Od miesiąca mamy sposób na kontrolę koronawirusa w szkołach. Ale rząd go nie wdraża

Katarzyna Florencka
1 września już lada dzień, ale z wciąż zmieniających się wytycznych MEN dyrektorzy szkół i rodzice mogą co najwyżej wywnioskować, że wszystko wyjdzie w praniu – a tymczasem mogliby mieć już w rękach dokładny harmonogram testowania na obecność koronawirusa całych szkół. Opracowane przez polskich naukowców procedury zbiorowego testowania od miesiąca leżą w Ministerstwie Zdrowia.
W resorcie zdrowia od miesiąca leży procedura zbiorowego testowania na koronawirusa, które mogłoby być wykorzystane np. w szkołach. fot. Jakub Włodek / Agencja Gazeta
Wrześniowy poranek w niewielkim polskim mieście. Zbliża się godzina 8. Do jednej z tamtejszych szkół zmierzają uczniowie. Zamiast jednak wejść do budynku, ustawiają się klasami na szkolnym boisku. Pomiędzy grupkami krążą specjaliści, którzy od każdego ucznia pobierają wymaz do testu na obecność wirusa SARS-Cov-2.

Próbki odnoszą do mobilnego laboratorium, w którym zostaną one zbiorczo przebadane – a wyniki dla całej szkoły, do której uczęszcza tysiąc uczniów, będą gotowe za... 90 minut. Za tydzień lub dwa specjaliści przyjadą ponownie, aby powtórzyć procedurę.


Sielski obrazek, na którego realizację nie ma szans? Otóż wcale nie. Ministerstwo Zdrowia już od miesiąca dysponuje szczegółowym planem przesiewowego testowania na koronawirusa – opracowanym i przetestowanym przez naukowców z Polskiej Akademii Nauk. Nic jednak nie słychać o jakimkolwiek planie wdrożenia tego rozwiązania.

Zbiorowe testy na koronawirusa

Samo zbiorowe testowanie to tak naprawdę nic nowego. Naukowcy określają to mianem "metody Dorfmana": polega ona na równoczesnym badaniu jednym testem próbek pochodzących nawet od kilkudziesięciu pacjentów. Po raz pierwszy wykorzystano ją podczas II wojny światowej do wykrywania chorób zakaźnych wśród amerykańskich żołnierzy – do dzisiaj zresztą stosuje się ją np. do wykrywania wirusa HIV w większych grupach.

Nic w sumie dziwnego, że po wybuchu pandemii naukowcy z całego świata zaczęli podejmować próby dostosowania tej metody do wywołującego COVID-19 wirusa. Prace nad tym podjęto m.in. w USA, Izraelu – oraz w Polsce. Instytut Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego PAN we współpracy z naukowcami z Uniwersytetu Warszawskiego oraz laboratoriami sanepidu i Uniwersytetu Medycznego w Łodzi stworzył szczegółowe procedury grupowego testowania na koronawirusa.

– Wcale nie było pewne, że wirusa SARS-Cov-2 będzie można testować w ten sposób – mówi INNPoland.pl prof. Agnieszka Dobrzyń z Instytutu Nenckiego PAN, kierownik projektu SONAR Anty-Coronavirus.
Zbiorowe testowanie na koronawirusa pozwoliłoby zaoszczędzić czas i pieniądze.Fot. naTemat
Problemem było przede wszystkim to, że wirus ten występuje u pacjentów w bardzo różnych stężeniach – i nie było wiadomo, czy przy takiej rozpiętości u niektórych osób zbiorowe testy wirusa po prostu nie "przegapią". Dodatkowo – aby mieć punkt odniesienia – naukowcy musieli również sprawdzić czułość dostępnych w Polsce testów.

Wyniki pracy polskich naukowców są imponujące. Zbiorowe testy mają podobną skuteczność jak pojedyncze. – W przypadku najmniejszych stężeń rzeczywiście mieliśmy problem z detekcją. Ale prawda jest taka, że takie stężenia nawet w pojedynczych testach oznaczane są jako wynik niepewny – tłumaczy prof. Dobrzyń.

– Na podstawie naszych wyników nie mam najmniejszej wątpliwości co do skuteczności testowania zbiorowego i mogę je zarekomendować z absolutnie czystym sumieniem; to może być odpowiedź na powszechne testowanie, której dziś szukamy – stwierdza nasza rozmówczyni.

Taniej i szybciej

Czemu więc nic nie słychać o zbiorowym testowaniu podczas aktualnej dyskusji o tym, jak będzie wyglądał nowy rok szkolny? Nie jest to do końca jasne.

– Od maja do lipca pracowaliśmy praktycznie non-stop, żeby jesienią test można było już wdrożyć do użycia – opowiada prof. Dobrzyń. – Gotowy projekt implementacji testowania grupowego w Polsce leży w Ministerstwie Zdrowia od 30 lipca, czekając na podjęcie decyzji – dodaje.

Tymczasem wprowadzenie zbiorowych testów nie tylko przyspieszyłoby cały proces – ale też zmniejszyło jego koszty. Do przebadania wspomnianej na początku szkoły, w której uczy się tysiąc osób, wystarczyłoby spokojnie 100 testów.
Zbiorowe testowanie na koronawirusa mogłoby być wdrażane już w momencie.Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta
Prof. Dobrzyń przekonuje, że tak naprawdę każda gmina mogłaby posiadać takie mobilne laboratorium: – Z naszych szacunków wynika, że implementacja powszechnego testowania w całej Polsce, we wszystkich województwach, kosztowałaby ok. 20 mln zł – mówi.

W kontekście budżetu zdrowotnego kwota ta jest tak naprawdę niewielka: w tym roku na opiekę zdrowotną planowano wydać 107,6 mld zł. A tuż po wybuchu pandemii Ministerstwo Zdrowia było w stanie z miejsca znaleźć 5 mln zł na maseczki od instruktora narciarstwa czy 370 mln zł na słynne respiratory od spółki E&K z Lublina.

Napisaliśmy do MZ z pytaniem o to, co dzieje się z projektem złożonym przez polskich naukowców. Do momentu publikacji tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Tymczasem naukowcy chcieliby, aby kwestia wprowadzenia w Polsce powszechnego testowania na obecność koronawirusa w końcu ruszyła się z urzędniczego biurka. Proszą o pisanie e-maili popierających tę inicjatywę na adres COVID19@nencki.edu.pl lub bezpośrednio do Ministerstwa Zdrowia (kancelaria@mz.gov.pl) – do wprowadzenia powszechnego testowania potrzebna jest bowiem właśnie zgoda Ministerstwa.