Mimo pandemii "kwiaty wiosną nie przestaną rosnąć". Ten biznes mogli uratować tylko ludzie
Jak mówi pan Henryk, właściciel gospodarstwa ogrodniczego, w jego przypadku zamknięcie firmy nie zmniejszyłoby strat. Nie można przecież powiedzieć kwiatom, żeby przestały rosnąć. Trzeba po prostu szybko znaleźć rynek zbytu.
Tu nie można po prostu zatrzymać taśmy produkcyjnej
Skutki pandemii w przypadku takiego biznesu są szczególnie namacalne. Salony fryzjerskie, kosmetyczne czy kwiaciarnie, choć też są w dramatycznej sytuacji, bo z dnia na dzień straciły możliwość świadczenia usług, a tym samy generowania zysków, to są w stanie choć w jakimś stopniu zminimalizować koszty swojej działalności.
U pana Henryk to niestety nie jest możliwe. Dlaczego? Nie można po prostu zamknąć upraw. Przyroda ma swój własny rytm – kwiaty zostały posadzone, mimo tego, co dzieje się wokół – rosną, a kiedy będą gotowe trzeba im będzie znaleźć rynek zbytu.
– Po prostu nie mam odbiorców na swoje produkty, a my produkujemy kwiaty. Kwiaciarnie albo są zamknięte, albo bardzo mało sprzedają – zdradził w rozmowie z TVP 3 Białystok.
– Udało się sprzedać trochę tulipanów, a w tej chwili będą róże, będą lilie, będzie gypsophila i to trzeba będzie sprzedać – dodał.
Udało się dzięki internetowi i ludziom dobrej woli
Pierwsze – gotowe do sprzedaży – były tulipany. Jak dowiadujemy się z postu na Facebooku, w szczycie produkcji w gospodarstwie pana Henryka dziennie tnie i pakuje się ich tysiące. Możecie sobie zatem wyobrazić, o jakich liczbach tu mowa. Z pomocą przyszyły media społecznościowe.
Na profilu Fundacji Rodziny Czarneckich pojawił się post z prośbą pana Henryka:
– Widząc aktualną sytuacje, nie mamy złudzeń, że coś się poprawi w najbliższym czasie, dlatego zwracamy się do Państwa… Oferujemy na sprzedaż tulipany w cenie hurtowej. Dla wielu to nie jest duża kwota, dla nas zawsze wsparcie by pokryć bieżące wydatki i wynagrodzenia dla pracowników – czytamy we wpisie.
Post z prośbą udostępniono prawie 1000 razy, a pod nim posypało się mnóstwo komentarzy. – Przepiękne kwiaty! Ja swoje odebrałam dzisiaj. Pomagajmy sobie nawzajem w tak trudnej sytuacji, jaka obecnie panuje i trochę empatii – napisała p. Martyna. – Polecam, na żywo jeszcze piękniejsze! – dodała p. Agata. – Kwiaty cudne. Pan Henryk to niezwykle ciepły i sympatyczny człowiek. Zakupiliśmy dziś jedne z najpiękniejszych tulipanów, a Pan Henryk obdarował mnie jeszcze cudnymi różami – dodała p. Elżbieta.
Wszystkie tulipany sprzedano
Efekt? Telefon pana Henryka nie przestawał dzwonić. Bywały dni, że do godziny 11.00 przedsiębiorca zdążył odebrać 300 telefonów od osób, które postanowiły wesprzeć przedsiębiorcę i kupić kwiaty. Kilak dni temu na FB pojawił się post z informacją, że udało się sprzedać wszystkie tulipany.
Choć p. Henryk sprzedawał po koszach – 25 zł za 25 tulipanów – więc nie można mówić o jakimkolwiek zysku, to i tak wielki sukces. Kwiaty nie zgniły na wielkim stosie, tylko cieszą oczy kupujących, a przedsiębiorcy może udać się pokryć choć część kosztów produkcji i zapłacić pracownikom.
To jeszcze nie koniec walki, po tulipanach będą róże i jeszcze wiele innych kwiatów. Akcja z tulipanami na pewno daje jednak nadzieję na to, że uda się wyjść z tej sytuacji z tarczą, a nie na tarczy, ograniczając straty do minimum.
Takie historie to teraz pokarm dla duszy
Historii takich jak pana Henryka jest coraz więcej. Czasami to pomoc drugiego człowieka, a czasami, oczywiście tam, gdzie to możliwe – zdolność do podjęcia zmiany. Zaledwie kilka dni temu pisaliśmy o wrocławskiej firmie CleverFarme, której udał się przekuć kryzys w sukces.
Choć przez ponad 10 lat produkowali systemy wystawiennicze, stoiska na targi czy zabudowy na eventy i nieźle na tym zarabiali, to w porę zorientowali się, że lada dzień z powodu epidemii mogą stracić grunt pod nogami.
Pod koniec lutego przygotowali więc prototyp przyłbicy ochronnej, a potem z dnia na dzień ze swoimi 60 pracownikami ruszyli z zupełnie nowym biznesem – czyli właśnie produkcją przyłbic ochronnych. Efekt? Kiedy inni zwalniają, oni musieli zatrudnić 50 nowych osób.
Nie dajmy się zapędzić w kozi róg...
Po co przywołuję te dwie historie? W trudnych momentach bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy czytać takie pokrzepiające informacje. Jeśli będziemy tylko śledzić statystyki dotyczące nowych zachorowań czy dane o kolejnych zakazach nakładanych przez rząd – jest wysoce prawdopodobne, że z pandemii wyjdziemy z depresją albo nerwicą, a tego przecież nie chcemy.
Jeśli możemy, wspierajmy tych, którzy tego potrzebują, i ładujmy baterie taki historiami. Już niebawem znowu będziemy mogli podbijać świat. Jestem tego pewna! Musimy mieć tylko na to siłę.