Nie stać nas na niski wiek emerytalny. Obniżenie go było grzechem, za który płacą emeryci [FELIETON]
W Polsce już trwa wojna na argumenty (na razie). PiS twierdzi, że jak wygra PO i Tusk, to z pewnością podwyższy wiek emerytalny. We Francji trwa wojna już nie tylko na argumenty, bo Francuzi nie chcą się zgodzić na podwyższenie wieku przejścia na emeryturę. I to – uwaga – z 62 do 64 lat. We Francji, tradycyjnie już dla tego kraju, próba podwyższenia wieku emerytalnego wywołała zamieszki na ulicach.
Francja pod względem emerytur i długości życia jest krajem specyficznym. Obywatele Republiki przechodzą na emeryturę bardzo wcześnie, świadczenia mają wysokie, a na dodatek żyją długo.
Średnio emerytura Francuzów to 54,4 proc. ich ostatniej pensji, podczas gdy średnia dla wszystkich krajów unijnych to 46,2 proc. Aktualna wartość minimalnej emerytury we Francji wynosi ok. 1240 euro miesięcznie (ok. 5800 zł).
Otwarte jest jednak pytanie, czy Francuzi i Francuzki żyją długo dlatego, że wcześnie przechodzą na emeryturę? Może tak, może nie. W Europie jest pod tym względem bardzo różnie. Niemcy pracują do 67 roku życia, Francuzi do 62, a różnica w ich długości życia nie jest znaczna.
Hm, skoro Francji nie stać na to, by obywatele przechodzili na emeryturę w wieku 62 lat, to jak ma być stać na to Polskę? A przypomnę, że w Polsce od 1 października 2017 r. wiek emerytalny dla pań wynosi 60 lat, dla panów jest wyższy i wynosi 65 lat.
Nie skracajmy, wydłużmy, wyjdzie na dobre
Moim zdaniem skracanie wieku emerytalnego nie ma większego sensu. Lepiej go stopniowo wydłużać. Przemawia za tym kilka argumentów. Po pierwsze: nie stać nas na niski wiek emerytalny. I to zarówno w skali makro, jak i mikro.
Z danych podanych przez ZUS wynika, że obecnie osoby w wieku produkcyjnym stanowią 60 proc. naszej populacji. W 2060 roku będzie to jedynie 47 procent. Dziś emeryci to 22 proc. społeczeństwa, za 37 lat będzie to 36 procent. Jak wynika z prognoz Komisji Europejskiej z 2020 r., w ciągu najbliżej dekady populacja Polski zmniejszy się o prawie milion osób.
Na dodatek nie tylko w wieku leży problem. Z danych GUS wynika, że w III kwartale 2022 roku pracowało w Polsce niecałe 17 milionów ludzi. Łatwo policzyć, że – mówiąc w dużym uproszczeniu – te 17 milionów pracuje na pozostałe 21 milionów. Wśród nich są emeryci, młodzież, dzieci, osoby niezdolne do pracy.
W statystykach GUS pojawia się określenie osób "biernych zawodowo". To szeroka grupa, obejmująca ludzi w wieku 15-89 lat, którzy nie pracują. Liczy ona 13,5 miliona osób. Z jednej strony włączanie nastolatków i emerytów do grupy "biernych zawodowo" może się wydawać nieuczciwe. Ale to pojęcie nie powinno być traktowane jako obelga.
To po prostu stwierdzenie faktu: te osoby nie pracują, chociaż część z nich mogłaby to robić. Mowa przede wszystkim o osobach starszych, ale do pracy zdolnych. Mówiąc dość brutalnie, te osoby trzeba utrzymywać.
Żeby było jasne: nie chcę, by 15-latków gonić do roboty, nie chcę, żeby 80-latków wysyłać do kopalni. Jest jednak szeroka grupa, która mogłaby pracować i zarabiać na swoje utrzymanie oraz płacić podatki. Ale nie chcą.
Czytałem wypowiedzi ekspertów, którzy byli zdania, iż część z tych osób nie pracuje, bo nie chce, a rozbudowany socjal pozwala im nie brać się do pracy. I to jest spory problem, bo mówimy o mniej więcej o pięciu milionach osób, które nie pracują z własnego wyboru.
