Polska ilustratorka doceniona przez kultową markę. Oto jak zdobyła prestiżowe zlecenie

Izabela Wojtaś
– Na Zachodzie klienci mają większą odwagę. Oni są tacy podekscytowani, cieszą się, że artysta pokaże im własną interpretację marki i widzą w tym olbrzymią wartość. W Polsce ten rynek jest chyba bardziej zachowawczy – tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl artystka i ilustratorka Karolina Pawelczyk. Jej prace docenił właśnie zespół kreatywny jednego z największych i najbardziej uznanych w branży odzieżowej domów mody Marc Jacobs.
Karolina Pawelczyk stworzyła ilustracje dla marki Marc Jacobs. Fot. Archiwum prywatne Karoliny Pawelczyk
Polka opowiedziała mi o tym, jak doszło do sensacyjnej współpracy z modowym gigantem, jak długo pracowała na to, by ilustracja stała się jej zawodem i jak zdobyła pierwsze zlecenie. Choć droga była kręta, to warta wszystkiego, bo ilustratorskich sukcesów, jak się okazuje, na koncie Karoliny jest już całkiem sporo.
Kampania dla marki Marc JacobsFot. materiały Karoliny Pawelczyk
Rysownik Daniel de Latour napisał kiedyś tak: „Ilustrator wyłazi z łóżka, myje zęby, siada przy biurku i popijając herbatę, rysuje różne rzeczy, a niekiedy ziewa”. U ciebie jest podobnie?

(śmiech) Często wygląda podobnie, czasami wkrada się też trochę aktywności w to życie. Nie lubię, kiedy mój dzień wygląda zawsze tak samo, więc z moją pracą lubię się przemieszczać, np. do kawiarni. Lubię też wyjeżdżać w różne miejsca. Raz nawet rysowałam sobie na plaży i to było świetne. Bardzo doceniam komfort mojej pracy.


Co ciekawe, ilustratorzy mody pracują na żywo. To wymaga totalnego skupienia, aktywności. Akurat nie miałam jeszcze okazji tak pracować, choć bardzo bym chciała

Jak osiąga się w życiu taki stan, że robi się to, co się lubi?

Trzeba wierzyć swojej intuicji, bardzo wierzyć w siebie, próbować różnych rzeczy – w końcu w jakiś sposób trzeba się dowiedzieć, co właściwie sprawia nam przyjemność i w czym jesteśmy dobrzy. A przede wszystkim trzeba być konsekwentnym i odważnym.

Wiedziałaś, co chcesz rysować?

Obserwując swoje rysunki, wiedziałam, że nie chcę, żeby były takie lekkie. Chciałam, żeby moje pracy były trochę bardziej określone, graficzne, może trochę zabawne, wesołe. Miałam jakiś swój pomysł.
Fot. materiały Karoliny Pawelczyk
Ryzykowana droga. Nie pojawiały się nigdy wątpliwości, że może lepiej było zostać prawnikiem?

Nie. Większym ryzykiem byłoby, gdyby brnęła w drogę, którą potem nie chciałabym iść przez całe życie.

Bardzo odważnie.

Rodzina mnie wspierała. Choć nie do końca zawsze rozumieli, co wymyśliłam, to zawsze czułam, że są obok gotowi do pomocy.

Długo pracowałaś na to, by ilustracja stała się zawodem?

To był proces. Trudno mi określić, jak długo to trwało, bo złożyło się na to kilka elementów. Studiowałam zupełnie inny kierunek – prawo w Poznaniu, ale już dużo wcześniej zaczęłam rysować, malować itd. Pod koniec studiów stwierdziłam, że tak naprawdę to chciałabym zająć się rysowaniem na poważnie. W gazetach brytyjskich widziałam ilustracje mody i to mnie bardzo pociągało. Wiedziałam też, że istnieje szkoła Central Saint Martins, w której uczą moi idole i chciałam stać się jej częścią. CSM to chyba najbardziej prestiżowa szkoła mody na świecie? Podobno też bardzo droga... Roczne czesne to nawet 9 tys. funtów...

Tak, CSM ze względu na wykładowców i absolwentów jest jedną z najbardziej prestiżowych szkół na świecie, dlatego też długo pracowałam, żeby móc sobie na to pozwolić. Potem pojechałam na summerschool i przez wakacje zajmowałam się ilustracją mody. To był niesamowity czas. Bardzo, bardzo pracowity, ale warty tej poświęconej energii. Jeden z fajniejszych okresów w moim życiu.
Fot. materiały Karoliny Pawelczyk
Była szkoła, były warsztaty, a co potem? Jak się zdobywa pierwsze zlecenie?

Pierwsze prace to były tak naprawdę ilustracje do magazynów wydawanych przez moich znajomych. Natomiast taka pierwsza naprawdę ważna dla mnie współpraca była z marką Bizuu. Zrobiłam ilustracje, które zostały następnie nadrukowane lub wyszyte na elementach kolekcji. Od tego zlecenia tak naprawę wszystko się zaczęło.

Jak nawiązałaś z nimi współpracę?

Pewnego dnia po prostu odebrałam od nich e-maila. Myślę, że znaleźli moje prace w internecie.

Masz w portfolio wiele dużych marek. Jak współpracuje się z takimi klientami?

