Pamiętacie sklepy "wszystko po 5 złotych"? Sprawdziliśmy, gdzie się podziały

Sebastian Luc-Lepianka
09 czerwca 2023, 14:55 • 1 minuta czytania
Może i najlepsze lata mają za sobą, ale tylko w wersji stacjonarnej. Sklepy typu "Wszystko po 5 zł" nadal powstają, ale już w sieci. Tak jest wygodniej dla kupujących, a dla wielu przedsiębiorczych szansą na dodatkowy zarobek lub nawet okazją na porzucenie etatu.
Gdzie się podziały sklepy "Wszystko po 5 zł"? Fot. Michał Dyjuk/Reporter
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Korkociąg. Tego zawsze brakowało na imprezach firmowych w biurze pana Marcina. – Kiedy trzeba było otworzyć wino, z kuchni brało się nóż stołowy lub łyżkę, i pomagałem koleżankom wepchnąć korek do butelki. Zbawieniem był ktoś, kto miał przy sobie scyzoryk z korkociągiem – mówi mężczyzna.


Pracę rzucił w połowie maja. Otrzymał lepszą propozycję i zrezygnował. Kiedy o tej decyzji dowiedziały się koleżanki z sąsiedniego działu, z żalem zapytały, kto im teraz będzie otwierał wino? – Obiecałem, że jak przyjdę po swoje rzeczy, to sprezentuje im korkociąg – dodaje pan Marcin.

Czytaj także: https://innpoland.pl/194906,sklepy-wycofuja-kasy-samoobslugowe-wyjasniamy-dlaczego

Do biura jechał kilka dni później. Pamiętał o korkociągu, ale nie bardzo wiedział, gdzie go kupić. Mógł próbować w hipermarkecie, ale dojazd, zaparkowanie, znalezienie towaru, kolejka do kasy... Dlatego po drodze zatrzymał się w sklepie "Wszystko po 5 zł". Korkociąg kupił od ręki. – Był droższy niż te 5 zł na szyldzie – uśmiecha się mężczyzna.

To jednak nie będzie historia o otwieraniu wina. To będzie opowieść o sklepach "Wszystko za 5 zł". Ich transformacji, która jest zarazem szansą na szybkie zakupy, jak i na dodatkowy zarobek. I to bez wychodzenia z domu.

Polska myśl handlowa

– Nie wiem, czy dziś udałoby się wskazać osobę, która założyła pierwszy tego typu sklep w Polsce. Zostanie zatem, tak jak wielu innych, anonimowym bohaterem polskiego biznesu ostatnich 30 lat – mówi Tomasz Niedźwiecki, CEO TakeDrop.pl. To najszybciej rosnąca polska platforma dropshippingowa, na której Polacy założyli już ponad 7 tys. sklepów internetowych.

– Ktokolwiek wpadł na pomysł takiego formatu, zaryzykował i odniósł sukces. Nawet jeżeli nie osobisty, biznesowy, to zapoczątkował zmianę w polskim handlu. Pokazał innym drogę. Takie sklepy zaczęły wręcz wyrastać wszędzie – dodaje Niedźwiecki.

Jeżeli ktoś pamięta ich początki, to wie, że reklamowały się jako sklepy z towarem po 1 zł (guma Turbo kosztowała wówczas 25 gr a chleb ok. 1 zł), potem były 2 zł, a teraz 5 zł. Przyświecała im prosta myśl biznesowa – tanio, przydatne rzeczy, szybkie zakupy. W sumie to taka sama prawda, jaka przyświeca e-commerce.

Można tam kupić drobne sprzęty kuchenne, ramki na zdjęcia, sezonowo ozdoby świąteczne, tekstylia, tanie zabawki.... wymieniać można długo.

– Starsi przychodzą po kuchenne ściereczki, albo ramki na zdjęcia. Zdarza się, że kupują powerbanki, ładowarki do telefonów. Kilka lat temu mieliśmy bardzo duży ruch przez sprzedaż spinnerów. Kupowały je mamy dla dzieci – mówi pani Marta, wspominając niedawną modę na antystresowe zabawki.

Kobieta sprzedaje w jednym ze sklepów "Wszystko po 5 zł" w Lublinie. – Po spinnerach była moda na kolejne zabawki – popity. Szły jak woda – dodaje sprzedawczyni.

Sklep znajduje się przy jednej z głównych ulic miasta. Zaraz koło przystanku autobusowego. I to jest jego wielki plus. Ludzie czekają na autobus. Oglądają sklepową witrynę i nagle przypominają sobie, że mieli kupić pumeks, gąbkę do naczyń, samoprzylepny haczyk na kuchenną ściereczkę.

Czytaj także: https://innpoland.pl/194777,praca-dorywcza-w-wakacje-2023-ranking-najbardziej-oplacalnych-stanowisk

Zamiast marketu

I to jest siła takich sklepów. Każdą z tych rzeczy można kupić w hipermarkecie. Ale tam ludzie często chodzą po duże zakupy. O drobnych, ale potrzebnych rzeczach się zapomina i nigdy nie lądują w wypełnionych po brzegach wózkach sklepowych. Poza tym, aby znaleźć np. nici i igły trzeba przemierzyć długie sklepowe aleje, a we "Wszystko po 5 zł" towar jest niemal pod ręką.

– To była chyba końcówka lat 90 XX wieku – mówi pani 67-letnia Joanna, wspominając pierwsze takie sklepy. – W Radomiu powstawały właśnie wtedy. Po 2000 roku były już na pewno. Czasami ludzi w nich było tak wielu, że robił się tłok – dodaje.

