Gałka lodów nad morzem - 6 zł. Ceny usług po pandemii wydrenują nasze kieszenie

Natalia Gorzelnik
Chociaż maj to wyczekiwany od wielu miesięcy czas odmrażania gospodarki, to przedsiębiorcy nie mają powodów do hurraoptymizmu. Prowadzenie biznesu w reżimie sanitarnym balansuje na granicy opłacalności. Lokale usługowe, by przeżyć, muszą podnieść ceny.
Nad morzem już teraz płaci się 6 złotych za gałkę lodów i 140 złotych za kilogram ryby. fot. Roman Rogalski / Agencja Gazeta

Czy naprawdę odmroziliśmy gospodarkę?

Przedsiębiorcy, którzy od 14 miesięcy żyli w niepewności, w maju odetchnęli z ulgą. Rząd zapowiedział stopniowe odmrażanie gospodarki. Po pierwszym wybuchu entuzjazmu przyszedł jednak czas na chłodne kalkulacje. I uśmiech zaczął im schodzić z ust.

Jak mówią przedstawiciele Centrum Doradztwa Gospodarczego Kiżuk & Michalska, w ostatnim czasie kancelaria zasypywana jest pytaniami związanymi z optymalizacją działania czy kwestiami dotyczącymi rentowności działania w reżimie sanitarnym.

– Entuzjazm z otwarcia gospodarki to jedno, a chłodny rachunek ekonomiczny to drugie. Nie ukrywamy, że wielu przedsiębiorców cieszy się mniej gdy policzy, jakie ryzyka mogą nieść ze sobą najbliższe miesiące – mówi Filip Kiżuk.


Chodzi m.in. o to, że nie ma pewności czy będzie czwarta fala pandemii. Wciąż nie wiemy również, czy nasze społeczeństwo nabędzie odporność populacyjną, czy nie. Biorąc pod uwagę wszystkie ryzyka, wielu przedsiębiorców wstrzymuje się z inwestycjami czy z decyzjami o odmrażaniu działalności.

– Jeżeli restauracja może działać tylko w 50 proc. obłożeniu to w wielu przypadkach nawet jeżeli będzie otwarta i będzie mieć wielu klientów, to i tak nie jest w stanie wygenerować zysków. A koszty są większe. Choćby kwestia zatrudniania pracowników. Podobnie jest w usługach, turystyce, handlu czy hotelarstwie – mówi Katarzyna Michalska z Centrum Doradztwa Gospodarczego Kiżuk & Michalska.

Będzie drożej

Eksperci są przekonani, że ci przedsiębiorcy, którzy przetrwali, będą stawiać na wysoką jakość obsług, by zachęcić konsumentów. Co równie pewne, przed nami wysoki wzrost cen.

– To już widać w pasie nadmorskim. Pobyty w hotelach są droższe niż przed pandemią. Wzrosły również ceny w restauracjach i kawiarniach. Zaskoczyła mnie w miniony weekend cena lodów nad morzem, gdzie jedna gałka kosztuje 6 złotych, a w ubiegłym roku było to maksymalnie 4,50 – mówi Katarzyna Michalska.

Jak opisywał portal Money.pl, kilo pieczonej ryby w nadmorskiej restauracji kosztuje już 140 złotych. Za zestaw złożony z fileta, frytek i odrobiny surówki trzeba zatem płacić już prawie 80 złotych.

Zdaniem Katarzyny Michalskiej droższe będą również wydarzenia muzyczne, koncerty i spektakle.

– Tu pojawia się pytanie: czy klienci dopiszą? Czy będziemy chcieli płacić więcej za korzystanie z restauracji i dóbr kultury? – zapytuje.
Katarzyna Michalska
entrum Doradztwa Gospodarczego Kiżuk & Michalska

"Z jednej strony wiele osób tylko czekało na możliwość zatrzymania w hotelu czy wypicia kawy w restauracyjnym ogródku. Z drugiej mam też wrażenie, że trochę się od pewnych wydatków odzwyczailiśmy. Przedsiębiorcy muszą więc bardzo zwinnie balansować na granicy pomiędzy opłacalnością swojego biznesu i tolerancji klientów."

Czytaj także: Za wakacje zapłacisz majątek. Branża turystyczna musi odbić sobie lockdown