Moskwa zakręciła kurek z gazem - co teraz? Przygotujcie się na wysokie ceny
Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google
Ziścił się czarny scenariusz - Rosja odcięła nam gaz. Jesteśmy na to przygotowani?
Przewidzieliśmy ten scenariusz. Po wybuchu wojny w Ukrainie oczywistym stało się, że w pewnym momencie będziemy musieli zrezygnować z dostaw gazu z Rosji. Polska zamierzała zrobić to wraz z końcem roku, ponieważ wtedy kończył nam się kontrakt jamalski na gaz. A w przypadku zerwania umowy przed czasem PGNiG musiałaby zapłacić karę.
Do odcięcia się od rosyjskiego gazu przygotowaliśmy się zresztą od lat poprzez dywersyfikowanie dostaw gazu. W efekcie obecnie możemy relatywnie łatwo zastąpić wolumeny z gazem rosyjskim, wolumenami z rynku LNG, czyli skroplonym gazem ziemnym, a także własnym wydobyciem i oczywiście gazem z Norwegii, który napłynie do nas rurociągiem Baltic Pipe na początku października albo już nawet pod koniec września.
Nasze portfele również są przygotowane?
Ceny gazu pójdą w górę, będzie znacznie drożej. Natomiast jeśli chodzi o podaż surowca, raczej nie będziemy mieli z tym problemu. Płynie do nas skroplony gaz z Kataru czy ze Stanów Zjednoczonych oraz mamy rewers na gazociągu jamalskim, który umożliwia nam w miejscowości Malno przesył gazu z Niemiec. I dopóki Rosjanie nie wyłączą Nord Stream 1, dopóty mamy tę dodatkową alternatywę w postaci surowca, który może płynąć z rynku niemieckiego. Wreszcie: 1 maja - czyli już za chwilę - uruchomimy interkonektor gazowy z Litwą, który umożliwi nam import gazu z litewskiego terminala LNG w Kłajpedzie.
Do tego dochodzą wypełnione gazem magazyny. Mamy teraz 76 proc. wypełnienia, a średnia unijna jest na poziomie 31 proc., co pokazuje, że Polska przygotowała się na tę sytuację kryzysową. Na tle krajów europejskich naprawdę jesteśmy w relatywnie dobrej sytuacji.
Rezerwy sprawiają, że zakręcenie kurka z gazem nie uderzy w nas od razu. Ile mamy czasu, aby stanowiło to problem?
Trudniejsza sytuacja na pewno nastąpi pod koniec roku wraz z początkiem sezonu grzewczego. Wiele zależy od tego, co będzie działo się na rynku. Jeśli opóźni się uruchomienie Baltic Pipe, możemy mieć perturbacje, ale nie będą one dotyczyły zaopatrzenia, lecz cen, które mogą jeszcze bardziej wystrzelić. Obecnie na giełdzie holenderskiej możemy kupić gaz za około 116 euro za megawatogodzinę, a rok temu o tej samej porze mogliśmy zrobić to za 17 euro. Czyli ceny są ponad sześciokrotnie wyższe i mogą iść dalej w górę.
Rezerwy będą szły po równo: do firm i klientów indywidualnych czy jest w tej kwestii pierwszeństwo?
Do momentu pojawienie się zagrożenia z dostawami wszyscy dostają tak samo. Jeżeli pojawiłoby się ryzyko, że nie dostaniemy takiej ilości gazu, jaką potrzebujemy, wówczas w pierwszej kolejności ograniczyć swoje zużycie muszą najwięksi odbiorcy. Czyli wielki przemysł, firmy chemiczne i różnego rodzaju zakłady, które wykorzystują gaz w procesach produkcyjnych. Tylko mówimy o sytuacji, kiedy byłby problem z podażą, a takowego nie powinniśmy mieć.
Pamiętajmy, że Unia Europejska, w tym polski rząd będą wprowadzały mechanizmy ograniczające popyt na gaz. Prawdopodobnie zweryfikujemy plany rozbudowy elektrowni wykorzystujących to paliwo, żeby nie generować dodatkowego popytu w przyszłości. Pojawią się zachęty, aby elektryfikować się szybciej w zakresie ogrzewania, czyli wykorzystywać więcej pomp ciepła zasilanych prądem a nie gazem. Musimy ograniczyć zużycie gazu, aby ceny za niego nie były tak wysokie.
Są to rozwiązania długoterminowe. Należy zakładać, że gazu, który otrzymamy z Baltic Pipe czy z innych źródeł, będzie po prostu mniej niż mieliśmy dotychczas?
Co do zasady na światowym rynku jest niewystarczająca ilość gazu. Gdyby Rosja postanowiłaby odciąć całą Unię Europejską od dostaw tego surowca, możemy mieć faktycznie problemy ze ściągnięciem go z innych kierunków, ponieważ wszyscy się zaczną ustawiać w kolejce. Zresztą już to robią próbując ściągnąć gaz poprzez istniejące gazociągi w Afryce Północnej czy Norwegii. Dla przykładu rząd włoski w ostatnich tygodniach zawarł umowy z Egiptem czy Algierią w sprawie dodatkowych miliardów metrów sześciennych gazu.
