Twój ból jest ważniejszy od mojej pracy. Policja nie puściła mnie do niej w 151. miesięcznicę

Kamil Rakosza-Napieraj
10 listopada 2022, 14:51 • 1 minuta czytania
Poczułem się jak w państwie policyjnym. Funkcjonariusz nie przepuścił mnie po drodze do pracy. Wszystko dlatego, że po raz 151. musisz odstawiać to swoje cierpienie na pokaz. Warszawa cierpi przez ciebie, ale nie z tobą.
151. miesięcznica smoleńska Fot. Andrzej Iwanczuk/East News/Kamil Rakosza/INNPoland
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Stoję na przystanku Uniwersytet na warszawskim Nowym Świecie. Zgodnie z rozkładem za kilka minut ma przyjechać autobus linii 180. Pada deszcz. Dziwnie pusto. Na skrzyżowaniu z Królewską kilka radiowozów. Świecą ich niebieskie lampy.


– Pan nie czeka, żaden autobus tędy nie pojedzie – mówi do mnie kobieta idąca chodnikiem. – One dzisiaj objazdem jeżdżą. To trzeba przejść dalej – dodaje.

"Jak nie jeżdżą? Jakim objazdem? Przespałem dzień? Dzisiaj już 11 listopada? O co chodzi?" – lawina pytań zasypuje mi mózg. – Co takiego się dzisiaj dzieje? – pytam.

– No nie wie, pan? To samo, co każdego miesiąca. Dziesiąty w końcu – odpowiada.

I wtedy wszystko staje się jasne.

Warszawa cierpi z Kaczyńskim przez Kaczyńskiego

Przez kilkanaście miesięcy od wybuchu pandemii w marcu 2020 r. nie mieszkałem w Warszawie. Do stolicy wróciłem niedawno – kilka tygodni temu. Zdążyłem zapomnieć o tym comiesięcznym cyrku, który na kilka godzin paraliżuje centrum Warszawy. Dzisiaj – 10 listopada 2022 r. – największy żałobnik Polski Jarosław Kaczyński mi o nim przypomniał. Nie dziękuję.

Zgodnie z tradycją żałoba po bracie trwa około pół roku. Osoby będące w takiej sytuacji unikają imprez, ubierają się na czarno. W ten sposób okazują swoje przywiązanie i żal po stracie rodzeństwa. Dla prezesa to za mało. On jest trendsetterem. Dlatego Warszawa po raz 151. musi uczestniczyć w pokazie jego żałoby.

Idziemy Nowym Światem w kierunku Starego Miasta. Kobieta opowiada o wczorajszym wydaniu "Wiadomości", w którym zachęcano do udziału w uroczystościach związanych z miesięcznicą smoleńską. Przed skrzyżowaniem z ulicą Królewską przejście jest zablokowane. Policyjne furgonetki są ustawione w poprzek drogi. Obok nich kilkunastu funkcjonariuszy. Przed nimi grupa cywilów.

Ci nie chcą uczestniczyć w żadnych uroczystościach. Spieszą się do pracy. Tak samo, jak ja. Okazuje się, że policjanci grupują ludzi i co jakiś czas przeprowadzają takie grupy przez Plac Piłsudskiego. Pieszy prom przez tonące w strugach deszczu i krokodylich łzach Kaczyńskiego stołeczne śródmieście. Nagrywam krótki filmik.

Warszawa tonie w strugach cierpienia na pokaz

Ktoś wyciąga telefon i robi zdjęcia. Mówi, że nikt w pracy mu nie uwierzy. Coraz bardziej zdenerwowani ludzie pytają, ile jeszcze będą stali w deszczu.

– Za minutę. Za chwileczkę – odpowiada funkcjonariusz. – Służby Ochrony Państwa mają poważne wytłumaczenie – dodaje inny.

To kpina. To "poważne wytłumaczenie" to 151. miesięcznica katastrofy smoleńskiej. I to mam powiedzieć pracodawcy, kiedy się spóźnię do pracy? Że się spóźniłem, bo cierpię razem z Jarosławem Kaczyńskim? Cierpię, ale nie z nim, tylko przez niego. Tak samo jak cała pracująca Warszawa, która nie może przejechać przez zablokowane Śródmieście.

– Druga grupa po tamtej stronie chodnika idzie. Dlaczego my nie idziemy? – pyta ktoś z tłumu.

– SOP mają poważne uzasadnienie – powtarza policjant.

Po drugiej stronie ulicy mundurowy przepuszcza ludzi. Mnie zawraca. Z powrotem przechodzę przez jezdnię, bo teraz puszczają w innym miejscu. Funkcjonariusz pyta, gdzie pracuję.

– Burakowska, przy Powązkach – odpowiadam zgodnie z prawdą.

Ubrany w mundur policjant już wykonuje ruch, żeby mnie przepuścić. Wtedy funkcjonariusz w cywilu zastawia mi drogę. – Na Burakowską cię tędy nie puścimy. Wracaj na Świętokrzyską – mówi.

Przemoczony od deszczu klnę na odchodne i zawracam na pięcie. Biegnę na autobus, żeby nie spóźnić się do pracy. Przeklinam pod nosem PiS i funkcjonariuszy. Kaczyńskiego, który nie ma żadnego szacunku do pracy. Nie ma szacunku do nikogo. Liczy się tylko on i jego cierpienie. I choć spróbujesz żyć normalnie i zapomnieć o tej paranoi, ona i tak do ciebie wróci. Na przykład w deszczowy, listopadowy poranek w drodze do pracy.

Bo Twój ból jest ważniejszy od naszej pracy, naczelniku Jarosławie. Zamieniłeś śmierć swojego brata w szopkę i próbujesz nas zmusić, żebyśmy wszyscy stali za tobą jak te osły. Ludzie tego nie chcą. Czekam na dzień, w którym nie będzie dla ciebie miejsca w żadnej gospodzie.