Zarabiają krocie zmieniając lasy w bagna. Tak gangi bursztyniarzy szukają "bałtyckiego złota"

Grzegorz Koper
Bursztyn cieszy się niezmiennym od lat zainteresowaniem. Pamiątki z tego surowca można kupić w każdym nadmorskim straganie, jubilerzy prześcigają się w wymyślaniu nowych zastosowań dla jantaru, a plażowicze wypatrują wśród piasku złotawych kamyczków. Są również i tacy, którzy wykorzystują popularność tej kopaliny i nielegalnie ją pozyskują, niszcząc przy tym lasy.
Zbieranie bursztynu na plaży jest jedną z form rekreacji nad Bałtykiem. Są jednak tacy, którzy zrobili sobie z tego duży zarobek. Fot. Artur Kubasik / Agencja Gazeta

Bezprawne wydobycie bursztynu

"Bursztyniarze" to nie prześmiewcze określenie turystów-plażowiczów, wędrujących wzdłuż plaż w poszukiwaniu cennych kamyczków. Tak nazywa się nielegalnych wydobywców bursztynu, czyli zorganizowane grupy, które za pomocą ciężkiego sprzętu wypłukują cenną kopalinę spod ziemi.

Do działalności wystarczy im motopompa, wąż strażacki i pojazd do przemieszczania się. Wężem wprowadzają wodę pod ciśnieniem pod powierzchnię gruntu, a następnie czekają, aż strumień wybije, niosąc ze sobą pożądany bursztyn.

Starają się działać w ukryciu, więc raczej ich nie spotkacie na poobiednim spacerze. Natomiast ślady działalności gangów bez trudu rozpoznają leśnicy. Przewrócone drzewa, dziury w ziemi i charakterystyczne śmieci to typowe oznaki żerowania mafii bursztynowej.

Największą ofiarą przyroda

Nielegalne pozyskiwanie jantaru dewastuje środowisko naturalne. Najbardziej cierpi na tym gleba, powiedziała nam Anna Malinowska, rzecznik Lasów Państwowych.


– W trakcie poszukiwania wydobywany jest grunt ze sporych głębokości - wypłukiwanie bursztynu sięga nawet do 6 – 8 m w głąb ziemi. Przy okazji mieszane są wszystkie warstwy gleby, przez co rośliny pozbawiane są niezbędnej do życia warstwy organicznej – komentuje przedstawicielka LP.

Bursztyniarstwo odbija się także negatywnie na drzewostanie. Cierpi system korzeniowy drzew, wypłukiwana jest ziemia spod roślin. Uszkodzenia bywają tak wielkie, że drzewa potrafią się wywrócić.

– Ponadto w trakcie prac często zaśmiecany jest las. Osoby trudniące się tym procederem często rozrzucają w lesie, np. resztki poniszczonych plastikowych rur, starych węży strażackich, butelki, puszki i wiele innych śmieci. Zniszczenia te mają olbrzymią skalę, gdyż nielegalne prace wykonywane są w wielu miejscach, rozrzuconych na przestrzeni całej Mierzi Wiślanej – mówi nasza rozmówczyni.

Urobiska bursztynu są niebezpieczne dla zwierząt i ludzi. Grząski i wilgotny piach w miejscach porzuconych przez bursztyniarzy stanowi prawdziwą pułapkę dla zwierzyny leśnej. Zagrożeni są także turyści, mogący nieopatrznie wpaść w urobisko.

Tendencja spadkowa

Z przekazanych nam statystyk Nadleśnictwa Elbląg z lat 2009-2020 wynika, że przez ten czas zatrzymano między innymi: ponad 263 sztuk różnych rodzajów wężów strażackich (o łącznej długości ponad 5 kilometrów!), 45 motopomp, rower górski i nawet dwa samochody osobowe.

Szczyt liczby zarejestrowanych przypadków bursztyniarstwa przypadał na lata 2014-16. W tym okresie zanotowano w Nadleśnictwie Elbląg aż 26 przypadków nielegalnego wydobycia jantaru. Zatrzymano wówczas 23 sprawców. Koszt rekultywacji terenów zielonych wyniósł ponad 45 tys. zł.

Jednak w tym i ubiegłym roku problem przygasł. Lasy Państwowe informują, że zahamowanie tego nielegalnego działania było możliwe dzięki współpracy z terenową Służbą Leśną, placówkami Morskiego Oddziału Straży Granicznej, Komendą Powiatową Policji w Nowym Dworze Gdańskim, Parkiem Krajobrazowym „Mierzeja Wiślana” oraz sąsiednimi posterunkami Straży Leśnej.

– Oczywiście istnieje możliwość wzrostu natężenia nielegalnej działalności, która może wyniknąć m.in. z ceny rynkowej bursztynu, ale na razie nie ma takiego zjawiska – wyjaśnia rzecznik lasów państwowych.

Cena "bałtyckiego złota"

Nie da się ukryć, że bursztyn jest drogi. Od lat w Polsce i na świecie panuje moda na wyroby z jantaru. Wiele kobiet ceni sobie biżuterie z niego. Cena "bałtyckiego złota" waha się od wielkości bryłek - im mniejsze tym tańsze. Za kilogram największych i najlepszej jakości fragmentów jantaru można zapłacić nawet 20 tys. zł.

Jego wartość potęguje też rzadkość występowania. Kopalinę tę można znaleźć w niewielu miejscach na świecie. Największe zasoby ulokowane są nad południowym i wschodnim Bałtykiem, a z bycia posiadaczem najobfitszych pokładów bałtyckiego jantaru może się szczycić obwód kaliningradzki.

Na cenę znaleziska wpływają też inkluzję. Pewnie widzieliście muszki czy pajęczaki zatopione w bursztynie. Jednak chiński paleontolog Xing Lida odkrył na targu w Birmie prawdziwy rarytas. W jantarze zatopiony był fragment ogona dinozaura.