Jak kredyt mieszkaniowy – to teraz. Banki luzują wyśrubowane wymagania

Krzysztof Sobiepan
Od startu epidemii wiele banków uatrakcyjniło warunki dla kredytobiorców. Dziś zakup mieszkania na kredyt wiąże się m.in. z mniejszym wkładem własnym. Zdolność kredytowa przeciętnego Kowalskiego także poszybowała do góry.
Coraz więcej osób może zaciągnąć kredyt na własne M. fot. pixabay.com

To dobry czas na kredyt mieszkaniowy

W ubiegłym roku wiele banków podniosło wkład własny przy zaciąganiu kredytu mieszkaniowego do nawet 20 proc. całkowitej sumy. Dziś kolejne instytucje finansowe łagodzą ten odsetek do 10 proc. Tymczasem Polacy biją rekordy zdolności kredytowej – pisze Money.pl.

Raport RE Investments wskazuje, że od początku 2021 roku banki dość poważnie zliberalizowały podejście do potencjalnych kredytobiorców. Na powrót nad własnym M mogą zastanawiać się nawet osoby na śmieciówkach, czy prowadzące własną działalność.

10 proc. wkładu własnego oczekuje już nie tylko Pekao czy PKO BP, ale też zupełnie prywatny Santander. Czemu tak się dzieje? To zasługa windującej się zdolności kredytowej.


Przy zarobkach rzędu średniej krajowej obojga rodziców, trzyosobowa rodzina pozwolić sobie może już na kredyt nawet na sumę 749 tys. zł – liczy ekonomista HRE Investments Bartosz Turek.

Ta suma to mediana przeciętnej zdolności kredytowej, więc połowa banków mogłaby takiej rodzinie pożyczyć nawet więcej ( ING, BNP Paribas czy Bank Pocztowy) . Inne zaś byłyby ostrożniejsze i dałyby mniejsze sumy (PKO, Alior i Citi Handlowy).

Do zaciągania kredytu mogą zachęcać też niskie stopy procentowe. Jak liczy Money.pl, za kredyt w wysokości 300 tys. zł na 25 lat płacić będziemy miesięczną ratę w wysokości 1400 złotych. Za 3 lata będzie to nieco powyżej 1,5 tys. zł, a za 10 – wyniesie około 1800 złotych.

Polski bank szykuje ujemne oprocentowanie

Choć dla kredytobiorców informacje są dobre, to dużo gorzej mogą mieć niedługo Polacy utrzymujące spore oszczędności. W INNPoland.pl pisaliśmy ostatnio o bardzo niepopularnym kroku, na który może się zdecydować jeden z polskich banków.

Latami byliśmy przyzwyczajeni do tego, że to instytucja finansowa płaci nam za przechowywanie tam oszczędności. Już niedługo faktem może się stać tzw. ujemne oprocentowanie dla klientów indywidualnych. Oznacza to, że to klient będzie płącić bankom za możliwość trzymania tam swoich pieniędzy.

"Rzeczpospolita" pisze, że posiada nieoficjalne informacje na ten temat. Nie zdradza jednak, który bank miałby wprowadzić tę taktykę jako pierwszy. Wiąże się to bowiem z dużymi stratami wizerunkowymi, więc nie może być to łatwa decyzja. Gdy pierwszy z graczy zdecyduje się na ten krok, wydaje się, że dość szybko mogą za nim podążyć kolejne instytucje finansowe.

Ujemne oprocentowanie to już standard w lokatach firmowych. Zwykle jest to od 0,05 do 0,1 proc. Nie wiadomo jeszcze, czy ów tajemniczy bank zdecyduje się na objęcie ujemnym oprocentowaniem wszystkich klientów indywidualnych, czy np. jedynie osób posiadających dużo pieniędzy na kontach.

"Gdyby stawki wyniosły 0,1 proc. i liczone byłyby od całej kwoty, to klient mający na depozycie 500 tys. zł zapłaciłby w skali roku 500 zł" – wylicza dziennik.
Czytaj także: Tego jeszcze nie było. Duży polski bank szykuje ujemne oprocentowanie lokat


Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl