Huawei pozazdrościł Garminowi i Suunto? Jak działa Huawei Watch GT Runner
Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google
Zacznijmy od tego, czym chwali się Huawei – zegarek ma bardzo precyzyjny GPS, jest leciutki i – jak na zegarki przeznaczone do sportu – nieprzesadnie drogi. Watch GT Runner jest wyposażony w dwuzakresowy pięciosystemowy GNSS. Co to jest? Taki „GPS na sterydach”, w którym do nawigacji używane są chyba wszystkie możliwe satelity geolokalizacyjne – wspomniany amerykański GPS, rosyjski Glonass, chińskie Beidou, europejskie Galileo i QZSS. Ten ostatni ma dla nas znaczenie raczej psychologiczne, bo działa w Japonii.
Jak to działa? Znakomicie. Precyzja pomiarów jest imponująca, bieganie czy jazda na rowerze są zliczane bardzo sprawnie i wyniki prawdopodobnie nie odbiegają wiele od tych, jakie pokazują o wiele droższe zegarki sportowe. Do wyboru mamy kilkanaście dyscyplin, od biegania na dworze, bieżni, jazdę na rowerze, kolarstwo, triathlon. Są też opcje dla ćwiczeń na orbitreku i ergometrze.
Ale jest to zegarek przede wszystkim dla biegaczy. W porozumieniu z aplikacją Huawei Zdrowie pozwala na realizowanie planów biegowych na różne dystanse, robienie przeróżnych treningów. Jest tego mnóstwo, każdy kto biega, doceni te opcje. Zegarek potrafi też sam wykryć jakie ćwiczenie obecnie wykonujemy i poinformować nas o możliwości włączenia opcji rejestracji ćwiczeń. Ta funkcja działa akurat tak sobie, ale nie zaliczyłbym tego do znaczących wad.
Świetnie działają za to czujniki mierzące parametry zdrowotne. GT Runner ma rewelacyjny czujnik tętna, mierzy SPO2, próg mleczanowy i sen. Nie ma się do czego przyczepić, jest rewelacyjnie. A w zestawie dostajemy dwa plastikowe paski – na mniejszą i na większą rękę. Bardzo miły gest.
To nie wszystko – zegarek można wykorzystać jako ekran do nawigacji, ale tylko przy korzystaniu z map Petal, autorskiego rozwiązania Huawei. Kiedy chcemy gdzieś dotrzeć, nie musimy sprawdzać wskazówek na telefonie – wystarczy zegarek. Bardzo przydatne dla turystów. O ile lubią korzystać z map Petal – mają one swoje zalety, ale i wady.
Dla kogo jest Huawei Watch GT Runner?
Nazwa zegarka jest jednoznaczna – dla biegaczy. I na tym można byłoby zakończyć. Moim zdaniem jest to próba przekonania osób, które chcą kupić sobie Suunto czy Polara, ale narzekają na wysoką cenę. Takich osób znam wiele. Próba udana, bo Watch GT Runner jest naprawdę dobrym zegarkiem sportowym. Ma też ciekawą opcję zwaną „osuszanie”. Jeśli będziemy w nim pływać albo wejdziemy pod prysznic i zamoczymy smartwatcha, możemy włączyć funkcję suszenia. Zacznie wtedy piszczeć i wibrować, co pomaga mu w usunięciu wody z zakamarków. Zupełnie jak pies, który otrzepuje się po wyjściu z wody. Tu drobna uwaga: to nie jest zegarek do nurkowania. Ma certyfikat 5 ATM, który w zasadzie pozwala pływać, ale smartwatcha nie wolno zanurzać głębiej.
Czytaj też: Genialny smartfon z jednym wielkim brakiem. Recenzja Huawei P50 Pro Watch GT Runner ma też kilka opcji przydatnych, kilka nieprzydatnych i parę poważnych braków. Co jest w nim fajne? To w zasadzie ewolucja Watch GT 2 Sport z 46-milimetrową kopertą. Ale oprócz rozszerzonych – i to znacznie – funkcji sportowych, ma też inne zmiany. Tej jest wykonany w całości z włókna polimerowego, otoczonego ceramiczną ramką. Jest więc wyjątkowo lekki, waży 38,5 grama. Przez kilka tygodni nie udało mi się go zarysować, ale to akurat nic wyjątkowego. Sam jestem fanem mojego o wiele starszego Watcha GT, którego nie udało mi się skutecznie przytrzeć przez prawie dwa lata. Jeśli chodzi o te sprawy, Huawei robi zegarki naprawdę solidne i świetnie spasowane.
