Ten sam bank, taki sam kredyt. Polak płaci kilka razy wyższe odsetki niż Niemiec
Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google
Stowarzyszenie Stop Bankowemu Bezprawiu zwróciło uwagę Komisji Europejskiej na "szokujące dysproporcje w kosztach kredytów ponoszonych przez Polaków i konsumentów w innych krajach UE, które nie mają moralnego ani ekonomicznego uzasadnienia".
- Mamy taką sytuację, że ten sam bank przedstawia zupełnie inną ofertę kredytu klientom w Niemczech, gdzie stałe oprocentowanie wynosi ok. 2 proc., i Polsce, gdzie stopy sięgają 7-8 proc., dlatego że definiuje ich geograficznie – powiedział szef SBB Arkadiusz Szcześniak.
Według wyliczeń Stowarzyszenia przy kredycie na 30 lat, zawartym na kwotę 400 tys. zł, polski kredytobiorca zapłaci 558 tys. zł złotych odsetek, podczas gdy kredytobiorca niemiecki - 132 tys. zł. Warto jednak zauważyć, że Niemcy są strefie euro, w której stopy procentowe nie zostały podniesione i cały czas są rekordowo niskie. Stopa procentowa podstawowych operacji refinansujących oraz stopy kredytu i depozytu w banku centralnym wynoszą odpowiednio: 0,00 proc., 0,25 proc. oraz -0,50 proc. Stąd może brać się przynajmniej część olbrzymiej różnicy w kredycie. Gdyby stopy w strefie euro wzrosły, Niemcy też płaciliby o wiele większe raty. Nawiasem mówiąc, ceny mieszkań w Niemczech są 4-5-krotnie wyższe od polskich - to podobne wartości, co w Polsce, tyle że w euro.
- Nie ma obecnie realnych podstaw do tego, aby Polacy płacili za tę samą usługę, czasem w tym samym banku, o 426 tys. zł więcej tylko dlatego, że siedziba danego banku jest w innym państwie UE. Banki tłumaczą niechęć do udzielania transgranicznych kredytów hipotecznych odmiennymi systemami prawnymi i systemami egzekucyjnymi. My chcielibyśmy, żeby banki były zobligowane przez UE do udzielania takich kredytów przepisami zabraniającymi dyskryminacji konsumentów z innych państw członkowskich - powiedział Szcześniak.
Na razie nie jest to możliwe. Obecnie kredyt hipoteczny w Niemczech może dostać tylko osoba zarabiająca w euro - dlatego też taka oferta jest dla Polaków praktycznie niedostępna. Nie ma więc szans na przeniesienie oferty niemieckich banków do Polski. Poza tym pojawia się element ryzyka kredytowego, które przerabialiśmy już w przypadku franków szwajcarskich.
Problemy z WIBOR-em
Według słów Szcześniaka Stowarzyszenie wskazało także problemy, jakie jego zdaniem występują z wykorzystywaniem do obliczania raty kredytu wskaźnika WIBOR.
- Ten wskaźnik nie jest oparty o realne transakcje między bankami, ale na podstawie niewiążących deklaracji banków. Realny koszt pożyczenia pieniędzy, czyli pozyskiwania środków na akcję kredytową, wykazany jest wskaźnikiem WKF (Wskaźnik Kosztu Finansowania), obliczonym na podstawie rzeczywistych transakcji, depozytów terminowych, zawieranych z klientami przez banki - mówił Szcześniak.
WIBOR – o którego niuansach pisaliśmy wczoraj, to jeden z dwóch wskaźników wyznaczających wysokość rat kredytu. Jego wysokość jest skorelowana ze stopami procentowymi. Ale przede wszystkim ma on odzwierciedlać koszty, jakie ponoszą banki. Problem polega na tym, że nie odzwierciedla. Obecnie pieniądz dla banków jest relatywnie tani i nie muszą od siebie pożyczać pieniędzy. Takich transakcji praktycznie na rynku nie ma.
Co więc pokazuje dziś WIBOR? Obecnie opiera się on jedynie na deklaracjach pożyczek. Czyli bank A deklaruje, że gdyby bank B chciał od niego pożyczyć pieniądze, to oprocentowanie tej pożyczki wyniesie X procent. Tylko dlaczego bank miałby płacić innemu bankowi ponad 5 proc. za pożyczenie kapitału, skoro może go pozyskać od swoich klientów za 1-2 proc.? Tu jest właśnie pies pogrzebany.
Szcześniak wspomina też o WKF. W dużym uproszczeniu można go porównać do kosztu pozyskania pieniędzy przez bank. Dziś trudno znaleźć w ofertach banków lokaty oprocentowane wyżej niż 2 proc. w skali roku. Na ogół mieszczą się one w przedziale 1-2 proc. I to jest realny koszt pozyskania pieniędzy przez banki. Jak więc możliwe, że WIBOR przekracza dziś wartość 5 procent?
– WIBOR był przez ostatnich siedem lat wskaźnikiem dość stabilnym, średnio na poziomie 1,7 proc., nie licząc pandemicznego 2021 roku, kiedy Rada Polityki Pieniężnej obniżyła stopy procentowe i WIBOR wynosił 0,25 proc. Natomiast w tej chwili przebił już 5 proc. Przy modelowym kredycie o wartości 300 tys. zł na 30 lat i 2 proc. marży rata jeszcze w październiku wynosiła ok. 1,1 tys. zł, a aktualnie już 2 tys. zł. To jest skok o blisko 100 proc. i dla niektórych taka rata może być niedługo niespłacalna, co będzie powodować daleko idące konsekwencje – mówi agencji Newseria Biznes Andrzej Zarzecki, członek zarządu Kancelarii Prosperitas.
Michał Chmielowski z tej samej kancelarii podkreśla, że obecnie oprocentowanie depozytów bankowych zawiera się w przedziale około 1–2, maksymalnie 2,5 proc., podczas gdy stawka WIBOR 3M – dla pożyczek trzymiesięcznych na rynku międzybankowym – wynosi już 5,32 proc., a WIBOR 6M – 5,58 proc. Dla porównania jeszcze na początku października ubiegłego roku te stawki wynosiły odpowiednio 0,24 i 0,33 proc. W tym czasie główna stopa procentowa wzrosła do 4,5 proc., czyli oba WIBOR-y są znacznie powyżej tego poziomu.
– Z pewnością trzeba przyglądnąć się temu, czy obecny sposób ustalania stawki WIBOR jest prawidłowy i czy odzwierciedla rzeczywisty koszt pozyskania środków przez banki – mówi Chmielowski.
Da się pomóc kredytobiorcom?
Temat wsparcia osób z drożejącymi ratami – tym razem zadłużonych w polskich złotych – coraz wyraźniej przebija się w debacie publicznej. W ubiegłym tygodniu media informowały, że rząd pracuje nad pakietem pomocowym, który miałby obejmować m.in. poluzowanie pomocy dostępnej w ramach Funduszu Wsparcia Kredytobiorców.
Dziś uzyskanie z niego pomocy jest bowiem obwarowane wieloma warunkami, które spełniają nieliczni (np. statusem osoby bezrobotnej). Coraz częściej mówi się także o zamrożeniu stawek WIBOR. Propozycję takiego rozwiązania wysunęli w ubiegłym tygodniu posłowie Lewicy, którzy opowiadają się za powrotem do poziomu z 1 grudnia 2019 roku dla tych osób, które spłacają kredyt na pierwsze mieszkanie.
Problem w tym, że przeciwko majstrowaniu przy WIBOR-ze ostro protestują same banki. Trudno im się zresztą dziwić. Nie jest jednak wykluczone, że polegną w starciu z prawnikami. Bo są kancelarie, które już szykują się do podważenia zasad kredytowania na podstawie wskaźnika WIBOR.
Ale w całej sprawie jest jeszcze jeden ważny aspekt.
- Podwyższanie stóp procentowych ma na celu zduszenie inflacji. Czy to się uda? Nie wiadomo, ale jest to podstawowy element walki z drożyzną. Im droższe kredyty, tym mniej ludzi na nie stać. Spada więc popyt, a to z kolei wpływa na wyhamowanie inflacji. Dług jest bowiem podstawowym narzędziem kreacji pieniądza – tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl ekonomistka Maria Bukowska.