Europa szykuje się do uniezależnienia od rosyjskiego gazu, co będzie się wiązało ze zniszczeniem części popytu. Mogłoby zabraknąć gazu w sytuacji, jeśli nie podejmiemy działań racjonalizujących jego zużycie. Energetyka ograniczyła już znacząco zużycie gazu przestawiając się krótkoterminowo na węgiel. I to nie tylko w Polsce. Rynek dostosowuje się do tego.
Decyzja PGNiG o tym, że nie Polska nie będzie płacić Gazpromowi za gaz w rublach była próbą sił przed całkowitą rezygnacją z rosyjskiego gazu czy nie doceniliśmy reakcji Rosji?
Gdyby PGNiG chciało zapłacić w rublach za rosyjski gaz, złamałoby postanowienia kontraktu z Gazpromem. Byłoby to obchodzeniem sankcji nałożonych na Rosję. W takiej samej sytuacji zostały postawione wszystkie europejskie koncerny i z całej Unii tylko Węgry się wyłamały. Komisja Europejska podała wytyczne w tej sprawie. Wprawdzie nie były one niewiążące, ale wskazujące, że należy rozliczać się z Gazpromem w tej walucie, która została zapisana w kontraktach. Komisja jasno podkreśliła, że nie powinnismy ulegac szantażowi Moskwy w tej kwestii, ponieważ prawne argumenty są po naszej stronie. Nie było innego wyjścia. Gdybyśmy zdecydowali się na taki krok, osłabilibyśmy siłę restrykcji wprowadzonych na Rosję.
Gazprom już ostrzega, że jeśli będziemy korzystać z paliwa przeznaczonego dla innych państw, zredukuje ilość gazu przesyłanego rurociągami. Spodziewał się pan takiej reakcji?
Jest to klasyczne zagranie Gazpromu. Taki sam komunikat wysyłany był przy każdym kryzysie gazowym na lini Kijów-Moskwa. Wtedy Gazprom również straszył, że jeśli Ukraińcy będą pobierać transportowany do Europy gaz, Rosjanie będą odpowiednio zmniejszać ten przesył. Rosja próbuje potęgować zastraszanie państw europejskich, ale w obecnej sytuacji jest to przejaw absolutnej bezsilności. Moskwa nie ma innych narzędzi, którymi może ukarać Europę za to, że zaczęła się derusyfikować jeśli chodzi o sektor energetyczny.
Oczywiście została jeszcze ropa, bo pamietajmy, że za prawie cztery miesiące wejdzie embargo na rosyjski węgiel na poziomie całej Unii Europejskiej. W najbliższym czasie powinniśmy zobaczyć nowy pakiet sankcji wypracowanych przez Komisję Europejską z terminem wprowadzania embarga na ropę. Na przykład Niemcy bardzo szybko odchodzą od rosyjskiej ropy - w ciagu dwóch miesięcy zredukowały udział rosyjskiej ropy w swoim użyciu z 33 proc. do 12 proc. A Polska pomoże Niemcom ograniczyć zapotrzebowanie na rosyjska ropę do zera. Ppoprzez nasz naftoport popłynie nierosyjska ropa do rafinerii w Szwecji, która w Niemczech wykorzystuje ten surowiec. Z kolei na embargo na gaz - na poziomie całej Unii - musimy jeszcze trochę poczekać. Z tym będzie najtrudniej.
Czyli groźby Gazpromu nie są nam straszne, bo rezerwy gazu są u Polsce?
Gazprom nie ma żadnego pola manewru. Rezerwy są u nas, nie mogą z tym nic zrobić.
Ale innym krajom tez odcięto gaz. Jak bardzo to utrudnia naszą sytuację?
Dostęp do rosyjskiego gazu odcięto jeszcze Bułgarom, którzy są w nieco gorszej sytuacji, ponieważ mają mniejsze rezerwy oraz w mniejszym stopniu zdywersyfikowały dostawy gazu. Ale Komisja Europejska ma mechanizmy - tak zwane rozporządzenie SOS, czyli rozwiązania solidarnościowe, które mają służyć temu, aby państwa członkowskie pomagały sobie nawzajem w takiej sytuacji. Tutaj KE zajmuje twarde stanowisko zapewniając, że je uruchomi. Mamy się czym bronić.
Kiedy całkowicie uniezależnimy się od rosyjskiego gazu, jak mogą kształtować się ceny tego surowca? Naiwne jest myślenie, że może być taniej niż dotychczas?
Raczej nie będzie taniej. Musimy przygotować się na to, że przez dłuższy okres ceny gazu będą bardzo wysokie.