Świetnie, ponieważ oni wiedzą, czego chcą. Artysta, z którym pracują, jest starannie dobrany, nie ma tutaj przypadku. Klient przychodzi z pomysłem na wspólną pracę. Cieszą się na to, że artysta, z którym chcą pracować, pokaże im własną interpretacje marki.

To dobrze, jeśli klient jest zdecydowany? Nie zabija to kreatywności?

Nie. To jest dla mnie bardzo ważne: klient, który ma już jakiś pomysł, koncepcję na naszą współpracę. Kocham precyzyjne i dobrze zrobione briefy, z których mogę dużo wyczytać i poczuć klimat tej naszej współpracy i zrozumieć koncepcję.

Pracowałaś też dla polskich marek, więc masz jakieś porównanie. Z którymi klientami pracuje się lepiej?

Wydaje mi się, że zagraniczni klienci są dużo odważniejsi, jeżeli chodzi o moją pracę. Te moje ilustracje są odważne, to nie jest klasyka. Na Zachodzie klienci mają większą odwagę. Oni są tacy podekscytowani, cieszą się, że artysta pokaże im własną interpretację marki i widzą w tym olbrzymią wartość. W Polsce ten rynek jest chyba jeszcze trochę bardziej zachowawczy, ale czuję, że to się zmienia.

Z jakimi trudnościami musisz się liczyć jako ilustrator?

Po pierwsze, to jest praca artystyczna. Są lepsze i gorsze dni. Takie, w których jestem bardziej i mniej pomysłowa, a mimo wszystko muszę pracować. Taki okres jest trudny, ale też są różne sposoby, by to przełamać.
Fot. materiały Karoliny Pawelczyk
A po drugie?

Nieregularność, która jest jednocześnie plusem i minusem. Czasami mam tyle pracy, że nie mam czasu na sen i wszystkie ważne prace kumulują się w jednym okresie. Czasami z kolei mam mnóstwo wolnego czasu i to też wymaga dobrej organizacji – zależy mi, żeby w takich okresach realizować jak najwięcej swoich pomysłów.

A ile musi być tych zleceń w miesiącu czy roku, żeby można było powiedzieć, że jest dobrze?

Tyle, żebym miała co robić i spokojnie znajdowała czas również na pracę koncepcyjną.

Jak wypromować swoją twórczość? Czy internet pomaga w twojej pracy?

Oczywiście. To jest narzędzie, które daje niesamowite możliwości. Dzięki social mediom droga do odbiorcy jest bardzo krótka. Już nie musimy wysyłać portfolio pocztą czy e-maile. W ten sposób spotkałam wielu swoich klientów.

Który klient trafił do ciebie dzięki mediom społecznościowym?

Właśnie to ostatnie zlecenie.
Fot. materiały Karoliny Pawelczyk
Marc Jacobs?

Tak. Ilustracje, które publikowałam na IG, dostrzegł w sieci team Marc Jacobs Fragnances. Wiosną 2019 roku zostałam poproszona o naszkicowanie sześciu rysunków, które miały posłużyć za dekorację kwiatowych zapachów z linii DaisySunshine. A potem trzy kolejne – tym razem na potrzeby kampanii promującej najnowszy, owocowo-cytrusowy zapach DaisyDaze.

Ulubieni twórcy. Kto cię inspiruje?

Przede wszystkim Hellen Bullock, która jest moją idolką od zawsze. Ona zresztą uczyła mnie rysować w Londynie. Tanya Ling, której ilustracje mody sprawiły, że sama zaczęłam zajmować się ilustracją mody.

A czy możesz zdradzić, nad czym teraz pracujesz?

Niestety nie mogę – większość mojej pracy wykonuję z dużym wyprzedzeniem, często kilkumiesięcznym. Choć moja praca cieszy mnie tak bardzo, że mogłabym o niej opowiadać godzinami, to w przypadku współprac komercyjnych muszę trzymać język za zębami, aż nie ujrzą światła dziennego. Na tę chwilę mogę jednak zdradzić, że wkrótce wypuszczę limitowaną serię 30 ilustracji.

Czekam z niecierpliwością. A gdzie widzisz się za pięć lat? Wspomniałaś już o rysowaniu mody, co jeszcze? Chciałabym, żeby wszystko toczyło się tak jak dotychczas. Tak dobrze i tak zgodnie z moim planem, bo naprawdę uważam, że mam dużo i szczęścia w tym, co robię. Chciałabym mieć kreatywne zlecenia i pomysłowych, a przede wszystkim odważnych klientów.

Skoro pracujesz i pasjonujesz się tym samym, co robisz po godzinach? Czy jest w ogóle taki stan „po godzinach”?

Jest, jest. Niedawno sobie nawet o tym myślałam, że kiedyś to moje rysowanie było moim hobby, potem stało się pracą, po czym się zorientowałam, że właściwie nie mam hobby, bo to jest moja praca (śmiech). Choć rysuje jeszcze dla siebie, dla przyjemności.

Jeśli chodzi zaś o pasję, to obecnie jest nią surfing. Nie jestem w tym jeszcze świetna, ale zamierzam to rozwijać. I to się wiąże z kolejną pasją – podróżami. Gram też w tenisa, zimą jeżdżę na nartach.