Rosjanie masowo tracą pracę. Oto jak w praktyce działają sankcje Zachodu
Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google
Podczas obwieszczania komunikatów o wycofaniu się z rynku czy zawieszaniu produkcji w Rosji, zachodnie koncerny niewiele mówią o swoich pracownikach. Na ogół dziękują im za współpracę, podkreślają ich oddanie i komplementują. Ale - co symptomatyczne - unikają podawania ich liczby. Skądinąd wiadomo, że tylko w rosyjskiej (produkcja i sklepy) i białoruskiej (tylko produkcja) Ikei zatrudnionych było ok. 15 tysięcy osób. Renault-Nissan, mający w Rosji fabryki aut dawał pracę ok. 35 tysiącom ludzi. Francusko-japoński producent aut ma tam zresztą fabryki postawione za pieniądze francuskiego i rosyjskiego rządu.
A to tylko dwie firmy, które wycofują się z działalności w Rosji. Niewykluczone, że wszystkie inwestycje trzeba będzie spisać na straty. Rzecz jasna w światowej gospodarce łatwiej poradzą sobie te przedsiębiorstwa, które nie były zaangażowane w działalność w Rosji. Ale takich wiele nie ma.
Swoje fabryki w Rosji zamyka Volkswagen - do odwołania zatrzymano produkcję w fabrykach w Kałudze i Niżnym Nowogrodzie. Mercedes-Benz zainwestował w fabryce pod Moskwą ćwierć miliarda euro w budowę fabryki, która od 2019 produkuje limuzyny klasy E oraz SUV-y. Dzisiaj pracuje tam 1000 osób. BMW montuje auta w fabryce pod Kaliningradem. Rozsądnie zachował się Ford, który w 2020 roku zarzucił masową produkcję w Rosji, dziś ma tylko montownię furgonetek w Tatarstanie.
Na razie wymieniliśmy tylko niektóre koncerny samochodowe zaangażowane w produkcję w Rosji. Ale w samej motoryzacji pracują też tysiące sprzedawców, serwisantów, mechaników. Rzeczywista skala zatrudnienia we wszystkich zachodnich firmach jest w zasadzie niemożliwa do oszacowania. Nie wiadomo też, ile osób straci pracę przez sankcje, skala będzie jednak masowa.
- Wielu pokłada nadzieje w nowych zakładach przemysłowych, jakie powstały w Rosji. Tyle że te zakłady to głównie montownie samochodów czy innego sprzętu, pracujące na komponentach z importu. W ciągu najbliższych miesięcy produkcja w nich stanie. Skutki: deficyt towarów, masowe bezrobocie, spadek napływu pieniędzy z podatków do budżetu. Internet, jaki znamy, też przestanie w Rosji działać - pisze rosyjski ekonomista Maksim Mironow, cytowany przez "Tygodnik Powszechny".
Mironow dodaje, że w Rosji 40 procent materiałów siewnych pochodzi z importu, jeśli chodzi o ziemniaki, to nawet 90 procent. "Co oznacza, że zanim rosyjscy rolnicy coś wymyślą w zamian, będzie słabo" - podsumowuje.
Co najbardziej zaboli Rosjan?
Rosyjski ekonomista pracujący od lat jako naukowiec na zachodnich uczelniach tłumaczy, że Rosja jest w pełni zależna od handlu zagranicznego. Eksportuje ropę, w zamian importując niemal wszystko inne. W sytuacji, gdy do Rosji nie przyjedzie jedzenie, ubrania i wszelkie inne towary, krajowi grozi krach. A jeśli dodamy do tego niemożność sprzedania ropy i gazu, bezrobocie może mieć skalę masową.
Czytaj także: https://innpoland.pl/176802,wszystkie-sankcje-gospodarcze-na-rosje-tlumaczy-ekspert– Nikt nie owija w bawełnę – celem sankcji są szkody w rosyjskiej gospodarce. Mogą się objawić inflacją czy recesją w kraju. Zróżnicowane sankcje działają w zróżnicowany sposób, i z pewnością ich skutki nie będą przyjemne dla tzw. zwykłych obywateli – ostrzega prof. Artur Nowak-Far z SGH w rozmowie z INNPoland.
– Spotkałem się z jednym takim obrazkiem. Mieszkaniec Moskwy, młody człowiek zainteresowany modą, lamentował nad tym, że "nie będzie mógł zapłacić za ubrania z Włoch". Przez sankcje nie dość, że nie zapłaci kartą za zakup, to fizycznie nie będzie miał czego kupić. Moim zdaniem zwykli Rosjanie nadal nie są w pełni świadomi tego, jak szerokimi i silnymi obostrzeniami Zachód objął Rosję – ocenia rozmówca INNPoland.