Na "igrzyska Sasina" poszły 2 miliardy złotych. A niewdzięczni kibice i tak go wygwizdali...

Konrad Bagiński
22 czerwca 2023, 07:38 • 1 minuta czytania
Dla części Polaków może być zaskoczeniem fakt, że właśnie ruszyły u nas igrzyska. Co prawda nie olimpijskie, ale europejskie. To impreza ciągle mało znana, poprzednie edycje organizowały Azerbejdżan i Białoruś. My wydaliśmy prawie 2 miliardy złotych. Sprawdźmy, na co poszły te pieniądze.
Otwarcie igrzysk tłumnie odwiedzili politycy, ale nie zostali przyjaźnie przyjęci przez widzów. Artur Barbarowski/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Pierwsze edycje Igrzysk Europejskich, które organizowały Azerbejdżan (2015) i Białoruś (2019), nie cieszyły się wielkim prestiżem i popularnością. Trzecia edycja odbywa się w Polsce, wczoraj (21 czerwca) w Krakowie odbyła się impreza otwarcia. Politycy PiS zostali podczas niej wygwizdani. Szczególnie brutalnie został potraktowany Jacek Sasin, bądź co bądź... sponsor tej imprezy.


Igrzyska będą się odbywać w Krakowie i Małopolsce. Mimo stosunkowo niewielkiego zainteresowania, jakie budzą, jest to jedna z największych imprez w dziejach polskiego sportu. Małopolskę odwiedzi 7 tys. zawodników z 48 krajów.

Ile kosztują igrzyska?

Impreza, jak wszystkie duże wydarzenia sportowe, jest dość kosztowne. Wydamy na nie 2 miliardy złotych. Z tej sumy mniej więcej 3/4 to inwestycje, pół miliarda – bezpośrednia organizacja. To i tak niewiele, bo Azerbejdżan na organizację pierwszych igrzysk wydał aż 6,5 miliarda dolarów.

Między innymi z powodu wysokich kosztów, polskie miasta i rejony nie paliły się do organizacji tego wydarzenia. Kraków jako jedyny postanowił się za to wziąć i ubił interes z ministrem Sasinem, który został oddelegowany do organizacji tychże igrzysk.

– Po igrzyskach pozostanie infrastruktura komunikacyjna, ale również przebudowany tor kajakarski przy ulicy Kolnej, zmodernizowany stadion Wisły, boisko do koszykówki trzy na trzy – wyliczał kilka lat temu prezydent miasta Jacek Majchrowski.

I taki był właśnie jego zamysł: wydać stosunkowo niewiele, by przymusić rząd do inwestycji i sponsorowania imprezy. Jak mu się to udało, czas pokaże. Ale wydaje się, że mogło mu się to udać.

Jak przypomina "Rzeczpospolita" przeprowadzenie imprezy (chodzi o same koszty organizacyjne) to co najmniej 466 mln zł. Tyle wynosi budżet komitetu organizacyjnego, na który złożyły się rząd, Kraków i województwo małopolskie. Budżet wojewódzki pokrył 100 mln, kolejne 100 mln poszło z miejskiej kasy.

A ile wydał rząd? Około miliarda złotych. Samo wykupienie licencji na organizację imprezy od Europejskiego Komitetu Olimpijskiego kosztowało 160 mln. Pół miliarda pochłonęły inwestycje w Krakowie (350 mln na infrastrukturę, 150 mln na obiekty sportowe), 100 mln poszło na rozbudowę baz w innych miastach małopolski (Zakopanem, Tarnowie i Krynicy-Zdroju). Według zeszłorocznego raportu organizacja tej imprezy miała kosztować łącznie 1,7 miliarda złotych. W ciągu roku ceny z pewnością poszły w górę, więc 2 miliardy to realna cena.

To cena za organizację rywalizacji w 29 dyscyplinach: mniej i bardziej prestiżowych, głównie olimpijskich, choć czasami dość egzotycznych, jak boks tajski czy teqball – przypomina "Rzeczpospolita".

Dziennik dodaje, że wysoki poziom imprezy gwarantuje fakt, że zawody w dziesięciu dyscyplinach będą miały rangę mistrzostw Europy. Kilkanaście innych daje okazję wywalczenia kwalifikacji na igrzyska olimpijskie w Paryżu. Polskę odwiedzą najlepsi sportowcy kontynentu, którzy często reprezentują jednak dyscypliny niszowe, więc dla przeciętnego kibica są anonimowi.

Będzie sukces?

Bardzo trudno dziś powiedzieć, czy igrzyska okażą się sukcesem. To dopiero trzecia impreza tego typu. Fakt, że wcześniej organizowały je de facto dyktatury, nie nadaje im prestiży. Wydaje się, że niezły interes zrobił Kraków. Niewielkim w sumie kosztem zyskał sporo miejskiej infrastruktury.

Z tego, co widać, kiepski interes ubił rząd. Od dawna było wiadomo, że politycy będą chcieli się ogrzać przy olimpijskim płomieniu. Po wygwizdaniu Jacka Sasina i nieprzychylnym powitaniu prezydenta Dudy, który miał być "maskotką" igrzysk, widać, że ten plan spalił na panewce. I w sumie dobrze, bo przecież w końcu chodzi tu o sport i rozrywkę. Oby te elementy stały na wysokim poziomie.