Tak wyglądają lotniska przez wirusa z Wuhan. W Warszawie mogą badać podróżnych
Wirus z Wuhan już dawno wydostał się poza miasto, które jako pierwsze stało się ogniskiem zakaźnym. Żeby nie dołączyły do niego kolejne miasta, a następnie regiony Chin i części świata, na lotniskach lokalnych i tych z ruchem międzynarodowym zastosowano różne środki bezpieczeństwa. O szczegółach opowiedział nam Piotr Rudzki z Lotniska Chopina.
Podczas wypełniania tego dokumentu prosi się o podanie kontaktu i miejsca pobytu w Polsce. Karty są przekazywane do odpowiednich służb sanitarno-epidemiologicznych, które w razie potrzeby (na szczeblu centralnym, bądź wojewódzkim) kontaktują się z tymi osobami.
Procedury międzynarodowe
– To jest procedura międzynarodowa, zalecana przez Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC). To element profilaktyki. Formularze rozdaje się na wypadek, gdyby była potrzeba skontaktowania się z tymi pasażerami. Takie działania zaleca także nasz Główny Inspektorat Sanitarny – kontynuuje Rudzki.
Dodaje, że na lotniskach całego świata uczula się personel pokładowy i naziemny, by obserwował pasażerów. Jeśli jakieś objawy chorobowe zostaną zauważone, jeszcze na lotnisku taka osoba zostaje poddana kontroli medycznej. Po konsultacji z graniczną stacją sanitarno-epidemiologiczną podjęta jest decyzja o jej dalszych losach.
– W razie zaostrzenia sytuacji mamy do dyspozycji na lotnisku termometry zbliżeniowe i moce przerobowe, by osobę z bliskiego kontaktu wyłowić i wziąć na dodatkowe badania. Na ten moment nie ma potrzeby badania wszystkich pasażerów przylatujących z miejsc podwyższonego ryzyka, nawet z samych Chin – wyjaśnia.
Maseczki są na razie zbędne
Aktualnie nie ma też potrzeby noszenia maseczek chirurgicznych przez personel lotniska. Po pierwsze - obecna sytuacja nie wymaga specjalnych środków. Po drugie - tego typu maseczki mogą jedynie przyczynić się do zarażenia osoby zdrowej, a w żaden sposób jej nie chronią. Takie zabezpieczenia powinni nosić ludzie już zakażeni, by nie rozprzestrzeniać wirusa.
Wuhan, zaostrzone kontrole na lotniskach przez zagrożenie koronawirusem z Wuhan•Youtube / Guardian News
Ogniska choroby
Na dzisiaj, tj. 28 stycznia 2020, nie ma ognisk choroby w żadnym z wyżej wymienionych miejsc. Podobnie we Francji, gdzie pasażerowie z objawami zakażenia zostali zatrzymani do obserwacji i poddani kwarantannie.
– W tym momencie rejsy podwyższonego ryzyka u nas na Lotnisku Chopina to te bezpośrednie z Chin, a dokładnie z Pekinu. Innych bezpośrednich z Państwa Środka do Polski nie ma. Zwiększamy jednak czujność, jeśli dowiemy się (tak jak w przypadku trzech studentów z Rzeszowa), że pasażer lub pasażerowie lądujący u nas byli bezpośrednio w Wuhan – wyjaśnia Rudzki.
– Nasze służby medyczne wówczas wchodzą już do rękawa łączącego terminal z samolotem i tam w gotowości czekają na pasażerów, o których wiadomo, że byli lub mogli być narażeni na koronawirusa. Wtedy schodzą oni jako pierwsi z pokładu, trafiają od razu do karetki, która odwozi ich bezpośrednio na badania do szpitala zakaźnego – tłumaczy.
Lotniska tranzytowe
Na lotniskach tranzytowych w razie potrzeby pasażerowie podwyższonego ryzyka także są poddawani badaniom przez wykwalifikowany personel medyczny. Lekarz decyduje o możliwości kontynuowania przez nich podróży, dlatego nie ma obecnie potrzeby wdrażania dodatkowych środków ostrożności na lotniskach w Polsce ani w żadnym innym w kraju.
– Trójka studentów z Rzeszowa była badana w Dubaju, gdzie lekarz pozytywnie zakwalifikował ich do dalszej podróży, mając na uwadze pięcioipółgodzinny rejs. Biorąc choćby pod uwagę przysięgę Hipokratesa, jaką każdy lekarz musi złożyć, nie ma obawy, że ktoś w białym fartuchu na innym lotnisku puści dalej pasażera w wątpliwej kondycji – uważa Rudzki.
Na chwilę obecną Lotnisko Chopina nie planuje zawracać samolotów. Nasz rozmówca nie słyszał też, żeby gdziekolwiek na świecie odmówiono lądowania z powodu obecności na pokładzie pasażera podwyższonego ryzyka.