Kamerka z twoich koszmarów. Przypomina ludzie oko, mruga i wodzi wzrokiem po pokoju

Krzysztof Sobiepan
Choć większość z nas wyleczyła się z dziecięcego strachu przed ciemnością, to ten sprzęt na nowo rozbudzi w nas przekonanie o czających się w ciemności potworach. Antropomorficzna kamerka Eyecam przypomina wycięte wraz z kawałkiem twarzy ludzkie oko. Co więcej, żywo reaguje na naszą obecność, mruga, rusza brwią i ciekawsko rozgląda się wokoło.
Has science gone too far? Fot. marcteyssier.com
Wyrażenie "oko kamery" właśnie nabrało nowego, nieco makabrycznego znaczenia. Jak podaje IGN, kamerka Eyecam po prostu przypomina ludzkie oko. Tylko tyle i aż tyle.

Sprzęt to w pełni funkcjonalny webcam w nietypowej oprawie. Na monitorze sadzamy bowiem coś, co przypomina trofeum seryjnego zabójcy – oko z brwią, powiekami i kawałkiem twarzy wyprofilowanym tak, by całość trzymała się na czubku ekranu.

Po podłączeniu do komputera można zaś wyzionąć ducha. Ona mruga! Co więcej, jeśli kamerce "znudzi się" patrzenie na właściciela zaczyna badać swoje otoczenie, połypując na lewo i prawo.
Jakby tego było mało, ekspresywnie rusza brwią i jest w stanie wyrażać złość lub smutek. Kamerka ma też dosłowny "sleep mode". Jeśli przesłonimy otwarte oko dłonią, to powieki się zamkną i kamerka się wyłączy.


"Na litość boską, ale po co?" – zdroworozsądkowo zakrzykniecie. No i tu jest gwóźdź programu. Odpowiedzialny za Eyecam Marc Teyssier tłumaczy bowiem, że raczej nie planuje wielkiego komercyjnego sukcesu stworzonego prototypu. Kamerka ma działać bardziej jako ostrzeżenie i skłonić do zastanowienia się nad prywatnością w sieci.

– Antropomorficzne elementy Eyecama są bardzo wyraźne. Dodatek wycinka twarzy i brwi sprawia, że urządzenie jest ekspresywne jak żadna inna kamerka. Wierzę w to, że jeśli każdy sprzęt równie wyraźnie zaznaczałby swoją obecność i to, że jest włączony, to użytkownicy byliby bardziej świadomi tego, jak może być naruszana ich prywatność – wskazuje autor nietypowej inicjatywy.

Choć przekaz jest dość jasny, Teyssier zarzeka się, że nie ma tezy i skłania każdego do wyciągnięcia własnych wniosków "o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości technologii". Na oficjalnej stronie stronie padają jednak nazwy Google Home i Alexa, czyli głośników, które bez przerwy nasłuchują domowych odgłosów.

Eyecama nie można kupić, ale jeśli KONIECZNIE chcecie go mieć – to projekt Open Source. Pliki dla drukarek 3D, odpowiedni program i samouczek jak zmontować części znajdziecie na oficjalnej stronie. Koszt materiałów ma się zamykać w ok. 25 dolarach.
Czytaj także: Telemedycyny wszyscy mają po dziurki w nosie. Dzięki tym Polakom jest szansa, by to zmienić

Płatność za zakupy… okiem? To możliwe

W niespodziewanym splocie okoliczności w INNPoland.pl opisywaliśmy niedawno inne zagadnienie na styku technologii i ludzkiego narządu wzroku.

Nasza dziennikarka Natalia Gorzelnik sama określa się jako rekordzistka w gubieniu kart płatniczych. Na szczęście z pomocą przyszła jej nowoczesna technika. We Wrocławiu działa bowiem firma, która umożliwia płacenie… spojrzeniem.

PayEye to fintech z Wrocławia, który opracował pierwszy na świecie komercyjny, pełny ekosystem płatniczy, oparty na biometrii tęczówki oka. Na razie rozwiązanie jest testowane we Wrocławiu i okolicznych miejscowościach. Okiem można zapłacić już w ponad 100 miejscach m.in. obiektach sportowych, restauracjach czy w sklepie spożywczym.

Zastanawiacie się jak to działa? Jak zapewniają twórcy rozwiązania, wystarczą 3 szybkie kroki: pobranie aplikacji, pierwsze zarejestrowanie swojej tęczówki u jednego z partnerów, a potem cieszenie się z darmowej i bezpiecznej płatności okiem.

Brzmi jak scenariusz rodem z filmów Sci-Fi? Zdecydowanie! W poniższym materiale wideo zobaczycie na (nomen omen) własne oczy, jak działa ten system.
Czytaj także: Mówię: sprawdzam! Płacenie okiem - to nie film Sci-Fi!

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl