Komu receptę, komu L4? Szybkie wizyty lekarskie online to jak kupowanie kota w worku

Natalia Gorzelnik
Znalezienie firmy oferującej recepty i zwolnienie lekarskie przez internet, zajęło mi dosłownie kilka sekund. Po wpisaniu frazy w Google wyświetliło się kilkanaście firm oferujących takie usługi. Przez internet da się łatwo załatwić receptę na antykoncepcję, choroby przewlekłe, infekcje intymne, jak również wiele potencjalnie groźnych medykamentów. Jak ostrzegają lekarze – ten proceder może być bardzo niebezpieczny dla pacjenta.
Ekspresowe wizyty lekarskie online pojawiły się z powodu niewydolności systemu ochrony zdrowia podczas pandemii Fot. Adam Staskiewicz/East News

Szybka telemedycyna

Dzięki telemedycynie znacznie zwiększyła się dostępność lekarzy – i szansa na szybsze leczenie.

– Miałam ostrą anginę, nie byłam w stanie pracować i potrzebowałam lekarza na już – pisze jedna z naszych czytelniczek. – Jestem objęta prywatną opieką medyczną, więc nie sądziłam, że to będzie problem. Niestety okazało się, że najbliższy termin takiej wizyty mam dopiero pod koniec tygodnia. A ja miałam gorączkę, wszystko mnie bolało, potrzebowałam pomocy – dodaje.

Kłopotliwe w takiej sytuacji jest również to, że lekarz nie może wystawić zwolnienia lekarskiego na okres wcześniejszy niż 3 dni wstecz od dnia wizyty. To oznacza, że gdyby nasza czytelniczka nie pojawiła się w pracy już w poniedziałek, jednak na wizytę lekarską udała się dopiero w piątek, naraziłaby się na nieusprawiedliwioną nieobecność.


– W tej sytuacji skorzystałam z usług z jednego z portali obiecujących załatwienie tego problemu od ręki – tłumaczy. Wszystko odbyło się jeszcze tego samego dnia, chora – poza zwolnieniem lekarskim – otrzymała również receptę na niezbędne leki.

E-zwolnienie w 5 minut

Pandemia doprowadziła do tego, że na rynku zaczęły pojawiać się firmy, których działalność ogranicza się głównie do wystawiania recept i zwolnień chorobowych. Najtańsze oferty zaczynają się już od 59 zł, zaś średni koszt uzyskania takiego zwolnienia to 80-120 zł – podaje Conperio, firma zajmująca się problematyką absencji chorobowych

W celu uzyskania zwolnienia wystarczy umówić się na teleporadę z wybranym lekarzem. Są też strony, które proszą o wcześniejsze wypełnienie formularza, w którym należy wypisać w nim swoje objawy i podać jaką liczbę dni zwolnienia lekarskiego potrzebujemy. Zwykle maksymalny okres to 7 dni, do przedłużenia po kolejnej teleporadzie.

Jak podkreśla Mikołaj Zając, prezes Conperio, portale umożliwiające uzyskiwanie “szybkich” zwolnień zwykle po prostu ułatwiają ich wyłudzanie.

– Lekarz nie ma najmniejszej szansy na zweryfikowanie tego, czy pacjent faktycznie jest chory, czy coś mu dolega, czy może po prostu chce kupić sobie zwolnienie. Nie dotyczy to oczywiście wszystkich e-zwolnień, ale z pewnością mamy w Polsce do czynienia z procederem, który prowadzony jest przez wąską grupę osób, a który generuje znaczne straty finansowe dla państwa – przekonuje.

Na łatwości w dostępie do zwolnień lekarskich, bez ich właściwej weryfikacji, najwięcej mają tracić pracodawcy.

– W pierwszym półroczu 2021 roku, na zlecenie właścicieli dużych zakładów produkcyjnych zatrudniających od kilkuset do kilku tysięcy pracowników na terenie całej Polski, przeprowadziliśmy 10 207 kontroli zwolnień lekarskich. W przypadku 36 proc. z nich odnotowaliśmy nadużycia – nie zastaliśmy danej osoby pod adresem wskazanym w druku ZLA lub stwierdziliśmy naruszenie ujętych w nim postanowień – przekonuje.

