Prawica ma ból... głowy przez wyższe kary za brak biletu. Ale płacąc mniej, okradasz swoje miasto

Kamil Nowicki
17 długich lat i wreszcie coś drgnęło. Jak na stolicę cywilizowanego kraju przystało, uwspółcześniła stawki za brak kwitów parkingowych. Kary będą 10-krotnie wyższe. Prawica podniosła zgiełk, próbując kopnąć tym faktem w Trzaskowskiego i wprowadzić ferment do warszawskiego elektoratu. Sęk w tym, że to świetna, spóźniona, ale bardzo potrzebna decyzja, co nie jest w samej Warszawie opinią odosobnioną. Oto dlaczego.
Posiadanie i użytkowanie samochodu w dużych miastach staje się coraz cięższe. Fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta

Żelazne pięć dych

Polska może nie rozwija się w tempie ekspresowym, jak zapewniają nasi politycy, ale przez ostatnie dwudziestolecie bardzo dużo się zmieniło.

Chociażby kupno samochodu nie jest dzisiaj żadnym problemem. Nawet za tysiąc złotych jesteśmy w stanie nabyć sprawny pojazd z rynku wtórnego. Z roku na rok coraz więcej Polaków decyduje się na nowe auto, a infrastruktura wokół nas staje się coraz lepsza. Może to zabrzmi kontrowersyjnie, ale na ogół żyje nam się lepiej.

Pomimo tych wszystkich zmian oraz bardziej zasobnego portfela, w Warszawie od 17 lat brak biletu parkingowego za postój w specjalnych strefach skutkował karą w wysokości 50 zł. Koszt parkowania za cały dzień płatnej strefy (10 godzin) wynosi obecnie ok. 40 zł.


Jeśli ktoś chciał zostawić samochód na np. 8-10 godzin, to mógł zagrać w ruletkę z kontrolerami. W razie mandatu zapłaciłby np. 15 złotych więcej niż za sam bilecik. Mamy tu do czynienia z ryzykiem kontrolowanym - strata kilkudziesięciu złotych. W przypadku pozostawiania auta na kilka dni, 50 zł za cały ten okres wydaje się dobrym interesem.

Pod koniec lipca Rada Warszawy podniosła karę za brak biletu, aż pięciokrotnie. Będzie ona obowiązywać od 7 września i wyniesie 250 zł. Powstaje pytanie, czy to jest dobry ruch ze strony władz.

– To jest słuszne, bo przede wszystkim nie należy kraść. Nie płacąc za bilet parkingowy okrada się przecież Warszawę, okrada się jej mieszkańców. Te pieniądze idą na utrzymanie miejsc parkingowych oraz rozwój infrastruktury stolicy – mówi w rozmowie z INNPoland.pl Adrian Furgalski prezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.

– Dotychczas, nawet jak przyjdzie raz na jakiś czas kara 50 zł, to dla wielu i tak bardziej opłacalne jest zostawianie auta przez kilka dni nie płacąc, niż uiszczanie blisko 38 zł za cały dzień parkowania – dodaje.

Gapowicz ma drożej

Pomimo pięciokrotnej podwyżki kary za brak biletu parkingowego, 250 zł to cały czas nieco mniej niż gdybyśmy podróżowali komunikacją miejską na gapę. Dodatkowo jeśli opłacimy karę w ciągu 7 dni, wyniesie ona 170 złotych. Dla niektórych 250 złotych może być kwotą dużą, a dla innych cały czas będzie to mało.

– Wysokość kary powinna być w okolicy tego, co płaci ten, który jest złapany np. w tramwaju, jadąc na gapę. Od stycznia na ulicach pojawiły się samochody kontrolujące wniesienie opłat, a każdy z nich jest w stanie sprawdzić dziesięć razy więcej pojazdów niż pieszy patrol - mówi Adrian Furgalski.

– Idziemy w dobrym kierunku nowoczesności. To już wzbudziło strach wśród parkujących i przełożyło się to na wzrost wpływów z parkowania o ponad 10 proc. Jeszcze większy strach przyjdzie wtedy, kiedy nie będą przychodzić kary w wysokości 50zł, tylko w 250 zł. Doprowadzimy do sytuacji, że ten kto parkuje, płaci za usługę – uzupełnia.

Sam pomysł wyższej kary za brak biletu parkingowego wywołał poruszenie m.in. u polityków Zjednoczonej Prawicy. W tej kwestii wypowiedział się na swoim Twitterowym koncie Sebastian Kaleta z Solidarnej Polski, który był również radnym Warszawy. Chociaż to obecny rząd dał wolną rękę samorządom w sprawie ustalania opłat i kar parkingowych w miejskich strefach. Już dwa lata temu przegłosowano ustawę, która zezwala miastom powyżej 100 tys. mieszkańców na ustalanie opłat za postój.

Maksymalna stawka godzinowa może wynieść 0,45 proc. płacy minimalnej. Ustawa dotyczy również określania wysokości kar za brak biletu parkingowego, której górna granica to 10 proc. pensji minimalnej. Celem wprowadzenia ustawy jest rozładowanie ruchu w dużych miastach jak m.in. Warszawa, Kraków, Poznań czy Wrocław.

– To dobra decyzja, że samorządy mogą bardziej elastycznie decydować o polityce parkingowej. Zanikła rotacja na miejscach parkingowych, bo stawki za pozostawienie samochodu są obecnie śmiesznie niskie. Większość przyjeżdża na 9, parkuje samochód, potem o 16 wraca i jedzie do domu. Ci którzy przyjechali na 20 minut coś załatwić, nie mają miejsca i krążą produkując spaliny, hałas i korki – podkreśla Adrian Furgalski.

Jednocześnie warto spojrzeć na zachodnie stolice, takie jak np. Paryż, które nie patyczkują się z kierowcami. Sama kara za brak opłaty parkingowej w zależności od strefy może sięgnąć 200 euro. Na tym się nie kończy. Często samochody parkujących na gapę mogą zostać odholowane, za co zapłacimy 179 euro. Dodatkowo każdy dzień zwłoki w przypadku nieodebrania auta będzie kosztować nas 29 euro - podaje blog Salut Francja.

Auto w mieście

Obecnie posiadanie i przede wszystkim użytkowanie w mieście samochodu to spore koszty. Do tego wszystkiego dochodzi również walor rzeczywistej użyteczności samego pojazdu. W dużych miastach jest rozwinięta szeroka gałąź alternatyw dla własnych czterech kółek. Skorzystać możemy z komunikacji miejskiej, która w wielu polskich miastach jest dobrze skomunikowana.

Dla osób aktywnych powstaje coraz więcej ścieżek rowerowych z możliwością skorzystania z tzw. roweru miejskiego. A dla zmotoryzowanych jest car-sharing, czyli możliwość wynajmu auta na minuty. Wypożyczyć możemy również hulajnogi elektryczne czy skutery. Samochód dzisiaj jest świetną opcją np. w kontekście podróży między dużymi miastami.

Niestety poruszanie się w sporych aglomeracjach autem odbiera trochę smak życia. Korki, szukanie miejsca parkingowego, czyhające fotoradary i wyższe spalanie to tylko część niedogodności, jakie nas spotkają.