Kiełbasa wyborcza, a nie darmowe autostrady. Ostatnie dni radości kierowców
Niespełna kilka dni temu, bo 3 września, premier Mateusz Morawiecki poinformował, że autostrada A1 nad morze jest bezpłatna dla kierowców samochodów osobowych i motocyklistów. Na pierwszy rzut oka prezent wygląda zachęcająco, ale do czasu.
Bezpłatne autostrady - haczyk Morawieckiego
W życiu i biznesie nie ma nic za darmo. Premier przekazując informację o decyzji rządu zapomniał wspomnieć, że pożądana przez kierowców autostrada nie będzie darmowa przez cały czas. Promocja ma bowiem swój termin ważności, o którym nie dowiemy się z kampanii informacyjnej szefa rządu.
A1 w takiej formule funkcjonować będzie jedynie do końca 2023 roku. Oczywistym jest pytanie, kto i ile zapłaci za niepobieranie opłat za przejazd wieloma odcinkami polskich autostrad. Odpowiedź jest prosta: my wszyscy.
Czytaj także: https://innpoland.pl/190238,remont-pofalowanego-odcinka-a1-i-s1-gddkia-zawarla-umowePrezes jedno, a minister drugie
Na pomysł wprowadzenia darmowych autostrad osobiście wpadł prezes PiS Jarosław Kaczyński. Już w maju minionego roku mówił wprost na jednym ze spotkań z wyborcami, że jego partia tę sprawę załatwi. Jak pokazał czas – Kaczyński sprawę załatwił, ale z nikim tego nie skonsultował.
Jeżeli chodzi o opłaty państwowe to, jeśli tylko uda się uchwalić w odpowiednim czasie ustawy, to w najkrótszym możliwie okresie my to zniesiemy .
Dosłownie kilka dni później Waldemar Buda, minister rozwoju i technologii, podczas konferencji prasowej stwierdził, że Polski po prostu nie stać na wdrożenie takiego rozwiązania.
Nie stać nas na utrzymywanie bez końca darmowych autostrad, opłaty za przejazd będą sukcesywnie wprowadzane na kolejnych odcinkach
Jak nie trudno się domyślić, narracja diametralnie zmieniła się wraz ze zbliżającą się kampanią wyborczą. Dziś już nie tylko Jarosław Kaczyński, ale też sam minister zachwalają wdrożone rozwiązanie, nie bacząc jednak na koszty swoich decyzji.
Darmowe autostrady i ogromne straty - kto za to zapłaci?
Eksperci jeszcze w maju bieżącego roku alarmowali, że pomysł wprowadzenia darmowych autostrad może tylko pogorszyć sytuację naszej gospodarki. Spójrzmy na odcinek autostrady A2 z Warszawy do Strykowa, który jest darmowy dla kierowców. Za zniesienie opłat tylko na tym odcinku, wygenerowana strata plasuje się na poziomie 1 miliarda złotych. Mówił o tym m.in. Piotr Malepszak, ekspert transportowy i były szef spółki CPK
Dla porównania budowa Stadionu Narodowego kosztowała około 2 miliardów. Pamiętajmy, że to jedynie mały odcinek o długości 90 kilometrów, a takich jak on jest kilka. Do czasu niespodziewanej decyzji rządu, średni koszt przejechania 1 kilometra polską autostradą wahał się pomiędzy 10, a 17 groszami za kilometr.
W zestawieniu z zachodnimi krajami Unii Europejskiej nie była to wygórowana stawka, ale pomimo to, pozwalała na pokrycie kosztów naprawy infrastruktury wynikających np. z częstych wypadków. Teraz straty, które są skutkiem decyzji o bezpłatnych autostradach, zostaną zrekompensowane z publicznych pieniędzy.
Czytaj także: https://innpoland.pl/188281,morawiecki-oglosil-wielki-program-wydamy-prawie-300-mld-zl-na-drogiKampania wyborcza za publiczne pieniądze
Bezpłatne autostrady, to nie jedyny przykład wykorzystywania publicznych środków do prowadzenia kampanii wyborczej. Przypomnijmy, że koszty związane z organizacją słynnych Pikników PiS, również były pokrywane ze środków z tzw. rezerwy budżetowej.
Na ich cel rząd przeznaczył kwotę aż 15 milionów złotych. Były to pieniądze, które z z założenia powinny być użyte w celu finansowania wydatków nieprzewidzianych w ustawie budżetowej, czyli np. pomagać ofiarom powodzi lub nawałnic.