Telemedycyna a prawo

Kwestia wizyt online zaczęła być porządkowana w polskim prawie pod koniec 2015 roku – w nowelizacji ustawy o systemie informacji w ochronie zdrowia oraz niektórych innych ustaw. Wprowadzano wtedy możliwość zbadania pacjenta za pośrednictwem systemów teleinformatycznych lub systemów łączności. Wizyta online stała się wtedy – w teorii – równoprawnym świadczeniem zdrowotnym.

W praktyce, e-wizyty weszły do polskiego systemu ochrony zdrowia w 2019 roku, gdy wdrożono zmiany włączające do zakresu świadczeń gwarantowanych poradę lekarską udzielaną w warunkach ambulatoryjnych na odległość przy użyciu systemów teleinformatycznych lub systemów łączności.

Telemedycyna swój szczyt popularności przeżyła w czasie lockdownów, gdy zalecano ograniczanie wyjścia z domów do minimum, a fizyczny kontakt ze szpitalami i przychodniami rodził dodatkowe ryzyka. Jak wynika z lipcowego, ogólnopolskiego badani dostępu do leczenia w Polsce, od początku trwania pandemii aż 74 proc. badanych skorzystało z usług teleporady.

Początkowy zachwyt zaczął jednak stopniowo opadać, bo okazało się, że teleporady często były nadużywane, przez co zyskały złą sławę. Zdarzały się sytuacje, w których całkowicie zablokowały dostęp do gabinetu lekarskiego.

W efekcie Ministerstwo Zdrowia zaczęło się z nich wycofywać rakiem, a w pewnym momencie pojawił się nawet pomysł, by nagradzać te POZ, które teleporad stosują jak najmniej. Resort zapowiedział również zaostrzenie zasad udzielania teleporad przez placówki ambulatoryjnej opieki specjalistycznej – informuje rynekzdrowia.pl.

Prywatna telemedycyna

Odrębną kwestią są jednak usługi telemedycyny świadczone przez prywatne jednostki. W czasie pandemii jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się serwisy medyczne, w których – zgodnie z obietnicami – “odbędziesz w łatwy i szybki sposób konsultację medyczną, a następnie w kilka minut otrzymasz od naszego lekarza potrzebną e-receptę/e-zwolnienie na telefon lub mail”. Właściciele niektórych z portali obiecują zamknięcie całego procesu w 30 minut.
Serwis medyczny

Wystarczy wykupić konsultację lekarską, wypełnić formularz wywiadu zdrowotnego, w którym należy podać swoje dane i dokładnie opisać objawy choroby. Po przeanalizowaniu danego przypadku oraz w przypadku wskazań medycznych, lekarz prześle swoje zalecenia, e-receptę bądź L4 drogą elektroniczną, na wskazany w zgłoszeniu adres mailowy.

Możemy w ten sposób otrzymać receptę na leki na choroby przewlekłe, zaburzenia erekcji, chlamydię, profilaktykę malarii, niedoczynność tarczycy, grzybicę penisa, depresję, a nawet bezsenność.

Groźna telemedycyna?

– To naturalne, że zmierzamy w kierunku systemu informatycznego, że popularyzujemy wideo- i teleporady. Jest to dobry kierunek – mówi dr Bożena Janicka, lekarz rodzinny, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia. – Telemedycyna to nie tylko oszczędność czasu, ale przede wszystkim ochrona przed zakażeniami lub nadkażeniami – dodaje.

