Rząd chce wiedzieć, co kupujesz. Tak mogą dotrzeć do paragonów Polaków

Konrad Bagiński
26 sierpnia 2023, 16:47 • 1 minuta czytania
Afera z ministrem zdrowia podglądającym "bez żadnego trybu" recepty pacjentów może być niczym, wobec nowych planów rządu. Jeśli dojdą do skutku, rząd będzie mógł podglądać listę zakupów każdego Polaka. Dowie się, kto kupuje leki na bezsenność, kto prezerwatywy, kto ma nowy telewizor, a kto wydaje pieniądze na hazard.
Czy rząd i banki zyskają dostęp do naszych paragonów? Fot. Marek BAZAK/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Jak pisze money.pl, w Polsce prowadzone są prace nad utworzeniem swoistej "przechowalni" dla e-paragonów. Jak miałoby to wyglądać? Otóż niedługo będziemy mieli możliwość dostawania e-paragonów. Przedsiębiorcy będą musieli umożliwiać ich wystawianie i przesyłanie klientom, którzy nie wyrażą chęci otrzymania tradycyjnego paragonu w postaci wydruku z terminala płatniczego.


To samo w sobie nie rodzi jakichś wielkich kontrowersji. Oczywiście będzie pewnym kosztem dla przedsiębiorców, którzy będą musieli dostosować swoje kasy do nowych wymogów. Problem jest gdzie indziej.

Jak pisze money.pl, w Ministerstwie Finansów trwają prace nad uruchomieniem hubu dla e-paragonów. W tymże hubie, czyli systemie łączącym różne sieci, miałyby być przechowywane paragony, które klient może sobie pobrać.

Co ciekawe, przepisy dotyczące tego hubu mają wejść w życie już 15 września. Do hubu mają spływać dane z terminali płatniczych, podłączyć można do niego banki czy wystawców kart płatniczych. W specjalnej aplikacji będziemy mieć cyfrowe wersje paragonów, mając taką samą wartość, jak tradycyjne.

Kto będzie miał dostęp do naszych paragonów?

Tego właśnie nie wiadomo. Na rządowych stronach internetowych można wyczytać, że będą one zanonimizowane i w zasadzie bezpieczne, że tylko klienci będą mieli do nich dostęp.

Okazuje się, że teraz mało kto w to wierzy. Wszystko jest oczywiście pokłosiem afery z poprzednim ministrem zdrowia. Adam Niedzielski stracił posadę, gdy wyszło na jaw, że bez problemów podgląda recepty wystawiane przez konkretnych lekarzy konkretnym pacjentom.

Upublicznił nawet dane jednego z medyków, który testowo wystawił sobie receptę. Wcześniej przez wadliwie działający system, nie udało się mu wystawić tej recepty swojemu pacjentowi.

Jak pisze money.pl, jeśli prace pójdą w złym kierunku, informacje o tym, co kupujemy, znajdą się w zasięgu bankowców i urzędników. Właśnie trwają konsultacje w tej sprawie.

"Obecnie toczą się konsultacje co do kształtu tego rozwiązania i jak słyszymy od osoby zbliżonej do tego projektu, omawianej obecnie wersji rozwiązania bliżej jest do rzeczywistości Orwellowskiej niż nowoczesnego e-państwa" – czytamy w serwisie.

Gdzie trafią nasze dane?

Portal informuje, że według jego rozmówców, obecnie większość interesariuszy forsuje koncepcję, wedle której paragony osób płacących kartą, były automatycznie przekazywane do bazy centralnej. Kto miałby do niej dostęp? Na przykład banki. No i oczywiście nieznana grupa urzędników.

Efektem takiego rozwiązania byłby znaczny spadek zaufania do transakcji bezgotówkowych. Groziłoby to również utratą sporej części anonimowości, do danych klientów zyskałyby osób strony trzecie. A klienci? Klienci nie odnieśliby dosłownie żadnych korzyści.

money.pl przypomina, że obowiązek integracji kas fiskalnych z terminalami płatniczymi, który miał wejść w życie 1 lipca 2022 roku, odroczono do 2025 r. Ale powstało już grono wspomnianych interesariuszy. To m.in. dostawcy terminali płatniczych, a także banki, właściciele kas fiskalnych i agenci rozliczeniowi.

Portal dodaje, że e-paragony, co do zasady, powstały po to, by kontrolować przepływy finansowe sklepów. Ale efektem może być utrata kontroli obywateli nad danymi o ich zakupach, paragonach, a więc i danymi wrażliwymi.