Po drugie: mamy dziwną mentalność
Może warto jednak pochylić się nad dobrostanem ludzi? Przecież każdemu należy się odpoczynek po ciężkiej pracy. Tu pojawia się problem, bo w Polsce wydajność pracy jest bardzo niska. Czyli pracujemy długo i ciężko, ale niewiele z tego wynika.
To musimy – jako kraj – poprawić. Inaczej ciągle będziemy pracować za długo i za ciężko. A przez to będziemy bardziej zmęczeni, więc i tak będziemy musieli przechodzić na wczesną emeryturę. Po prostu nikt nie będzie już miał siły na pracę.
Emerytura to ani kara, ani nagroda
W Polsce wiele osób ciągle traktuje pracę jako smutną konieczność. Uważamy ją za coś nieprzyjemnego, niefajnego. Och, znów w kierat. Emerytura jawi się wielu ludziom jako eldorado. Czas dla wnuków, na własne pasje, odpoczynek, działka, ryby.
Prawda jest bardziej prozaiczna i okrutna. Jeśli ktoś nie zgromadził pokaźnego funduszu emerytalnego, będzie skazany na wypłaty z ZUS. A te są niskie. Zdaniem prezeski ZUS, Gertrudy Uścińskiej przeciętna emerytura brutto w 2023 r. może wzrosnąć do 3304 zł. To niecałe 2350 złotych na rękę.
Trzeba tu też zauważyć, że przeciętnie panowie mają o jedną trzecią wyższą emeryturę niż panie. W 2022 roku emeryt dostawał średnio prawie 2500 zł na rękę, emerytka zaś niecałe 1600 złotych. Bycie kobietą w Polsce się nie opłaca.
Nasz system emerytalny jest po prostu niewydolny. ZUS wypłaca tyle, ile może i ile emeryci wypracowali. Pomimo stosunkowo wysokich składek, emerytury są po prostu niskie. A każdy dodatkowy rok pracy podwyższa przyszłe świadczenie...
Stać nas na "młodych emerytów"?
Osobną sprawą są emerytury służb mundurowych. Mamy w Polsce mnóstwo 45-letnich emerytów, w tym policjantów i żołnierzy, na których szkolenie poszły czasem grube miliony złotych. To paradoks, że pozwalamy im iść na zieloną trawkę w tak młodym wieku.
Przecież nawet biorąc pod uwagę ich zasługi czy trudy służby (czasem poważne, czasem niekoniecznie), pozbywanie się takich ludzi ze służb jest marnotrawieniem pieniędzy. Mogliby skutecznie szkolić młodszych, zająć się robotą papierkową. Ich doświadczenie można wykorzystywać w różny sposób.
Ale do tego potrzeba kilku rzeczy. Jedną z nich są chęci i plan na zagospodarowanie ich wiedzy i umiejętności. Drugą psychika. Nie jest tajemnicą, że polską policję i wojsko trawią patologie, przez które mnóstwo służących w nich ludzi z niecierpliwością odlicza dni do przejścia na "emkę". Oni też pracują ciężko i niemądrze, bo różne instytucje wykańczają ich psychicznie.
Reasumując: wiek emerytalny w Polsce jest niski. Mamy też niskie emerytury. Pracujemy ciężko i mało wydajnie. A politycy PiS straszą, że Tusk chce, żeby Polacy pracowali aż do śmierci. Jednocześnie zdają sobie sprawę, że wiek emerytalny jest za niski, ale boją się coś z tym zrobić. Mogliby zacząć przekonywać wyborców, że warto pracować dłużej, że dzięki temu wszyscy będą mieli lepiej.
Mogliby też choćby postarać się o to, by osoby, którym po prostu nie chce się iść do pracy, ruszyły się jednak i poszukały jakiegoś zajęcia. Boją się to zrobić. W efekcie tkwimy po szyję w niewydolnym systemie, który sam z siebie się nie naprawi. Jeśli nikt z tym nic nie zrobi, będziemy mieli katastrofę.
Czytaj także: https://innpoland.pl/192020,rzad-pozycza-na-trzynastki-pieniadze-to-nie-jedyny-problem