Problemy z kupnem węgla: czas start! "Zimą rząd będzie zaskoczony jak drogowcy"
Jednym z największych sprzedawców węgla w Polsce jest Polska Grupa Górnicza. W zeszłym roku uruchomiła ona sklep internetowy, w którym można sobie zamówić węgiel na zimę. Można go odebrać z jednego ze składów partnerskich PGG.
Od kilku dni węgiel w sklepie internetowym PGG kończy się podejrzanie szybko, co zauważyli kupujący. Postanowiliśmy to sprawdzić.
Co się czai w sklepie PGG?
W sklepie mamy do wyboru różne rodzaje węgla z kilku kopalni, asortyment obejmuje łącznie 16 pozycji. Kiedy weszliśmy rano (1 września 2023 r. – red.) na stronę e-sklepu PGG, dostępnych było już tylko 5 ofert. Kilka minut po południu dostępność skurczyła się jeszcze bardziej, kupić można tylko orzech z kopalni Sośnica.
Chwilę później – w trakcie pisania tego tekstu – węgiel został kompletnie wyprzedany. Godzinę później nadeszła kolejna aktualizacja i dostępnych było już 8 rodzajów węgla. Mamy więc radę dla kupujących: na węgiel po prostu trzeba zapolować. Raz jest, raz go nie ma, sytuacja jest dynamiczna.
Obecnie na składach i portalach ogłoszeniowych ceny węgla są podobne. W popularnym serwisie węgiel można kupić za 1100-1300 zł za tonę, można zamówić od razu z dostawą za ok. 1500-1700 zł. Z kolei ceny na składach najłatwiej sprawdzić korzystając z rządowego serwisu cieplo.gov.pl.
– Rząd zimą będzie zaskoczony jak drogowcy. Bo zamiast zaplanować wszystko latem, zaczną pewnie kupować węgiel interwencyjnie za granicą wtedy, gdy zacznie się robić zimno, w listopadzie – przestrzega w rozmowie z INNPoland.pl Hanna Gill-Piątek, posłanka Koalicji Obywatelskiej.
Czy dzieje się coś złego?
Trudno powiedzieć. PGG oczywiście uspokaja. "Produkcja węgli opałowych prowadzona jest bez przerwy w kopalniach PGG S.A. i utrzymuje się na stałym, nie zmniejszonym poziomie ok. 270-300 tys. ton na miesiąc" – pisze firma w komunikacie.
To może niepokoić z kilku powodów. Po pierwsze nieco rozjeżdżają nam się liczby.
"Na podstawie danych z ostatnich lat można szacować, że potrzeby gospodarstw domowych to 8,5-9 mln ton rocznie" – piszą analitycy mBanku. Z danych PGG wynika, że wydobywa rocznie 3,2 – 3,6 mln ton, czyli Nawet jeśli PGG wydobywa 300 tysięcy ton miesięcznie, daje to 3,6 miliona ton rocznie. Wychodzi na to, że PGG jest w stanie zaspokoić jedynie niespełna 40 proc. polskiego zapotrzebowania na węgiel dla gospodarstw domowych.
W zeszłym roku mieliśmy potężne zamieszanie z dostępnością węgla. W skrócie: koniec importu z Rosji oznaczał, że Polska musi znaleźć kilka milionów ton surowca dla gospodarstw domowych. Rząd stwierdził, że to nie problem, bo polskie kopalnie zwiększą wydobycie, poza tym kupi się węgiel na rynkach światowych. Oba te zapewnienia okazały się bajkami z mchu i paproci.
Po pierwsze: wydobycie węgla w Polsce spadało i spada nadal. Rząd nie kiwnął nawet palcem, by jakoś spróbować je zwiększyć. Dane są bezlitosne. W czerwcu 2023 roku polskie kopalnie wydobyły 22 proc. mniej węgla niż miesiąc wcześniej, aż 31 proc. mniej niż w czerwcu 2022 roku.
I nie był to jakiś wyjątkowo zły miesiąc, z opracowania Instratu na podstawie danych Agencji Rozwoju Przemysłu w Katowicach wynika, że wydobycie węgla spada cały czas.
Po drugie: Jacek Sasin rękami państwowych spółek za 26 miliardów złotych kupił 20 mln ton węgla, z którego jedynie ok. 15 proc. nadawało się (po przesianiu) do domowych pieców. Reszta trafia do elektrociepłowni i elektrowni. Te mają więc węgla pod dostatkiem, zaś górnicy wywalczyli wyższe ceny dla swojego węgla, bo zorientowali się, że w Polsce spala się ogromne ilości kilka razy droższego węgla z importu. Nie mają więc interesu w podnoszeniu produkcji, bo i tak zarabiają więcej.
– W tej chwili rząd zajmuje się piknikami i wyborami, jest jak pasikonik ze słynnej bajki. Tymczasem warto byłoby być zapobiegliwą mrówką i gromadzić zapasy. Planować krajowe wydobycie, bo górnikom obiecaliśmy, że kopalnie będą pracować do 2049 roku. Więc lepiej, żebyśmy korzystali z naszego węgla, bo importowany wspiera przecież gospodarki innych krajów, na przykład w Afryce. A polskie górnictwo nie jest w stanie na pstryknięcie palca ministra zwiększyć wydobycia – zwraca uwagę posłanka KO.
– Węgiel "gruby", konsumencki pochodzi w sporej części z importu. Jego import idzie teraz gładko, co może jest na rękę odbiorcom, ale nie polskim kopalniom, bo rynek został zalany odsianym z niego drobnym miałem, który nadaje się do spalania w elektrowniach. Pomogły też ostatnie łagodne zimy – węgla zużyto znacznie mniej, wielu ludziom zostało – wyjaśnia z kolei Bernard Sroczyna, ekspert Fundacji Instrat.
Co będzie w tym roku?
Trudno powiedzieć. Widać wyraźnie, że popyt na węgiel rośnie, bo produkcja PGG wyprzedaje się na pniu. Na razie ceny nie rosną i w sumie można powiedzieć, że są atrakcyjne. Szczególnie jeśli porównamy je do zeszłorocznych. W szczycie cenowego wariactwa tona węgla potrafiła kosztować grubo ponad 4000 złotych.
Potem rząd sztucznie zaniżył cenę węgla sprzedawanego na samorządowych składach do "zaledwie" 2000 złotych. A dziś tona węgla kosztuje nawet ok. 1200 złotych za tonę. Mowa o popularnych odmianach kostki i orzecha.
Do kupowania węgla namawia prezes PGE Wojciech Dąbrowski.
– Zachęcam do kupowania. Ceny węgla się ustabilizowały – ok. 1-1,2 tys. zł za tonę, zależnie od asortymentu. To jedna trzecia ceny zeszłorocznej – tak odpowiedział w Programie Pierwszym Polskiego Radia, na pytanie, czy najbliższej zimy może być problem z zakupem węgla. Dodał, że go nie zabraknie.
– W zeszłym roku mieliśmy do czynienia z apogeum kryzysu energetycznego i spekulacji. Te ceny się ustabilizowały, węgla jest pod dostatkiem – mówił.
Była to próba uspokojenia wszystkich, którzy martwią się, czy kupią węgiel i za ile. Ale nerwy rosną.
– Oni teraz tańczą i się bawią, a ludzie będą prawdopodobnie marzli zimą. Nie dlatego, że węgla będzie brakowało, ale dlatego, że jego wydobycie i logistyka wymaga czasu. A rząd nie jest zapobiegliwy. Oczywiście jest jeszcze kwestia ceny. Bo to, że mamy importowany węgiel w energetyce zawodowej (bo trzeba gdzieś ten miał spalić) oznacza, że polskie górnictwo jest w jeszcze trudniejszej sytuacji. Trzeba do niego dokładać jeszcze więcej. A finalnie zapłacimy za to my – mówi nam Hanna Gill-Piątek.
Bernard Sroczyna dodaje, że na pewno najlepiej jest podjąć decyzję o ociepleniu domu, wymianie okien, izolacji, bo cena węgla prędzej czy później będzie rosnąć.
– Część prac można wykonać na raty. Polska jest uzależniona od importu "grubego węgla", więc co jakiś czas będą z nim problemy tak długo, aż większość osób wymieni piece i w ogóle z węgla zrezygnuje. Kiedy już większość sąsiadów wymieni piece, wtedy nie będzie im się podobać, że ktoś jeszcze pali węglem w okolicy i wzorem coraz większej liczby gmin w Polsce zostanie to zabronione – mówi ekspert Fundacji Instrat.
Co z dodatkiem węglowym?
Wiele osób zastanawia się, czy rząd i w tym roku rzuci na szalę kilka miliardów złotych i postanowi dopłacić obywatelom do zakupów węgla. Jednoznacznej deklaracji nie ma.
"Zasadność kontynuacji wsparcia w postaci dodatku węglowego w sezonie grzewczym 2023/2024 jest stale analizowana przez rząd RP" – powiedziała Anna Moskwa, szefowa resortu klimatu i środowiska.
Dodała, że "obecnie sytuacja na rynku surowców energetycznych ustabilizowała się –nośniki źródeł energii są dostępne po akceptowalnych i ustabilizowanych cenach". Mówiła też, że zasadność ewentualnych dopłat jest poddawana pogłębionej analizie m.in. "pod kątem specyfiki rynku energii w Polsce, mechanizmów jego funkcjonowania, a także aktualnej sytuacji rynkowej".
Co z tego wynika? Nie wiadomo. Ale rząd prawdopodobnie zastanawia się, czy ewentualna zapowiedź wprowadzenia dodatku mu się opłaci. W końcu zbliżają się wybory, a kilka tysięcy w kieszeni potrafi przekonać część niezdecydowanych.