"Nie moje, to sobie poużywam". Właściciele mieszkań wspominają lokatorów z horroru

Katarzyna Florencka
Oberwane karnisze, dziury w ścianach czy łazienka tak zarośnięta brudem, że zastanawiasz się, czy do wyczyszczenia będzie trzeba użyć miotacza ognia – wynajem mieszkań nie jest tak prostym i niewymagającym źródłem dochodu, jak się niektórym wydaje. Zapytaliśmy właścicieli mieszkań o ich najgorszych lokatorów.
Bywa, że najemcy wyprowadzają się, zostawiając zdewastowane mieszkanie. Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta
Sylwester przed kilkoma laty: wchodzę na imprezę organizowaną przez znajomą w mieszkaniu klasycznym polskim mieszkaniu "po babci". Wnętrza nie powalają, mebli trochę mało, a drewniana podłoga mocno pofalowana – ale nic to, żadna przeszkoda dla ludzi tuż po studiach, którzy mają ochotę się pobawić. W pewnym momencie próbuję otworzyć drzwi do łazienki. Drzwi ani drgną, ale w dłoni zostaje mi się… klamka.


– Ech, no tak – wzdycha znajoma, widząc moją minę. – Nie wspominałam pewnie, że niedawno wyprowadzili się od nas najemcy?

Wynajmujący studenci

Jak się okazało, czwórka młodych studentów Politechniki Warszawskiej sprowadziła się do stolicy jesienią poprzedniego roku. Potrzebowali mieszkania, a rodzice mojej koleżanki akurat nosili się z zamiarem poszukania nowych lokatorów. Szybko umówili się na kwotę wynajmu, nie zażądali żadnej kaucji – chodziło w końcu o dzieci dość bliskich znajomych. No i w sumie: ile można zniszczyć w mieszkaniu, które czasy świetności zdecydowanie ma za sobą?

Jak się okazało – całkiem sporo. Odkształcona podłoga, zniszczone drzwi do łazienki, oberwane karnisze. A w jednym pokoju na ścianie: smugi od dymu, jakby firanki w którymś momencie zajęły się ogniem.
Czytaj także: Jak można tak mieszkać?! Właściciele pokazali, co lokatorzy potrafią zrobić z mieszkaniami
Wisienką na torcie okazała jednak niespodzianka ukryta. Właściciele mieszkania nie tylko nie pobrali kaucji, ale również nie sprawdzili stanu mieszkania zaraz po wyprowadzce lokatorów. KIedy w końcu zabrali się za to, ich oczom ukazał się opisany wyżej obraz – ale nie tylko. Wyprowadzając się, najemcy zapomnieli zabrać z zamkniętej pralki… mokre ręczników. A te do momentu sprawdzenia lokalu zdążyły już skisnąć.

Co to jest normalne zużycie?



– Byłaś kiedyś w łazience, która Domestosa nie widziała od roku? – pyta mnie Marcin. Kiedy odpowiadam, że nie, nigdy nie miałam takiej przyjemności, on zaczyna się śmiać. – Najgorszy nie jest nawet zapach ani wygląd, tylko myśl, że to ty będziesz musiał to jakoś doczyścić – wzdycha.

O ile w przypadku studentów właściciele mieszkań raczej cudów nie oczekują – to po lokatorach znajdujących się w innym momencie życia jednak spodziewają się minimalnego dbania o powierzony lokal. Marcin wynajmuje kawalerkę od 7 lat, na początku większych problemów z lokatorami nie miał. Aż do momentu wyprowadzki jednego z nich.

– Mieszkanie było koszmarnie zapuszczone – nie żartowałem, kiedy mówiłem, że chyba nie było przez cały rok sprzątane. Ale kiedy zwróciłem uwagę lokatorowi, że powinien doczyścić chociaż sprzęty, on stwierdził po prostu, że skoro nic nie jest potłuczone lub zniszczone, to problemu nie ma. Bo wiesz, normalnie użytkował! – wspomina.
Argument, którego użył lokator Marcina, to częsta kość niezgody pomiędzy właścicielami mieszkań a najemcami. "Normalne zużycie" to pojęcie, które ma chronić lokatorów przed nieracjonalnymi żądaniami ze strony właścicieli. Wiadomo, że mieszkanie po kilku miesiącach czy latach użytkowania nigdy nie wygląda dokładnie tak, jak po remoncie – lokatorzy są więc zobowiązani do zwrotu lokalu w "niepogorszonym" stanie.

Wszystkie te pojęcia są jednak bardzo nieprecyzyjne, a przez to stają się zarzewiem konfliktów. Najemcy próbują oddawać mieszkania z zarośniętym brudem piekarnikiem czy podziurawionymi ścianami, upierając się, że przecież "mieszkali, to używali".

– Moi pierwsi lokatorzy po wyprowadzce zostawili gigantyczną plamę z kawy na białym pokrowcu na tapczan – wspomina Ania. – Za czyszczenie potrąciłam z kaucji, z czego nie byli zadowoleni. Kłócili się ze mną przez tydzień: dowiedziałam się, że wszystko było moją winą, bo jakbym kupiła ciemny pokrowiec, to plama nie byłaby widoczna – opowiada.

Pieniądze i rachunki

Dewastacja mieszkania to jedno – często znacznie boleśniejsze bywają kwestie pieniężne. Lokal zawsze można odremontować, ale jeśli trafi się na osobę, której nie po drodze jest z płaceniem czynszu czy rachunków, pieniądze odzyskać jest znacznie trudniej.

Wszyscy posiadacze mieszkań na wynajem, z którymi rozmawiam, są zgodni co do jednego: nie wolno pozwalać lokatorom na płacenie rachunków bez nadzoru. Jak tłumaczą: wszystko jest na ich nazwisko, więc w ich interesie jest pilnowanie, czy pieniądze regularnie wpływają na konto firmy energetycznej czy spółdzielni.
Marcin przesyła swoim lokatorom skany rachunków, uważnie sprawdza też, czy regularnie je opłacają. Jeśli pojawiają się problemy, nie ma wielkich oporów przed wypowiedzeniem umowy, nawet w trakcie pandemii. W początkach swojego wynajmu ufał bardziej: rachunki przychodziły bezpośrednio do lokatorów, on sam aż tak nie pilnował.

– Przeszło mi po tym, jak musiałem zapłacić cały zimowy rachunek za ogrzewanie – mówi. Przyznaje, że wolałby bardziej ludziom ufać – ale doświadczenie nauczyło go, że lepiej zabezpieczać swoje interesy, zarówno kaucją, jak i większym poziomem kontroli lokatorów.

– Wiesz, to moja własność, muszę o nią dbać – tłumaczy. – Niektórzy mają takie podejście: "nie moje, to mogę sobie poużywać". I to niestety oni utrudniają potem życie innym – wzrusza ramionami Marcin.