Jak przekonuje lekarka, w przypadku POZ, możliwości wyłudzeń jest ograniczona do minimum. – U nas pancjenci nie bywają, oni się tu leczą na stałe. Jeżeli prowadzę osobę z astmą czy cykrzycą, to doskonale znam zarówno jego, jak i historię jego choroby. Potrafię trafnie ocenić stan pacjenta i wystawić stosowne leki – tłumaczy.
dr Bożena Janicka

Recepty przepisywane przez lekarzy POZ zwykle są albo przedłużane, albo są kontynuacją leczenia poszpitalnego/efektem konsultacji specjalistycznej. W przypadku świeżych infekcji - diagnozę opieram o znajomość pacjenta, która jest tu podstawą. Trudniej oczywiście zweryfikować każdy przypadek wystawionego L4, jednak tutaj odpowiedzialność za kontrole leży w gestii ZUS-u.

Lekarka ma jednak spore wątpliwości co do trafności diagnozy – i skuteczności leczenia – w przypadku “przychodni online”.

– Tu nie może być mowy o znajomości pacjenta, te porady są przecież udzielane doraźnie. Może to doprowadzić do wielu sytuacji groźnych dla pacjenta. Przez brak możliwości szybkiej weryfikacji stanu zdrowia, może łatwo dojść do pominięcia pewnych rozpoznań czy zaniechania działań. Nie wyobrażam sobie aby ktolowiek mógł być leczony w taki sposób długofalowo.

Jej wątpliwości budzi również możliwość przepisywania leków na choroby przewlekłe. Jak zanzacza, duża część z nich jest objęta potężną, ryczałtową zniżką. – By je przepisać, system wymaga potwierdzenia rozpoznania. Chodzi o poważne choroby m.in. kardiologiczne czy płucne. Śmiem wątpić, czy jakikolwiek lekarz może dokonać takiego rozpoznania na odległość. To jest kolejny obszar do poważnych wyłudzeń – zaznacza lekarka.

Medyk wspomina również o niebezpieczeństwach związanych z tym, że nie wiemy, kto jest po drugiej stronie komputera. – Oczywiście, to powinien być lekarz. Ale nie mamy żadnej gwarancji czy nie rozmawiamy na przykład z botem, albo pielęgniarką upoważnioną do wystawiania recept. Korzystanie z takiego portalu może również budzić wątliwości pod kątem bezpieczeństwa danych – wylicza lekarka.

Zdecydowana większośc stron współpracujących z nimi specjalistów przedstawia z imienia i nazwiska. Lekarza można sobie wybrać a wcześniej – poczytać opinie na jego temat. Czy w świetle tych wszystkich wątpliwości współpraca z podobnymi podmiotami nie jest ostracyzowana w środowisku?

– Zjawisko jest nowe, obserwujemy je dopiero od około roku. Nasze środowisko chyba jeszcze nie do końca wypracowało jednoznaczne stanowisko w tej sprawie. Budzi to jednak niepokój coraz większej liczby osób. W medycynie bardzo rzadko 2+2 równa się 4. Upraszczanie procesu diagnozy może zakończyć się dla pacjenta nawet tragicznie
– mówi lekarka.

Opinia właścicieli platform

Co na to właściciele platform medycznych? Tomasz Galus, prezes ReceptyOnline24.pl zanzacza, że jego usługa pojawiła się na rynku przede wszystkim dlatego, że system POZ w czasie pandemii okazał się niewydolny.
Tomasz Galus

Szybko okazało się, że dostępność tych usług jest niska, a liczba osób poszukujących pomocy lekarskiej bardzo duża. Okazało się, że w wielu przypadkach nie tylko nie jest możliwe umówienie się na konsultację telemedyczną z lekarzem POZ w tym samym dniu, ale nawet niemożliwe jest dodzwonienie się do rejestracji przychodni rejonowej, aby umówić się na wizytę.

– Należy pamiętać, że w wielu przypadkach pacjenci czują się zagubieni w systemie ochrony zdrowotnej i nie wiedzą co należy w takiej sytuacji zrobić. Opóźnienie konsultacji lekarskiej może nie tylko zagrażać zdrowiu i życiu pacjenta, rozwinięciem w przyszłości groźnych dla zdrowia i życia powikłań, ale powodują też trudności formalne – zaznacza Tomasz Galus.

