Rząd hojniej sypie kasą, by Polacy wzięli "Mój prąd". Grzechem byłoby zmarnować te pieniądze
- Koniec programu "Mój Prąd 4.0", wydano już wszystkie środki na tę edycję
- Udało się to tylko dzięki zwiększeniu dopłat w grudniu
- Widać więc, że rząd musi hojniej dosypać środków, by wydać unijne pieniądze na ten projekt
- Zbliża się "Mój Prąd 5.0" a wraz z nim rekordowe dopłaty do domowych instalacji oraz pompy ciepła
Znowu skończyły się pieniądze na program "Mój Prąd". Do rozpoczęcia kolejnej edycji zostało kilka tygodni i już wiadomo, że będzie się cieszyła powodzeniem. Polacy mogą liczyć na coraz lepsze oferty dofinansowania. Widać też, że cały program ewoluuje i nieco zmienia kierunek.
"Mój prąd 4.0" przechodzi do historii
Operatorem programu "Mój Prąd" jest Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. 17 marca poinformował, że pula środków w czwartym naborze się wyczerpała. Jednocześnie trwają prace nad kolejną edycją, "Mój prąd 5.0" ma wystartować z początkiem kwietnia. A prosumenci już ostrzą sobie na niego zęby.
Przede wszystkim dlatego, że kwoty dofinansowania w progamie szybko rosną. Tak stało się w zakończonej właśnie edycji nr 4. Pierwotnie miała się skończyć grudniu, ale okazało się, że rozdzielono zaledwie ok. 22 proc. budżetu. Do rozdania zostało jeszcze ok. 274 milionów złotych. Rząd musiał więc szybko zwiększyć wysokość dopłat.
Jak pisze portal Enerad.pl, w 2022 roku można było zaobserwować powolny wzrost zainteresowania programem "Mój Prąd". Jeszcze pod koniec 2022 roku rekordem było ok. 2,5 tys. wniosków tygodniowo. W marcu 2023 roku liczba zgłoszeń wzrosła do ok. 4 tys. tygodniowo. Ale w porównaniu do poprzedniej edycji programu, było to niewiele. W "Mój Prąd 3.0", wspominane 2-3 tys. wniosków składano w ciągu jednego dnia.
O ile od kwietnia do 15 grudnia wpłynęło 26 451 wniosków o dofinansowanie, o tyle od połowy grudnia do 13 marca Fundusz zarejestrował 31 056 wniosków. Od 2019 roku w programie "Mój Prąd" wzięło udział 500 tysięcy osób, a w ostatniej, czwartej odsłonie złożono 61 tysięcy wniosków o wartości 380 milionów złotych.
Te pieniądze trzeba wydać
Rząd przedstawia koniec pieniędzy na "Mój prąd 4.0" jako swój sukces. Prawda jest taka, że ani to sukces, ani niepowodzenie. Eksperci studzą emocje.
– To nie jest nic niespodziewanego. To są unijne pieniądze, które trzeba wydać. Mój prąd 4.0 trwa od kwietnia zeszłego roku, do grudnia rozdysponowano około jedną trzecią pieniędzy. Dobrze więc, że rząd zdecydował się podnieść wysokość dopłat, aby wydać całość funduszy zarezerwowanych na ten cel z działania REACT EU – mówi w rozmowie z INNPoland.pl Magdalena Skłodowska z portalu WysokieNapiecie.pl.
Zakończenie przed czasem naboru do "Mój Prąd 4.0" nie jest więc niespodzianką, ale to oczywiście dobrze, że pieniądze zostały wydane. W najgorszym przypadku Polska miałaby problemy z ich rozliczeniem, to zaś groziłoby nawet koniecznością ich zwrotu.
To jednak raczej by nam nie groziło. Czas na wydanie tych pieniędzy jest do końca tego roku, więc przy odpowiednim monitoringu zawsze można podjąć odpowiednie działania: podnieść dotacje, przesunąć fundusze, rozszerzyć program. I rząd to właśnie zrobił.
Co z magazynami energii?
Podniesienie kwot dotacji zapewniło programowi "Mój Prąd 4.0" w miarę szybkie rozdystrybuowanie środków. Jednym z ważniejszych elementów tej edycji wydaje się włączenie w nią magazynów energii. To po prostu spore akumulatory, które umożliwiają gromadzenie energii elektrycznej, a następnie wykorzystanie ich do zasilania domu.
W ten sposób rozwiązuje się kilka problemów. Jednym z nich są braki zasilania, które potrafiły do tej pory narobić szkód. Nowoczesne magazyny potrafią pełnić rolę "awaryjnego zasilacza" domu. Ale o wiele ważniejsze jest to, że dzięki nim nie musimy sprzedawać energii na zewnątrz. Z tym są już w Polsce potężne problemy.
Do tej pory nadwyżki energii rozliczało się z zakładem energetycznym. Kłopot polega na tym, że polska sieć elektroenergetyczna nie jest gotowa na przyjęcie tylu prosumentów, ilu mamy.
Zgodnie z prawem operatorzy sieci energetycznych nie mogą odmówić małemu (o mocy do 50 kWp) prosumentowi przyłączenia do sieci. Mogą jednak zrobić to w przypadku małych instalacji fotowoltaicznych (do 1 MW) oraz dużych farm (powyżej 1 MW). I to się zdarza coraz częściej.
Z informacji przekazywanych przez Ministerstwo Klimatu wynika, że w latach 2017/18 w całej Polsce odmów było zaledwie 260, później ich liczba zaczęła rosnąć. W latach 2019/20 było już 1200 odmów, a w 2021/22 – 3459 odmów, z czego 3415 dotyczyło instalacji PV (fotowoltaicznych).
Nie jesteśmy gotowi na prąd ze słońca
Rząd pozwala więc na korzystanie z energii słonecznej, ale jest niechętny zarabianiu na niej. Nie ze złośliwości, to po prostu problem dla naszych sieci energetycznych. Z analizy Forum Energii, w Polsce sieci dystrybucyjne pilnie wymagają wielomiliardowych inwestycji, aby móc sprostać rozwojowi OZE i elektromobilności.
Z danych z roku 2017 roku wynika, że aż 90 proc. linii elektroenergetycznych wysokiego napięcia miało ponad 10 lat, w tym 43 proc. – 40 lat i więcej. Relatywnie najmłodsze były linie niskiego napięcia, choć i tak 26 proc. z nich miało ponad 40 lat. Ponad połowa transformatorów sieciowych, stacji i rozdzielni elektroenergetycznych, została wybudowana ponad 30 lat temu.
Forum Energii podaje, że na 1 tys. km kw. powierzchni Polski przypada 41 km sieci elektroenergetycznej. W Niemczech jest to 100 km, a w Szwajcarii nawet 161 km. Za dużo mamy też linii napowietrznych. W 2019 roku tylko 27,6 proc. sieci średniego napięcia i 35 proc. niskiego napięcia było skablowanych (czyli schowanych pod ziemię). To jeden z najniższych wskaźników w Europie.
Magazyny energii mogłyby pomóc rozwiązać ten problem. Dzięki nim prądu nie trzeba sprzedawać, można go sobie zachomikować w piwnicy. Ale magazyny energii są dla nas za drogie.
– W zakończonej edycji "Mojego Prądu 4.0" na ponad 60 tysięcy wniosków, zaledwie ok. 2,3 tysiąca dotyczy magazynów energii elektrycznej. To nadal zbyt drogie rozwiązanie dla przeciętnego polskiego prosumenta – mówi nam Magdalena Skłodowska. Dodaje, że wysokość dopłaty do magazynu energii podniesiono w grudniu dwukrotnie.
Rozliczanie minutowe od roku 2024
Jest jeszcze jeden element, który powinien wpłynąć na rozpowszechnienie w Polsce magazynów energii. To sposób rozliczeń. Na początku programu "Mój Prąd" obowiązywał system "oddawania". Prosument mógł "za darmo" pobrać z sieci 80 proc. prądu, który do niej przekazał.
Potem system zmieniono na "pieniężny". Prosument ma wirtualną skarbonkę, w której zbiera pieniądze za sprzedany prąd i wydaje z niej na zużycie energii. Obecnie to rozwiązanie jest bardzo atrakcyjne, bo stawki za sprzedaż prądu są o wiele wyższe, niż za zużycie. Ale jeśli spadną, opłacalność inwestycji również się obniży.
Eldorado nie potrwa długo, bo w 2024 roku wejdzie kolejny system rozliczeń. Nie będzie się opierał na miesięcznej średniej cenie prądu, ale będzie zależny od chwili sprzedaży i chwili zużycia. Operatorzy sieci będą kupowali tani prąd w ciągu dnia, będą go drożej odsprzedawać w ciągu nocy. To z pewnością wydłuży okres zwrotu z inwestycji w panele.
Co z "Moim Prądem 5.0"?
Szczegółów programu, który ma wystartować już w kwietniu 2023, jeszcze nie znamy. Trochę już jednak wiadomo. Według zapowiedzi minister Anny Moskwy maksymalna kwota dofinansowania w "Mój Prąd 5.0" wyniesie 58 tys. zł.
Moskwa na spotkaniu z wyborcami w Kozienicach zapowiedziała też, że dofinansowanie w programie "Mój Prąd 5.0" będzie nie tylko do fotowoltaiki, ale także na m.in. pompę ciepła czy kolektory słoneczne.
"Rozszerzamy program Mój Prąd o dofinansowanie do zakupu powietrznych i gruntowych pomp ciepła oraz kolektorów słonecznych na ciepłą wodę" – mówiła Anna Moskwa. Zapowiedziała również, że pod koniec 2023 powinien ruszyć program dotacji na odnawialne źródła energii dla przedsiębiorców, finansowane ze środków unijnych i krajowych.
To niezwykle istotna deklaracja, bo w domach jednorodzinnych mieszka ponad połowa Polaków – prawie 20 mln ludzi, z czego dwie trzecie na wsi.
Czytaj także: https://innpoland.pl/188830,fotowoltaika-w-bloku-minister-rozwoju-zapowiada-nowy-program