W Warszawie węglem już nie popalisz. Radni w końcu podjęli decyzję

Konrad Bagiński
27 kwietnia 2022, 11:26 • 1 minuta czytania
Od 1 października 2023 roku Warszawa ma być wolna od węgla - tego paliwa nie będzie można już używać. 5 lat później węgiel ma przestać być wykorzystywany w podwarszawskich gminach. Kominki pozostają.
Koniec palenia węglem w stolicy jest rychły Karol Makurat/REPORTER
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google

Na sesji Sejmiku województwa mazowieckiego radni głosami 26:22 przegłosowali wprowadzenie zakazu spalania węgla: w Warszawie od 1 października 2023, w "obwarzanku" warszawskim od 2028 roku. Dodatkowo nowelizacja Uchwały Antysmogowej wprowadza zakaz instalowania kotłów na węgiel i drewno w nowych domach, które mogą być podłączone do ciepła miejskiego. Poza tym zapisem uchwała nie zakazuje spalania drewna ani w kominkach, ani kotłach – to efekt kompromisu jaki powstał w procesie konsultacji społecznych.   W projekcie uchwały zapisano zakaz spalania węgla: w Warszawie od 1 października 2023 r. i w "obwarzanku" warszawskim od 1.01.2028 r. W uchwale zapisano również zakaz instalowania kotłów na węgiel i drewno w nowych budynkach, które mają możliwość podłączenia do ciepła miejskiego, co wstrzymuje instalowanie kominków w nowych budynkach wielorodzinnych. Zapis ten w praktyce nie będzie dotyczyć domów jednorodzinnych, ponieważ ich podłączenie do sieci miejskiej jest zazwyczaj ekonomicznie nieopłacalne i trudne technicznie. - To bardzo ważny dzień dla Warszawiaków i mieszkańców gmin okalających stolicę – decyzję radnych skomentował Piotr Siergiej, rzecznik Polskiego Alarmu Smogowego i lider Warszawy Bez Smogu.


- Szanse na oddychanie czystym powietrzem w stolicy w kolejnych sezonach grzewczych właśnie znacząco wzrosły. Gratulujemy radnym Sejmiku tak fundamentalnej i przełomowej decyzji. To również decyzja mająca wymiar symboliczny – w stolicy państwa uzależnionego od węgla nie będzie można spalać tego paliwa - dodał.

Zakaz idzie coraz szerzej

Pozytywny wpływ antysmogowych regulacji widać już w Krakowie, gdzie od trzech lat obowiązuje zakaz spalania węgla i drewna i zlikwidowano ok. 40 tysięcy „kopciuchów”. Odnotowano tam znaczną poprawę jakości powietrza: stężenia PM10 oraz rakotwórczego benzo[a]pirenu spadły o ponad 40 proc.

Taka poprawa jakości powietrza przełożyła się również na poprawę zdrowia mieszkańców. Z badań prof. Czarnobilskiej wynika że w Krakowie, w latach 2008-2018 odnotowano spadek przypadków astmy u dzieci w wieku 7-8 lat z 22 proc. do 9 proc. badanej grupy - to prawie trzykrotny spadek. U dzieci starszych (16-17 lat) spadek był jeszcze wyższy: z 22 proc. do 5 proc. badanej grupy. Dzięki zakazowi spalania węgla również mieszkańcy Warszawy i okolic mają szansę na lepsze powietrze. Badanie opinii publicznej Przeprowadzone przez Europejskie Centrum Czystego Powietrza pokazało, ze aż 67 proc. respondentów popiera zakaz spalania węgla w Warszawie i 57 proc. popiera zakaz w "obwarzanku". Jest nadzieja, że przyjęty zakaz przyczyni się do zwiększenia tempa wymiany „kopciuchów” na terenie Warszawy. W stolicy wciąż dymią 10803 „kopciuchy”, a na ich wymianę mieszkańcy mają czas do 1 stycznia 2023 roku. W ostatnich miesiącach ceny paliw odnotowały bardzo wysokie wzrosty. Według badań zleconych przez PAS w od stycznia 2021 do marca 2022 węgiel podrożał w Polsce średnio o 101 proc. (średnia cena groszku to 1980 zł/t). Obecnie na Mazowszu węgiel jest jeszcze droższy. Na składach w Warszawie ceny dochodzą do 2200 zł, a w Ostrołęce cena waha się pomiędzy 1950 a 2200 zł. Sprzedawcy spodziewają się dalszego wzrostu cen. Rezygnacja ze spalania węglem ma zatem sens nie tylko ze względu na ochronę powietrza, ale także ze względów ekonomicznych. Korzystanie z tego paliwa staje się dużo droższe od innych opcji.

Droga energia

W Polsce z węgla produkuje się ok. 70 proc. energii. Należy podkreślić, że jest to bardzo drogie źródło energii, cena "czarnego złota" ciągle rośnie i już raczej nie będzie spadać. Wydobycie i transport są coraz droższe. To powoduje, że coraz częściej importujemy tańszy prąd z krajów, które w większym stopniu niż Polska korzystają z bezemisyjnych źródeł energii. Obecnie już 10 proc. energii elektrycznej kupujemy za granicą.

A sam koszt produkcji energii to przecież nie to samo, co rachunek za prąd – tłumaczyliśmy w INNPoland. Cena prądu to tylko jedna ze składowych faktury od sprzedawcy. W rozliczeniu znajdziemy jeszcze opłatę abonamentową, opłatę sieciową stałą, sieciową zmienną, jakościową, opłatę OZE, przejściową, kogeneracyjną i mocową. Sam koszt energii to mniej niż połowa przeciętnego rachunku, resztę pochłaniają różne abonamenty i opłaty.

Uwagę warto zwrócić na np. opłatę mocową. Pod tym ładnie brzmiącym kryptonimem kryje się danina, która w całości trafia do elektrowni węglowych. Bez tych pieniędzy groziłoby im bankructwo.

A to tylko jedna ze składowych faktury za prąd, która nie idzie na rozwój energetyki, ale na zamrożenie obecnego status quo. Na górnictwo i spalanie węgla trafia o wiele więcej pieniędzy, w tym te, które teoretycznie wynikają z polityki klimatycznej UE. Opłaty – faktycznie stanowiące ok. 60 proc. kosztów produkcji prądu i ok. 30 proc. rachunku za energię - w całości trafiają do polskiego budżetu. Tylko w zeszłym roku budżet wzbogacił się na opłatach o ok. 25 miliardów złotych. Od początku istnienia systemu handlu emisjami państwo polskie zarobiło na tym 57,5 miliarda złotych.