– Przykładowo: na teleporadę z lekarzem POZ w Warszawie z NFZ trzeba czasem czekać ok 5 dni – dodaje Kamil Kułak z portalu eDoktorzy.pl. – Po prostu odpowiadamy na zapotrzebowanie rynkowe na usługi zdrowotne Polaków.

Jak podkreśla przedsiębiorca, firmie zależało na tym, by portal świadczył opiekę zdrowotą w formie teleporad dla pacjentów prywatnych na jak najwyższym poziomie.
Kamil Kułak

Chcieliśmy uniknąć tworzenia kolejnego serwisu jednego z wielu, które istnieją niestety w sieci i kuszą "pewnym zwolnieniem czy receptą" po wypełnieniu formularza. Formularz wysyła się do "nie wiadomo" jakiego lekarza i jest jasno nastawiony na otrzymanie zwolnienia czy recepty.

Na naszym portalu pacjenci widzą do jakiego lekarza się umawiają i jakiej jest on specjalności czy też jakimi opiniami może się pochwalić. Portal nie gwarantuje pacjentowi zwolnienia czy otrzymania recepty, wręcz przeciwnie!

– W trakcie każdej konsultacji w ramach portalu ReceptyOnline24.pl lekarz szczegółowo analizuje informacje odnośnie chorób przewlekłych, uczuleń, stosowanych leków, aktualnie występujących objawów i dolegliwości. Usługa nie jest przeznaczona dla osób u których występują dolegliwości mogące świadczyć o występowaniu bezpośredniego zagrożenia zdrowia i życia – przekonuje Tomasz Galus.

A co z pancjentami, którzy mają wyłudzać chorobowe?

– Oczywiście czasami w trakcie rozmowy telefonicznej zdarza się, że okazuje się, iż zgłaszane dolegliwości nie są zgodne ze stanem faktycznym. W takiej sytuacji lekarz odmówi wystawienia zwolnienia lekarskiego. Należy jednak wspomnieć, że nieetycznym byłoby podejrzewanie każdego pacjenta o zgłaszanie nieprawdziwych objawów, tylko dlatego, że istnieje niewielka grupa osób próbujących uzyskać nienależne zwolnienie.

Prezes platorfmy zaznacza jednak, że tego typu sytuacje mają miejsce nawet w przypadku wizyt stacjonarnych w POZ, gdy lekarz, bez zlecenia badań dodatkowych, nie może stwierdzić ze stuprocentową pewnością, iż podawane przez pacjenta dolegliwości faktycznie nie występują.

– Lekarz może za to sprawdzić, czy pacjent przebywał już na zwolnieniu lub kiedy ostatnio otrzymał receptę od innego lekarza na dany lek w aplikacji ZUS PUE oraz w systemie EDM powiązanego z P1. Wobec tego próby wyłudzenia ww dokumentów są szybko wychwytywane – dodaje Kamil Kułak.

Przedstawiciele obu platform przyznają jednak zgodnie, że w sieci roi się od platform, które reklamują, że można na nich "kupić zwolnienie" lub "kupić receptę".

– Jeden z lekarzy, którzy konsultują na naszym portalu miał wcześniej możliwość pracować w portalach typu “formularz = zwolnienie = recepta". Bardzo negatywnie wypowiedział się na temat takich form kontaktu z pacjentem i określi to jako "nieetyczne". Często nie miał jak skontaktować się pacjentem lub spotykał się naporem od firmy z koniecznością wydania wnioskowanego dokumentu – wyznaje Kami Kułak.

Platformy zapewniają, że służą jedynie do umówienia wizyty i nawiązania kontaktu pacjenta z lekarzem. Reszta decyzji ma być podejmowana przez lekarza w trakcie konsultacji, zupełnie jak w gabinetach przychodnianych czy prywatnych. W przypadku nagłej potrzeby, lepiej zatem wybierać mądrze.

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl