"Polska się zwija" – piszą nasi czytelnicy o usługach publicznych. Sprawdziliśmy, ile w tym prawdy
Do redakcji INNPoland.pl przychodzi coraz więcej korespondencji dotyczącej usług publicznych. Zdaniem sporej części naszych czytelników w Polsce dzieje się coraz gorzej – urzędy są niewydolne, służba zdrowia robi bokami, a państwo staje się coraz mniej przyjazne.
Po tej publikacji dostaliśmy sporo listów od czytelników, rozgoryczonych faktem, że sektor usług publicznych w Polsce się zwija. Zwrócili nam uwagę na kolejne, niezwykle istotne z punktu widzenia obywateli problemy.
Urzędy – coraz mniej je lubimy
Pierwszy problem nasi czytelnicy widzą w urzędach. Pandemia pandemią, ale są one coraz trudniejszym partnerem we współpracy.– Proszę zauważyć, że kilka lat temu mówiło się o zastępowaniu zaświadczeń oświadczeniami. Jestem przedsiębiorcą i wiem, że niektóre zaświadczenia łatwo dostać albo sobie wygenerować. A na niektóre trzeba czekać tygodniami. Przejście na oświadczenia było dobre – oświadczam coś, urząd mi ufa, ale jeśli skłamię to ponoszę za to odpowiedzialność. Teraz znów mamy erę zaświadczeń – pisze jeden z czytelników.
Czytaj także: Jakiś problem? Masz pieniądze i sobie radź – mówi państwo PiS. A usługi publiczne dogorywają
– Kilka tygodni temu sprzedawałem samochód. Prosta sprawa. Ja musiałem go wyrejestrować, nowy właściciel zarejestrować. Spisaliśmy umowę i poszliśmy do urzędów. Kilka dni później musieliśmy się spotkać jeszcze raz, bo okazało się, że była nie taka, jak trzeba. Co ciekawe, u mnie urzędnicy zażądali innej umowy niż u niego, tu jeden podpis za dużo, tu jeden za mało, chcieli też innych danych. Dla świętego spokoju spisaliśmy kilka różnych. Nawet za komuny nie było takiego bałaganu – dodaje drugi.
Służba zdrowia – problem drugi
– Rząd chwali się na przykład zyskami, jakie osiągają państwowe banki czy koncerny energetyczne. Ale proszę spojrzeć jaki komfort usług one oferują. Proszę porównać jaką drogę one przeszły w ciągu ostatnich 20-30 lat (infolinia, załatwianie reklamacji, komfort klienta w placówkach, jakość obsługi) i porównać to z tymi samymi parametrami w instytucjach czy placówkach czysto publicznych. Przecież do urzędu czy przychodni nie można się nawet dodzwonić – pisze czytelnik.Porównuje też systemy rezerwacji prywatnych przychodni i publicznych zakładów opieki. W pierwszym przypadku wizytę można umówić przez stronę internetową czy aplikację. W drugim? Telefony albo czekanie do rejestracji przed 6 rano.Tezę naszego czytelnika o kiepsko działającej służbie zdrowia potwierdzają dane. W 2020 roku zniesiono limity do lekarzy specjalistów, co miało zmniejszyć czas oczekiwania na wizytę. I w wielu przypadkach się to udało! Problem polega na tym, że i tak na wizytę trzeba nieraz czekać ponad rok.
To po prostu loteria – podczas sprawdzania terminu wizyty w każdym województwie znajdziemy przychodnie, gdzie na do lekarza można umówić się z dnia na dzień – ale są i takie, gdzie trzeba czekać pół roku. Czyli albo jedziesz 100 km – albo czekasz. Są i takie specjalizacje, gdzie można czekać rok bądź też iść prywatnie.
