Uchwalili przełomowe prawo. Facebook i Google muszą zapłacić mediom

Krzysztof Sobiepan
Koncerny Facebook i Google zapłacą mediom, których treści udostępniają na swoich platformach. Australia zdecydowała się na rewolucyjne prawo, które ma pomóc lokalnym wydawcom. Internetowi giganci nie byli zadowoleni, ale nie spełnili swoich wcześniejszych gróźb.
Mark Zuckerberg nie może być zadowolony z dodatkowych kosztów. Fot. flickr.com / Anthony Quintano / CC BY 2.0

Facebook i Google zapłacą w Australii

Uchwalone w czwartek nowe prawo jest owocem trzyletniego konfliktu władz Australii z internetowymi gigantami. Przepisy są przełomowe na skale światową, bo żaden kraj nie zdecydował się wcześniej na takie zagranie – informuje Next Gazeta.

Usługi obu firm są bardzo podobne do agregatorów treści, co stało się przyczyną nowych regulacji. Na platformach można wyszukiwać, czytać i udostępniać artykuły napisane przez konkretne publikacje. Oznacza to, że Facebook i Google dotychczas zarabiały na treściach nie ponosząc żadnych kosztów z tego tytułu.


Nowe regulacje wskazują, że serwisy będą musiały uzgodnić system opłat z publikacjami. Jeśli w ciągu dwóch miesięcy nie uda się ustalić kwoty między stronami, w sprawę włączy się arbitraż wyznaczony przez rząd kraju.

Co ciekawe, cyfrowi giganci mogą uniknąć opłaty, jeśli wykażą "znaczący wkład w lokalne dziennikarstwo".

Koncerny niechętnie skłaniają się ku nowym przepisom. W lutym Facebook na parę dni zablokował w Australii możliwość wysyłania artykułów na platformie. Google zagroziło zaś nawet wycofaniem swojej wyszukiwarki z Australii, choć ostatecznie do tego nie doszło.

Podatek od mediów a podatek od linków

W lutym na łamach INNPoland.pl na temat polskich planów podatków dla mediów i internetowych gigantów wypowiadała się ekspert ds. gospodarki cyfrowej Jan Zygmuntowski.

– Media mają coraz większy problem z uzyskiwaniem stabilnych przychodów. Po to musi być wprowadzone inne rozwiązanie – "podatek od linków", czyli link tax. Wbrew szumnej nazwie polega on na płaceniu wydawcom przez Big Tech za treści medialne, które wyświetla, nie trafia on do budżetu państwa – przekonywał.

Proponowany przez PiS podatek reklamowy, czy też "składka z tytuły reklamy internetowej i konwencjonalnej", jest zdaniem eksperta zupełnie niepotrzebnym złączeniem różnych pomysłów podatkowych, m.in. podatku cyfrowego proponowanego prze Komisję Europejską.

– W Polsce zamiast transferować pieniądze Google i Facebooka do tych mediów i zamiast wprowadzić podatek cyfrowy, który jest nakładany na wszystkie te globalne korporacje cyfrowe, to robi się jakiś miks. Z jednej strony odbiera się tym mediom, które są już w trudnej sytuacji, a z drugiej strony trochę się też uderza w te giganty, żeby móc się zasłaniać, że jest to podatek cyfrowy. Nie rozumiem, w jaki to sposób powstawało – dziwi się Zygmuntowski.
Czytaj także: Rząd nie powiedział prawdy o podatku od mediów. Ekspert obala kluczowy argument PiS