Wyciekły dokumenty Ubera. Macron miał w sekrecie wspomagać korporację
Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google
Brytyjski dziennik dostał wgląd do 124 tys. dokumentów zwanych "Uber files". To m.in. wiadomości e-mail oraz prywatne korespondencje czołowych menadżerów z iMessage i WhatsAppa.
Jak wynika z lektury setek tysięcy stron korporacja z Doliny Krzemowej w nieetyczny sposób miała prowadzić światową ekspansję. Miało się to odbywać z pogwałceniem prawa. Zebrane informacje pochodzą z lat 2013-2017, kiedy na czele firmy stał jej współzałożyciel – Travis Kalanick.
Jak rozwijał się Uber
W latach globalnego sprzeciwu firm taksówkarskich, których przychody najmocniej ucierpiały przez ekspansję Ubera, firma z Kalifornii próbowała wzmocnić poparcie dla swojej działalności, dyskretnie lobbując premierów, prezydentów, miliarderów, oligarchów i włodarzy medialnych.
Korespondencje ujawnione w drodze dziennikarskiego śledztwa pokazują charakter władz Ubera, którzy z pełną premedytacją mieli łamać normy etyczne i prawne w krajach swojej działalności. Jeden z przedstawicieli egzekutywy miał żartować, że są "piratami". Inny bez ogródek przyznawał, że "są k**wa nielegalni" – czytamy w "The Guardian".
Kalanick szedł jeszcze dalej, przyznając podobno, że "przemoc gwarantuje sukces". W takich słowach miał zbjać obawy kierowników Ubera, którzy bali się o bezpieczeństwo kierowców wysyłanych na protesty we Francji. Rzecznik Travisa Kalanicka w oświadczeniu przesłanym do redakcji brytyjskiego dziennika napisał jednak, że ten "nigdy nie sugerował, że Uber powinien wykorzystywać przemoc kosztem bezpieczeństwa kierowcy".
Emmanuel Macron przyjacielem Ubera
Dokumenty mocno obciążają urzędującego prezydenta Francji. Macron miał potajemnie pomagać w rozwoju Ubera nad Sekwaną, kiedy pełnił urząd ministra gospodarki.
"Wydaje się, że Macron, francuski prezydent, dołożył wszelkich starań, aby pomóc Uberowi. Miał nawet powiedzieć firmie, że zawarł tajną 'umowę' z jej przeciwnikami we francuskim gabinecie" – pisze "The Guardian".
Politycy, którzy nie cechowali się podobną otwartością, mieli stawać się obiektem pogardy na dworze Kalanicka. Po tym, jak Olaf Scholz, który w latach 2011-2018 był burmistrzem Hamburga, sprzeciwił się lobbystom Ubera i nalegał na płacenie kierowcom płacy minimalnej, jeden z dyrektorów firmy z Kalifornii nazwał Scholza w rozmowie z kolegami "prawdziwym błaznem".
Joe Biden – wówczas wiceprezydent USA – również miał znajdować po stronie przyjaciół Ubera. Kalanick miał jednak wywierać presję na polityka, cechując się przy tym wyższością. Kiedy Biden spóźnił się na spotkanie z firmą na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos, Kalanick napisał do kolegi: "Moi ludzie dawali mu znać że każda minuta spóźnienia, to jedna minuta mniej ze mną".
"Po spotkaniu Kalanicka wydaje się, że Biden poprawił swoje przygotowane przemówienie w Davos, odnosząc się do dyrektora generalnego, którego firma dałaby milionom pracowników 'wolność do pracy tyle godzin, ile chcą, zarządzania własnym życiem, jak chcą'" – stwierdza brytyjski dziennik.
Oprócz spotkania z Bidenem w Davos, kierownictwo Ubera spotkało się twarzą w twarz z Macronem, premierem Irlandii – Endą Kennym, premierem Izraela – Benjaminem Netanjahu i Georgem Osborne'em, ówczesnym kanclerzem skarbu Wielkiej Brytanii. Notatka ze spotkania przedstawiała Osborne'a jako "silnego orędownika".
Śledztwo w sprawie Ubera
Jak opisuje "The Guardian", Uber, którego wartość wynosi obecnie 43 mld dolarów, niszczył rynki taksówkowe w wielu krajach i w nieetyczny sposób wywierał presję na rządy, aby zmieniły prawo i utorowały drogę dla opartego na aplikacjach modelu umów na zlecenie.
W jednym z dokumentów dziennikarze przeczytali, że aby stłumić protesty przeciwko firmie i uzyskać pożądane zmiany w przepisach, Uber planował wydać 90 milionów dolarów w 2016 roku na lobbing i public relations.
W oświadczeniu przesłanym redakcji "The Guardian" Uber przyznał się do "błędów i pomyłek". Podkreślono jednak, że od 2017 r. firma została przekształcona pod kierownictwem obecnego dyrektora generalnego, Dary Khosrowshahiego.
"Nie będziemy usprawiedliwiać przeszłych zachowań, które wyraźnie nie są zgodne z naszymi obecnymi wartościami" – napisano. "W zamian prosimy czytelników, aby oceniano nas na podstawie tego, co zrobiliśmy w ciągu ostatnich pięciu lat i co będziemy robić w nadchodzących latach" – dodano.