Z czasem zaczęto je nazywać "złotóweczkami". Świetnie zadziałały na klientów. Po pierwsze ceną, po drugie szeroką ofertą towaru, po trzecie dostępnością. 

– Powstawały praktycznie wszędzie. Na osiedlach i w centrach miast. Były pod ręką – tłumaczy fenomen Tomasz Niedźwiecki, CEO TakeDrop.pl. – W wielkich, dużych, średnich i małych miastach – dodaje.

Co do tych najmniejszych, to takie sklepy były biznesowym strzałem w dziesiątkę. W większych miejscowościach drobne, ale przydatne rzeczy można było kupić codziennie. Jeżeli nie w markecie, to w innych sklepach, albo na targu. A co miał zrobić mieszkaniec powiatowego miasteczka, w którym nie było większego sklepu, a dzień targowy wypadał raz w tygodniu – w soboty? Szedł na zakupy do pierwszych wersji “Wszystko po 5 zł”.

Made in China

Trzeba jednak przyznać, że minęły czasy największej popularności takich sklepów. Zmieniły się zwyczaje zakupowe Polaków, którzy wolą galerie handlowe i Internet. Zwłaszcza ten ostatni segment rośnie w siłę.

Zgodnie z wynikami Polskich Badań Internetu ("E-commerce w Polsce 2022") 77 proc. internautów robi zakupy online. Większość (75 proc.) z nich decyduje się na tę formę ze względu na fakt, że sklep jest czynny całą dobę. Jako kolejne czynniki wskazywane są: brak konieczności jechania do sklepu (74 proc.) i niższa niż w punkcie stacjonarnym cena (67 proc.).

– Jest też konkurencja ze strony chińskich centrów handlowych. Tanio, dużo, ale kiepskiej jakości – mówi pan Piotr, który dwa lata temu zamknął sklep "Wszystko po 5 zł" i w tym miejscu otworzył secondhand. – Można też poczuć konkurencję ze strony dyskontów, ale mniejszą, bo tego typu towar pojawia się tam przy okazji specjalnych akcji. Made in China to największa konkurencja – tłumaczy.

Jak to działa dzisiaj?

Nie oznacza to, że "Wszystko po 5 zł" znikają z rynku. Powstają nowe. Tyle że w Internecie. Kiedy zajrzeć na strony pierwszych sklepów, jakie podsuwa Google, można się przekonać, że hasło "Wszystko po 5 zł" nadal jest aktualne. Breloczki do kluczy kosztują 90 groszy. Ściereczka z mikrowłókna to wydatek 75 groszy. Wkład do mopa kosztuje 3,80 zł, a zestaw spinek do włosów 5,50 zł.

To jednak nie tylko takie rzeczy. Rynek internetowy szalenie szybko wyczuwa nastroje i mody i się do nich dostosowuje. Stąd np. obecność w takich sklepów kuchennych gadżetów, bo co by nie mówić, to od kilku lat gotowanie w Polsce jest po prostu modne.

Dlatego w takich e-sklepach można śmiało kupić m.in.: klipsy do foliowych opakowań na żywność, zestaw noży, wygodniejszy od tradycyjnego wałek do ciasta, maszynkę do robienia makaronu. Do tego gadżety elektroniczne: zamki szyfrowe, cyfrowe budziki, alkomaty.

– Takie sklepy mają zasadniczą przewagę nad punktami stacjonarnymi. Są otwarte całą dobę. Prowadzenie sklepu w sieci jest też tańsze, bo np. nie ponosi się kosztów wynajmowania lokalu – wyjaśnia Tomasz Niedźwiecki, CEO TakeDrop.pl, najszybciej rosnącej polskiej platformy dropshippingowej. Polacy założyli na niej już ponad 7 tys. sklepów internetowych.

Lokal nie jest potrzebny nawet na magazyn, w którym przechowuje się towar do wysłania klientowi. Jest to możliwe dzięki dropshippingowi. Polega to na tym, że właściciel sklepu internetowego prowadzi firmę, oferuje produkty, fizycznie ich nie posiadając. 

– Znajdują się w magazynach współpracującej hurtowni. Właściciel e-sklepu sprzedaje, dokonuje transakcji, przyjmuje pieniądze, ale skompletowaniem zamówienia, jego wysłaniem zajmuje się hurtownia – tłumaczy Niedźwiecki.

Dodatkowo większość procesów jest automatyczna, czyli np. sprzedawca nie musi "ręcznie" aktualizować liczby jakiegoś towaru w swojej ofercie. Ma pewność, że nie wystawi na sprzedaż więcej niż znajduje się w hurtowni.

W skali globalnej dropshipping wypiera już tradycyjny model e-handlu, w którym sklep musi mieć magazyn wypełniony towarem. Analizy (The Business Research Company) np. wskazują, że w 2023 roku rynek dropshippingu osiągnie wartość ponad 249 mld dol. Do 2027 r. ma być wart aż 724 mld.

– Można oczywiście cały czas towarować się samemu. Czyli samodzielnie kupować rzeczy na sprzedaż czy to w Polsce, czy za granicą. Powstaje jednak problem jego magazynowania. A zaletą sklepów "Wszystko po 5 zł" zawsze było to, że w ofercie miały mnóstwo, po prostu mnóstwo, rzeczy. Za to Polacy je pokochali – dodaje Niedźwiecki.