Nie chcieli korków, więc zlikwidowali przejście dla pieszych. O dziwo, nie pomogło

Konrad Bagiński
W Krynicy-Zdrój uznali, że korki tworzące się przy rondzie w samym centrum miasta to na pewno wina pieszych. Bo przy rondzie są przejścia naziemne. Największe z przejść kilka dni temu zamknięto. Ku zaskoczeniu władz korki dalej się tworzą. Podpowiadamy – a może to jednak przez ruch samochodów?
Likwidacja przejścia dla pieszych nie zmniejszyła korków w Krynicy-Zdroju Google maps / Jakub Burdziński / Twitter
Każdy kto w sezonie turystycznym odwiedził Krynicę-Zdrój wie, że w centralnym punkcie tego uzdrowiska – rondzie im. Prymasa Wyszyńskiego – tworzą się koszmarne korki. Jak piszą lokalne media, zdarza się, że najdłuższy ma nawet 5 km długości.

W mieście uznali, że to wina pieszych – bo dookoła ronda są przejścia naziemne. Radni i mieszkańcy doprowadzili do zamknięcia jednego z przejść – najbardziej obleganego przez ludzi, którzy poruszają się na własnych nogach. Kilka dni temu, tuż przed świętami, zostało zagrodzone. W zamian ma tu powstać tunel. Ale nie dla samochodów – dla pieszych. W sumie władze obiecały mieszkańcom przejście podziemne. Od takich koncepcji raczej się na świecie odchodzi, ale Krynica postanowiła iść pod prąd.

To chyba nie wina pieszych...

Dla lokalnych władz pewnym zaskoczeniem może być fakt, że pomimo zamknięcia przejścia dla pieszych, korki pozostały. Zagrodzenie wejścia na zebrę nie zlikwidowało problemu zatorów tworzonych przez setki samochodów. Z decyzji krynickich władz śmieją się internauci.


Problem pozostał, w Krynicy dalej tworzą się potężne korki - widać je choćby na mapach Google. W mieście rozważali różne opcje - na rondzie można zamontować światła.
Google Maps
Kładka dla pieszych nie wchodzi w grę, bo ta przestrzeń jest pod ochroną konserwatorską. Władze obiecały kryniczanom podziemne przejście dla pieszych - ale po wątpliwym sukcesie zamknięcia przejścia dla pieszych być może zorientują się, że to jednak wina kierowców i dużej liczby aut.