Co jeszcze fajnego ma Watch GT Runner? Możliwość prowadzenia rozmów – działa to po sparowaniu zegarka z telefonem. I działa naprawdę nieźle. Nie osiągniemy studyjnej jakości, ale rozmówca nie narzeka na jakość dźwięku. Rozmawianie przez zegarek może wydawać się dziwne, ale czasem się przydaje. Najczęściej w dość niecodziennych okolicznościach – gdy robisz coś w kuchni i masz brudne ręce, w łazience, gdy nie chce ci się wstać z kanapy a dzwoniący telefon jest poza zasięgiem rąk.
Ma też odtwarzacz muzyki, moim zdaniem kompletnie zbędny. Ale fajną opcją jest zdalny spust migawki w aparacie telefonu – dobre dla osób, które robią sobie fotki ze statywu. Zasłonę milczenia można spuścić na barometr, wysokościomierz i kompas. Te funkcje w zegarkach Huaweia nigdy nie były dokładne. A podczas testu mieliśmy w Polsce tzw. antycyklon z olbrzymimi, niespotykanymi wcześniej ciśnieniami. Pół kraju przez kilka dni miało ciśnienie powyżej 1045 hPa, GT Runner pokazywał zaś nie więcej niż 1025-1030.
Nieco kuleje nawigacja po menu. Do dyspozycji mamy przycisk dolny i obracany przycisk górny oraz haptyczną koronkę. Po kolei – dolny przycisk od razu wchodzi w menu ćwiczeń, ułatwia szybki start. Jak w poprzednich modelach. Górny wchodzi do menu głównego i pozwala się po nim poruszać dzięki pokrętłu. I tu mi coś haczy – nie zliczę ile razy próbowałem wcisnąć przycisk, gdy znalazłem opcję, którą chciałem uruchomić. A tu nie, bo wciśnięcie przycisku oznacza wyjście z menu i powrót do tarczy głównej. Albo ja jestem dziwny, albo to rozwiązanie jest nieintuicyjne.
Za to poruszanie się po menu za pomocą ekranu dotykowego (AMOLED 1,43”) działa rewelacyjnie. No i jest ta haptyka! Czyli jeśli słuchamy muzyki przez zegarek (nie polecam) możemy robić głośniej lub ciszej, przesuwając palcami po kopercie, dookoła tarczy. Zupełnie jakbyśmy trzymali w palcach pokrętło głośności, tyle że wirtualne. Fajny patent, mało przydatny, ale ciekawy.
Pewnym minusem jest też brak (nie znalazłem tej opcji) wyłączenia czujnika ruchu na określony czas. Była w starszych modelach, w tej nie widzę. Co to oznacza? Jak ruszasz się przez sen, to zegarek się wybudza i włącza się podświetlenie tarczy. Są też sytuacje, kiedy nie chcesz, żeby ci coś w ciemności świeciło przy każdym ruchu ręką. Niestety. Może Huawei to poprawi.
Huawei twierdzi, że zegarek wytrzyma nawet 2 tygodnie na jednym ładowaniu. Otóż nie. No może jeśli wyłączymy większość trybów, do których został stworzony to wyciągnie te dwa tygodnie, ale po co wtedy go mieć? Zegarek ciągnie od 10 do kilkunastu procent baterii dziennie, co oznacza, że z pewnością wytrzyma tydzień. A to, co ponadto traktujmy jako bonus, może damy radę nie ładować go przez 10 dni, ale to maksimum.
Ile to kosztuje?
1300 złotych bez złotówki – w tym momencie. Czy warto się na to skusić? Jeśli dużo biegasz, jeśli rozbudowane funkcje sportowe są ci potrzebne – tak. Bardzo trudno jest bezpośrednio porównać GT Runnera z klasą premium zegarków sportowych, wymagałoby to długotrwałego testu w identycznych warunkach. Moim zdaniem jest dla nich świetną, o wiele tańszą alternatywą. Ale jeśli nie masz ambicji sportowych albo uprawiasz sporty amatorsko, wystarczy ci o połowę tańszy Watch GT 2 – który moim zdaniem jest też o wiele ładniejszy.