Senator PiS ostro o zamknięciu biznesu. "Wolałbym zbankrutować i uratować życie"

Krzysztof Sobiepan
Senator Prawa i Sprawiedliwości Stanisław Karczewski nie szczędził słów odnosząc się do otwierających się mimo obostrzeń Covid-19 biznesów. Wskazał, że właścicielom przydałoby się więcej dyscypliny, a on sam "wolałbym zbankrutować i uratować życie ludzkie".
Senator Karczewski nie ma za dużo współczucia dla przedsiębiorców. Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta

Senator Karczewski o otwarciu gospodarki

Karczewski był gościem w programie Radia Zet. Wypowiadała się w nim m.in. na tematy gospodarcze, wspominając o zniesionych od dziś godzinach seniora.

– Godziny dla seniorów nie zdały egzaminu. Ministerstwo Zdrowia słusznie z tego zrezygnowało, można to było zrobić tydzień wcześniej – wskazał senator PiS, będący jednocześnie lekarzem.

Jego zdaniem pomysł miał sens na papierze, ale w sklepach dominują jego zdaniem osoby młode, więc rząd słusznie zrobił wycofując się z nakazu.

Pytany o wciąż zamknięte gałęzie gospodarki – restauracje czy siłownie – prosił o "większą dyscyplinę i cierpliwość". Jego zdaniem Polacy powinni czerpać przykład z Brytyjczyków – trwa tam pełny lockdown, ale ludzie się z niego nie wyłamują.


– Jeśli mamy na jednej szali życie ludzkie a na drugiej bankructwo, jeśli miałbym zbankrutować, to wolałbym zbankrutować i uratować życie ludzkie – przekonywał Karczewski.

Polityk wskazał też, że decyzje rządu o znoszeniu obostrzeń podejmowane są po "bardzo wnikliwych analizach, ocenach, trendach, nie tylko tego, co dzieje się w Polsce".

– Wszyscy jesteśmy bardzo zmęczeni, ja również, bardzo bym chciał pojechać już na narty – wskazał. – Umiera 300 osób dziennie, nie doprowadźmy do tego, że będzie umierało 3 tys. – argumentował gość Radia Zet.

Gastronomia pozywa Skarb Państwa

Wielu przedsiębiorców nie zgodzi się z argumentacją senatora Karczewskiego. Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, Polska Izba Gospodarcza Gastronomii Polskiej zamierza pozwać Skarb Państwa. Chodzi o pozew zbiorowy, który organizacja ma zamiar złożyć w sądzie 31 marca. Przedsiębiorcy mają dość przesuwania daty otwarcia lokali. To wszystko naraża ich na straty, a IGGP zauważa, że wiele firm nie może liczyć na pomoc.

Restauratorzy liczyli na możliwość otwarcia lokali w Walentynki, ale rząd przedłużył lockdown do 14 lutego. Od dawna krążą też plotki o zamknięciu gastronomii do końca marca.

– Ale skoro nie są to oficjalne informacje, wielu przedsiębiorców miało nadzieje, że otwarcie nastąpi szybciej. Gdyby od razu zostali uczciwie poinformowani o takim wariancie, to mogliby podjąć decyzje o zlikwidowaniu biznesu i przynajmniej nie popadaliby w długi, aby utrzymywać niefunkcjonujące lokale – powiedział sekretarz generalny zarządu IGGP Sławomir Grzyb.

Hotelarze wskazują zaś na wysoce arbitralne decyzje rządu. Jan Wróblewski, współzałożyciel Zdrojowa Invest&Hotels uważa, że we właśnie otwartych centrach handlowych dochodzi do największych rotacji dużych skupisk ludzi.

Wróblewski oburza się, że minister otworzył muzea i galerie "bo widział twarde dane, że nie ma tam zakażeń". Jego zdaniem nie ma też danych o tym, by medycznie udokumentowano chociaż jedno ognisko zakażeń koronawirusa w hotelu lub restauracji. Te pozostają jednak zamknięte od miesięcy.

Czytaj także: Gastronomia idzie do sądu. Przez obostrzenia ponosi poważne straty