Kurki już w sprzedaży, ale stać na nie mało kogo. Klientka "oniemiała", gdy zobaczyła cenę
Czerwiec się kończy, zaczynają się wakacje i... sezon na kurki. Niestety, na razie to rarytas dla najbogatszych. Jedna z klientek, gdy tylko zobaczyła cenę, jak sama mówi – oniemiała.
Kobieta miała ochotę na kurki, ale musiała obejść się smakiem. Odpuściła zakup i pyta retorycznie: "Kogo w tym kraju stać na podobne frykasy?".
Kurki w Biedronce. Jaka cena?
25 czerwca to niedziela handlowa, być może będą chętni, by skusić się na kurki. Te smaczne dla wielu grzyby pojawiły się właśnie w sklepach, ale to, ile kosztują, przyprawia o zawroty głowy.
Jednym z dyskontów, który udostępnił kurki na swoich półkach, jest Biedronka, o czym informuje "Fakt", do którego odezwała się czytelniczka, pokazując zdjęcia z kurkami i ich ceną, jaką dyskont żąda przy kasie.
– Poszłam do Biedronki, nie do luksusowych delikatesów, a i tak złapałam się za głowę. Małe opakowanie kurek było tak drogie, że sobie je darowałam. Kogo w tym kraju stać na podobne frykasy? – zastanawia się pani Dorota.
Jak się okazało, za opakowanie trzeba zapłacić aż 19,99 zł. W paczce jest... 200 gramów. Oznacza to, że za kilogram trzeba zapłacić blisko 100 zł!
Nieco lepszą ofertę ma Lidl – za kilogram wychodzi 85 zł. "Fakt" podaje, że w połowie czerwca w Carrefourze były widziane kurki po 80 zł/kg.
Z kolei grzybiarz z okolic Otwocka, który ogłasza się w internecie, za zebrane na zamówienie kurki chce 50 zł od kilograma. Jak widać po powyższych przykładach, to bardzo uczciwa cena. Co więcej, grzybiarz dopuszcza negocjacje. Jedna z grzybiarek z Lubelszczyzny kilogram wycenia na 30 zł.
Dla porównania, na warszawskiej Hali Mirowskiej (bazar w centrum Warszawy) cena kilograma kurek wszędzie jest taka sama, niczym zmowa cenowa, ale niższa niż w dyskontach, bo "tylko" 70 zł/kg.
Wakacyjne "paragony grozy" czas start
Wesoło to już było, teraz wakacje to sporo stresu. Bo jak tu odpocząć, gdy ceny coraz wyższe, a w portfelu coraz mniej? Nie dziwi więc, że na plażę zmierzać będziemy z własną kanapką, bo po co się stresować, cieszmy się plażą i morską bryzą.
Tym bardziej że z nadmorskich kurortów już do większości polskich redakcji spływają zdjęcia robione przez turystów w lokalnych barach i restauracjach.
Ryby sprzedawane prosto z kutra specjalnie nie podrożały względem ubiegłego roku, dorsz u rybaka kosztuje ok. 50 zł/kg. Jednak unijne zakazy ograniczają połowy, a – jak tłumaczą rybacy – gramatura jest zbyt mała, żeby oferować go klientom.
Stąd też często widzimy w menu dorsza, tyle że atlantyckiego. I tu się zaczyna, bo trzeba zapłacić 21 zł za... 100 g, czyli cena kilograma to już 210 zł.
– Niestety inflacja, rosnące opłaty za media, ceny transportu spowodowały, że również i my musieliśmy podnieść w tym roku ceny ryb o 20–30 procent – powiedział "Faktowi" Mirosław Mielczarek, który prowadzi restaurację w Kołobrzegu.
Dodał jednak, że choć cena nie jest niska, to dorsz nadal jest najchętniej wybieraną rybą. "Fakt" zajrzał także do trójmiejskich barów. Za pół kilograma sandacza z frytkami trzeba zapłacić 100 zł. Na kwotę składają się:
- cena sandacza – 180 zł/kg;
- frytki – 10 zł.
Flądra była najtańszą opcją, najtańszą z zestawienia, ale nie oznacza, że tanią. Za kilogram trzeba zapłacić 110 zł. Tyle samo kosztowały śledzie. Na drugim biegunie, czyli najdroższą opcją była kergulena, kosztująca 210 zł/kg.
Z kolei w Kołobrzegu za kilogram miruny trzeba zapłacić 99 zł, za dorsza – 149 zł/kg. Jeśli komuś wystarczy przystawka, to za zupę pomidorową z łososiem płaci się 18 zł. Tyle samo kosztują flaczki z kalmara.