Jednocześnie ciągle rośnie zadłużenie szpitali. Z danych serwisu Ciekaweliczby.pl, opartych na wyliczeniach resortu zdrowia wynika, że wartość zobowiązań samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej wynosiła w 2009 roku 9,6 mld zł, w 2015 urosła do 10,9 mld, w ciągu ostatnich 6 lat podskoczyła do 16,8 miliarda. Poprzednio w takim samym czasie wzrosła o 1,2 mld. Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, żeby widzieć, że coś w tym systemie nie działa.
Brakuje też lekarzy - według danych Komisji Europejskiej na 1000 mieszkańców przypada u nas 2,4 lekarza. Według Naczelnej Izby Lekarskiej liczba ta wynosi 2,3 lekarza. To najniższy wskaźnik w całej Unii Europejskiej. Niewiele lepiej (a może nawet gorzej) jest z pielęgniarkami – tych mamy w Polsce 5,1 na 1000 mieszkańców. W UE na 1000 mieszkańców przypada średnio 3,9 lekarzy i 8,4 pielęgniarek.
Zarobki w budżetówce
Niewykluczone, że problemem służby zdrowia są niskie zarobki. Niskie w stosunku do nakładu pracy, odpowiedzialności i wymagań. Podobnie jest niestety w całej budżetówce. Słabe płace odciągają pracowników ze służby publicznej.– Słyszymy narrację – z wielu miejsc w administracji publicznej (tych politycznych oczywiście) "musimy więcej płacić, aby przyszli do nas pracować specjaliści z rynku". Stąd kilkunastotysięczne czy więcej zarobki różnych nominatów, kierowników, wiceministrów itp. Natomiast gdy jest mowa o stanowiskach typu lekarz, ratownik, pielęgniarka, nauczyciel tej narracji już nie ma – na powstające w szybkim tempie wakaty poszukuje się pracowników nie oferując im wynagrodzeń rynkowych, tylko te wynikające z zamrożonych budżetów – pisze jeden z czytelników.
Dodaje, że dziwnym trafem, stanowiska na które "musimy znaleźć kandydatów i płacić im rynkowo" to te obsadzane z klucza partyjnego i dotyczą biurowej administracji państwowej.
– Te, na których wakaty się pozwala nie płacąc stawek rynkowych dotyczą natomiast najważniejszych sfer życia – ochrony zdrowia, edukacji czy ochrony mienia – pisze czytelnik.
Pieniędzy nie ma na ważne sprawy. Na inne jest mnóstwo
Wielu czytelników zwraca uwagę na fakt, że rząd często rozkłada ręce i mówi, że państwa nie stać na podwyżki dla lekarzy czy wyższe wsparcie dla osób z niepełnosprawnościami. A jednocześnie lekką ręką wydaje miliardy na niepotrzebne inwestycje.Przekop Mierzei Wiślanej miał początkowo kosztować 880 mln zł i już wtedy wiadomo było, że to się biznesowo nie zepnie. Będzie kosztował 2 miliardy. Kolejne 2,5 miliarda ma iść na budowę Pałacu Saskiego, 260 mln zł utopiono w programie "Polskie szwalnie", 1,3 miliarda w elektrowni w Ostrołęce. Wadliwy sprzęt medyczny kosztował nas 80 mln, wybory, które się nie odbyły – 70 mln zł. Wymieniać można długo.
– Kompletny brak priorytetów, niech ludzie umierają. Swoją drogą fakt że ktokolwiek umiera w XXI wieku z powodu choroby którą można względnie łatwo wyleczyć czy zastosować terapię przedłużającą życie, a nie dzieje się tylko tak dlatego że nie ma dostępu do służby zdrowia to taki sam wstyd jakby ludzie umierali z głodu bo nie ma wystarczającej liczby sklepów i sprzedawców – ironizuje kolejny czytelnik.
O tym, że niezbyt dobrze dzieje się w armii, widać choćby na naszej wschodniej granicy. Do różnych mediów trafiają doniesienia o głodnych i kiepsko wyposażonych żołnierzach.
Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl