, ile kapitału zgromadzimy plus oczekiwany okres życia w momencie przejścia na emeryturę, determinuje wysokość świadczenia. W tym systemie emerytura rośnie o około 10 proc. z każdym przepracowanym rokiem po przekroczeniu wieku emerytalnego.
Taki system jest, co do założeń, sensowny i wypłacalny. Jego problemem są trzy czynniki, które powodują coroczny deficyt i znacznie grubszy strumień pieniędzy zeń wypływający, niż zasilający. To dysproporcje wieku emerytalnego, zbyt wczesne przechodzenie na emerytury oraz uprzywilejowanie kilku grup społecznych.