Tak rząd PiS zarabiał na wizach. Chętnie dzielili się zyskiem z pośrednikami
Dzięki odkryciu afery wizowej dowiedzieliśmy się, że wizy pozwalające na przyjazd do Polsko można było załatwić za łapówki. Wyszło też na jaw, że pośrednictwo w uzyskiwaniu wiz to bardzo lukratywny interes, możliwy do osiągnięcia dzięki współpracy z rządem. Okazuje się, że na wizach bardzo dobrze zarabia też budżet. I to zarówno na tych, które wyda, jak i tych, których nie wyda.
Jak przypomina Business Insider, za wniosek o wydanie polskiej wizy trzeba zapłacić 80 euro. Tymczasem tylko w pierwszym półroczu 2023 r. konsulaty otrzymały 345 910 takich wniosków. A to prawie 28 milionów euro, czyli ponad 128 milionów złotych.
To łatwy pieniądz, bo państwo zarabia na samym wniosku, niezależnie od tego, czy wizę wyda, czy też nie. Jak przypomina BI, 80 euro trzeba zapłacić za każdy wniosek, a jak pokazują statystyki za 2022 r., wiele spośród złożonych wniosków jest odrzucanych i wiele osób stara się o wizę dwa, a nawet trzy razy.
Prywatne działa lepiej
W drugim półroczu 2022 r. wpłynęło 346 tys. wniosków, a przyznano 306 tys. wiz. Można więc szacować, że rocznie do budżetu państwa z opłat za wizy wpływa ponad 50 mln euro.
Jak zauważa BI, polski konsulat w Mumbaju (Indie) ma dość niskie oceny w Google Maps (2,6 gwiazdki na 5 możliwych). Oczywiście trzeba wziąć poprawkę na fakt, że sekcja ocen i komentarzy od dawna służy jako książka skarg i zażaleń. Ale skala niezadowolenia jest spora.
Możemy to łatwo porównać z ocenami arabskiego pośrednika w załatwianiu wiz, o którym pisaliśmy kilka dni temu. Jego średnia ocen wynosi 4,6.
Pośrednicy zacierają ręce
Im większy popyt na wizy, tym trudniej robi się w konsulacie. I wtedy pomocną rękę wyciągają firmy pośredniczące w wydawaniu wiz. Na czym polega ich rola? Przede wszystkim na pomocy w prawidłowym wypełnieniu wszystkich dokumentów, umówieniu wizyty w konsulacie.
Ile warta jest taka pomoc? Zostańmy w Mumbaju. Ambasada Polski w Indiach zleciła outsorcing wizowy znanej firmie VFS Global i zapłaciła jej milion euro za rok. Ale VFS (oraz inni pośrednicy) pobierają też swoje opłaty od wnioskodawców. Na przykład w Turcji jest to 15 euro. Mają też opcje "premium" mające zapewnić szybszą obsługę wniosku.
Prawdziwe pandemonium rozgrywa się w systemie umawiania wizyt w konsulacie. Jak pisze BI, trudno bowiem ustalić termin wizyty w konsulacie i trzeba korzystać z usług kolejnych pośredników, za które trzeba dodatkowo zapłacić.
"Bez tej dodatkowej opłaty dostanie się do konsulatu bywa wręcz niemożliwe. Mówi się, że specjalne boty "przechwytują" terminy spotkań, by potem oferować je właśnie na czarnym rynku. Od tej praktyki odcina się jednak jeden z "bohaterów" afery wizowej, czyli VFS" – pisze portal.
Jak pisze Onet, pośrednicy mieli sprzedawać sloty wizowe – czyli miejsca w kolejkach do złożenia dokumentów w konsulacie – za 50 do 75 tys. rupii indyjskich (2,5-4 tys. zł).
Hindusi mile widziani w Polsce
Jak pisał serwis naTemat.pl, nieprawidłowości w wydawaniu wiz miały głównie miejsce w krajach, których obywatelom Polska akceptowała stosunkowo niewielki procent złożonych wniosków. Okazuje się, że obywatele jednego z krajów byli do Polski wpuszczani chętniej niż inni.
Mowa o obywatelach Indii. Jak przeanalizowała "Rzeczpospolita", 44 proc. podań o wizy od Hindusów była rozpatrywana pozytywnie. Portal analizował państwa wskazane przez prokuraturę jako te, których obywatele dostali wizy w wyniku płatnej protekcji przez ludzi związanych z polskim MSZ.
Indie wyróżniają się na tle państw, można zaryzykować stwierdzenie, że mogły liczyć na wyjątkowe traktowanie, bo ich obywatele o wiele częściej niż mieszkańcy innych krajów uzyskiwali wizę do Polski. Jak wskazuje portal, na ponad 29 216 złożonych wniosków w konsulatach w Nowym Delhi i Mumbaju, w pierwszym półroczu tego roku wydano 12 855 wiz – czyli uwzględniono 44 proc. wniosków, blisko co druga to wiza Schengen.