Jak pisze w swojej analizie firma Grand Thorton sama idea wzrostu stóp procentowych jako narzędzia w walce z inflacją jest słuszna. Ale to broń obosieczna, bo z jednej strony faktycznie hamuje popyt na kredyty, ale i uderza w tych, którzy już je dostali i spłacają. W praktyce dotyczy to zdecydowanej większości przedsiębiorców i gospodarstw domowych.
- Walka z inflacją poprzez zmiany stóp procentowych jest dużo bezpieczniejsza dla tych gospodarstw domowych, które finansują swoje nieruchomości poprzez kredyty oparte o stałą stopę procentową. Niestety tego typu kredyty są w Polsce bardzo mało popularne, a banki bardzo niechętnie wspominają w ogóle o takich produktach. Sytuacja wygląda zupełnie inaczej w Niemczech czy w Czechach. Tam zdecydowana większość kredytów długoterminowych oparta jest na stałym oprocentowaniu – pisze w analizie Tomasz Mleczak z Grand Thorton.
To prawda – w Polsce o WIBOR opartych jest 98 proc. kredytów hipotecznych. A to powoduje, że dla osób z kredytami koszt walki z inflacją – czyli droższe kredyty – jest wyższy, niż straty, jakie w ich portfelach spowodowałaby sama inflacja.
Co dalej? Prawnicy szykują się do bitwy
Jedną już wygrali – mowa o kredytach frankowych. Zajęło to jednak wiele lat. Mimo wszystko sądy w końcu zaczęły orzekać na korzyść kredytobiorców. Czy podobnie będzie z kredytami opartymi na WIBOR-ze?
W opinii Szcześniaka, ponieważ WIBOR nie stanowi kosztu pozyskania pieniądza przez bank, istnieje duże prawdopodobieństwo, że wzorce umowne, w których składnik oznaczający koszt finansowania kredytu, reprezentowany przez WIBOR, zostanie uznany za nieuczciwy.
Jego zdaniem fakt, że ustalaniem wskaźnika WIBOR zajmuje się spółka, która działa niezależnie od organów państwa, oznacza też, że Rada Polityki Pieniężnej w jakimś sensie utraciła narzędzie kształtowania polityki kredytowej.
– Szanse na stwierdzenia nieważności umowy kredytu złotowego opartego o WIBOR są. Pytanie tylko – jakie? Tego jeszcze na dzisiaj nie wiemy. Nie ma orzeczeń polskich sądów, które wskazywałyby, czy te szanse są bardziej po stronie kredytobiorców, czy bardziej po stronie banków – mówi Andrzej Zarzecki z Prosperitas.
Jak podkreślają eksperci kancelarii, GPW Benchmark, czyli administrator wskaźnika WIBOR, otrzymał w grudniu 2020 roku zezwolenie KNF na ustalanie wskaźnika w dotychczasowy sposób. Przedstawiciele spółki także zapewniają, że nie ma podstaw, by podważać zasady wyliczania stawek WIBOR.
– Natomiast drugą kwestią, którą mógłbym uzasadnić stwierdzenie nieważności takiej umowy, jest niedostateczne poinformowanie kredytobiorców o tym, że ten WIBOR naprawdę może się mocno wahać – twierdzi Andrzej Zarzecki.
– Biorąc pod uwagę liczbę kredytów złotowych opartych o WIBOR, bez wątpienia należy spodziewać się powództw w tym zakresie – przewiduje Michał Chmielowski.
Dodaje jednak, że na tę chwilę trudno jednak jednoznacznie ocenić szanse powodzenia takich spraw.
- Nie mamy jeszcze żadnego orzecznictwa polskiego ani orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w tych kwestiach. Przekładając to na kanwę spraw frankowych, trzeba zwrócić uwagę, że polskiemu wymiarowi sprawiedliwości zajęło ładnych parę lat, zanim zaczął udzielać należytej ochrony kredytobiorcom. Obawiamy się, że sytuacja może wyglądać podobnie, jeśli chodzi o kredyty złotowe oparte o WIBOR. Machina wymiaru sprawiedliwości musi jakiś czas zajmować się tą kwestią, aż zostanie wypracowane jednoznaczne stanowisko – mówi Chmielowski.