Polska turystka pokazała rachunek z Grecji. Do "paragonu grozy" mu daleko

Krzysztof Sobiepan
Nad Morzem Bałtyckim turyści prześcigają się w publikacji "paragonów grozy" z absurdalnie wysokim cenami posiłków, ale w kraju słynącym z turystyki bywa nadzwyczaj tanio. Polska turystka i blogerka Maja Kołodziejczyk pokazała rachunek z restauracji w Grecji. Piwo było droższe od posiłku, a za całość kolacji dla dwojga zapłacili grosze.
Pyszne jedzenie na wakacjach w Grecji wcale nie musi kosztować majątku. Fot. Fot. instagram.com/pukkalifestyle / pexels.com

Bardzo tani obiad w greckiej restauracji

Wspomniany rachunek pochodzi z lokalu na greckiej wyspie Paros, gdzie blogerka Maja Kołodziejczyk (@pukkalifestyle) spędziła parę dni wczasów. Wraz z partnerem wybrała się na romantyczną kolację do lokalnej knajpy.

W relacji na Instagramie opublikowała paragon, któremu jest daleko do znanych z polskich kurortów "paragonów grozy". Za dwa drobiowe gyrosy z dodatkiem frytek i dwa piwa zapłacili łącznie 12,60 euro, czyli ok. 55 zł. Co ciekawe gyros kosztował ok. 12 zł za sztukę a piwo – ok. 15 zł.

"Marzyłam o takiej kolacji. Obserwowałam wcześniej, co najczęściej jedzą tu ludzie i to było właśnie to" – mówiła Kołodziejczyk w krótkim nagraniu.
Czytaj także: "Ryba raz rozmrożona to w dalszym ciągu świeża ryba". W UE toczy się spór o nazewnictwo

Odkłamują paragony grozy nad Bałtykiem

Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, nadeszło już lato, rozpoczął się sezon urlopowy – a w ślad za pierwszymi turystami w internecie znów zaczęły się pojawiać "paragony grozy" znad Bałtyku, sugerujące, że na pobyt nad polskim morzem stać tylko bogaczy.


– Trzeba to powiedzieć stanowczo i zdecydowanie: kłamstwem są twierdzenia, że nad morzem wszędzie panuje drożyzna. Mamy na to dowody, mamy analizy – i będziemy to wszystko pokazywać – odpowiada nam Olga Roszak-Pezała, burmistrz nadmorskiego Mielna.

Przedstawicielka samorządu przyznaje, że oczywiście istnieją miejsca, gdzie za posiłek można zapłacić 300 zł i więcej. Ale ostrzega, iż często mamy do czynienia z pewną manipulacją.

– Proszę zwrócić uwagę, w jaki sposób te informacje są prezentowane: na zdjęciach paragonów pokazana jest tylko cena, a nie miejsce, w którym zostały wydane. Nie wiemy, jakiej klasy był to lokal, gdzie konkretnie się znajdował – a to rzeczy, które potrafią wpływać na cenę znacznie bardziej niż gramatura dania – przekonuje Roszak-Pezała.

Burmistrz w ramach akcji "Odkłamujemy Bałtyk" zamierza publikować niezależny barometr cen i pytać turystów jakie miejsca faktycznie odwiedzają i polecają.

Spokojnie można zjeść obiad płacąc 12-13 zł za osobę. Posiłek dla 4-osobowej rodziny może nas kosztować równie dobrze 60 zł, jak i 300 zł – jesteśmy w stanie i zamierzamy to udowodnić.
Czytaj także: Nadmorskie gminy walczą z "paragonami grozy". Przekonują, że nad Bałtykiem nie jest wcale drogo