Górale szczerze o swojej przyszłości. "Jesteśmy dosłownie pogrzebani żywcem"

Katarzyna Florencka
Choć mamy środek ferii zimowych, w tygodniu na ulicach popularnego Karpacza można spotkać tylko miejscowych. Po zimowym lockdownie turystyki podniesie się niewiele firm – ostrzegają górale.
W ferie zimowe w Karpaczu praktycznie nie ma turystów. Fot. Krzysztof Ćwik / Agencja Gazeta
– Górskie miejscowości zarabiają właściwie tylko w zimie i teraz tracą nawet 80 proc. rocznych dochodów. To jakby zapadła decyzja o zamknięciu w lecie wszystkich plaż – mówił na ubiegłotygodniowej konferencji prasowej Andrzej Pietrzyk, wójt gminy Bukowina Tatrzańska, którego słowa cytuje "Gazeta Wyborcza".

Czytaj także: Przerażający protest hotelarzy w Szczyrku. Nie wytrzymali po rządowych obostrzeniach

Widać to między innymi na ulicach Karpacza. Choć trwa przerwa w szkolnej nauce, w słynnym kurorcie trudno spotkać jakiegokolwiek turystę. Pensjonaty są pozamykane, klientów nie mają restauracje, kawiarnie czy sklepy z pamiątkami.


– Jesteśmy w martwym punkcie. Dosłownie, pogrzebani żywcem – stwierdza w rozmowie z "Wyborczą" pracownica biura turystycznego, które przygotowało ofertę zimowych atrakcji w Karkonoszach, ale nie ma na nie chętnych.

Z kolei Halina Kaczmarska, prowadząca w Karpaczu sklep z pamiątkami, codziennie waha się, czy nadszedł już czas na wyrejestrowanie działalności.

– Gdybym wiedziała, jak będzie, mogłabym coś planować. A nic nie wiadomo, bo raz otwierają, za chwilę zamykają – mówi dziennikowi.

Ile tracą górale?

Jak pisaliśmy w INNPoland, na początku grudnia Porozumienie Gmin Górskich alarmowało, że w tym momencie pracować nie może nawet 80-90 proc. mieszkańców gmin turystycznych. Aby pokazać, do czego prowadzi niemal całkowite zamknięcie branży, samorządowcy uruchomili liczniki strat gmin turystycznych.

W niewielkim Świeradowie-Zdroju co godzinę przedsiębiorcy tracą 61 tys. zł. Z kolei w Szczyrku jest to już 130 tys. zł.

Z pomocą immunologa dr. Pawła Grzesiowskiego samorządowcy przygotowali wytyczne, w których proponują m.in. powołanie w obiektach koordynatorów pilnujących przestrzegania reżimu sanitarnego. Od miesiąca jednak premier Mateusz Morawiecki nie zareagował na ich apel o rozmowę.