“Piętrowy absurd”. Przepis o maseczkach w samochodzie to przykład totalnej niekompetencji

Krzysztof Sobiepan
Wszyscy kierowcy ucieszyli się z ostatniego zniesienia obowiązku noszenia maseczek w samochodzie. No chyba, że są prawnikami. Nasz ekspert wskazuje, że Rada Ministrów najprawdopodobniej była nieświadoma, jakie prawo uchwala. Zaowocowało to absurdalnymi zapisami, np. wyjątkiem od reguły... której nie ma.
Zlikwidowano obowiązek noszenia maseczki w aucie, ale prawnicy nie są zadowoleni. Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, od soboty w Polsce zniesiono nakaz zakrywania ust i nosa w samochodach. Dotychczas maseczki wolno było zdjąć w aucie tylko wtedy, gdy jechaliśmy samotnie, bądź w pojeździe znajdowały się jedynie osoby z jednego gospodarstwa domowego.

Końcowy efekt zapisów - że nikt nie musi zakładać maseczki w samochodzie - nie obrazuje jednak niechlujstwa, z jakim je zmieniano. Na co najmniej dziwną logikę nowego rozporządzenia uwagę zwracał m.in. dziennikarz Money.pl Konrad Bagiński. Postanowiliśmy zapytać o tę sytuację prawnika. Czytaj także: Krąży instrukcja, jak potraktować policjanta, który wlepi mandat za brak maseczki. To zły pomysł

Obowiązek zakładania maseczki w samochodach – kolejny bubel prawny

– Rozporządzenie jest absurdalne. Uchylono zasadę, a dwie linijki niżej wprowadzono wyjątek od zasady, której i tak nie ma. Konsekwencją wyjątku jest to, że i tak nikt nie musi mieć maseczki w samochodzie. To po prostu piętrowy absurd, efekt niekompetencji, pisania prawa na kolanie, na ostatnią chwilę, pogardzania ekspertami – komentuje dla nas dr Mikołaj Małecki, adiunkt w Katedrze Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.


Chodzi o rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 16 października 2020 r. Czytamy w nim: "w ust. 1 w pkt 1 skreśla się wyrazy "oraz w pojazdach samochodowych, którymi poruszają się osoby niezamieszkujące lub niegospodarujące wspólnie"". Wszystko byłoby ok, gdyby tuż pod tym zapisem nie wprowadzono wyjątku od reguły, którą właśnie anulowano.

– Treść rozporządzenia wskazuje na to, że Rada Ministrów była nieświadoma, jakie prawo uchwala. To ostatecznie dowodzi, że nikt już za bardzo nie panuje nad tym, co się aktualnie dzieje i jakie przepisy są uchwalane. Absurd i kompromitacja – kontynuuje Małecki. Prawnik podziela też nasze wątpliwości dot. sposobu, z jakim partia rządząca stara się walczyć z pandemią koronawirusa. – Jak można mieć zaufanie do takiej władzy: z jednej strony zamykają siłownie i straszą policją, a z drugiej strony uchylają zakazy, które mogłoby zwiększyć bezpieczeństwo – denerwuje się.

Nasz rozmówca wskazuje, że obowiązek maseczkowy w samochodzie ma sens, bo tam łatwiej się przecież zarazić niż na świeżym powietrzu. – Jeśli idę ze znajomymi ulicą, musimy mieć maski. A jak wsiadamy do samochodu osobowego, czyli zamkniętego, ciasnego pomieszczenia, to w świetle rozporządzenia możemy zdjąć maski. Nie ma to najmniejszego sensu – łapie się za głowę ekspert.

Z zatwierdzonych przepisów wynika, że obowiązek zakładania maski w samochodzie jednak istnieje. Ale wtedy, gdy pojazd stoi zupełnie pusty. Gdy ktoś wejdzie do auta – znika. – To byłoby śmieszne, gdyby nie było straszne. Przecież mówimy o ludziach, którzy są odpowiedzialni za nasze bezpieczeństwo. A uchwalają przepisy, które są bezsensowne – grzmi Małecki.

Kary sanepidu za brak maseczki w samochodzie

Zdaniem naszego rozmówcy osoby, które karano za brak maseczki w autach powinny walczyć o swoje prawa – Gdy w życie weszło nowe prawo, względniejsze dla sprawcy, to wcześniejsze kary powinny być uchylone, bo nowe prawo nie przewiduje już kary za dany czyn – wskazuje.

Sanepid wydawał już takie rozstrzygnięcia, np. w sprawie rowerzysty, który wjechał na trawę nad rzeką i dostał za to 10.000 zł kary pieniężnej. Organ drugiej instancji uznał, że skoro zakaz wstępu na tereny zieleni przestał obowiązywać, to kara musi być uchylona – mówi ekspert.

Czytaj także: Posłowie chcą większego bata na antymaseczkowców. Kary za brak maseczki ostro w górę