Polscy uczniowie zamiast umierać z nudów pod szkolną tablicą woli odpalić sobie filmik edukacyjny na Youtubie. Z badań przeprowadzonych przez Brainly wynika, że w ten sposób wiedzę o świecie zdobywa już połowa z nich. Najpopularniejsi influencerzy mają po kilkaset tysięcy subskrybentów.
Tryboluminescencja. To właśnie temat przewodni nagrania, które przekroczyło już 715 tys. wyświetleń. W porównaniu z ostatnią płytą Taco Hemingwaya albo popisami patostreamerów to może niewiele, ale.. zaraz zaraz, mówimy o próbie wyjaśnienia zjawiska fizycznego, którego sama nazwa prowokuje do ziewnięcia.
Jak tego uniknąć? Autor kanału SciFun po prostu wziął cukier w kostkach oraz młotek i wszedł z nimi do ciemni. Chwilę później kamera na podczerwień zarejestrowała błysk, pojawiający się w momencie uderzenia narzędzia . – Tryboluminescencja to emisja światła związana z nagłym rozrywaniem połączeń w niektórych materiałach – wyjaśnia vloger. Efekt to ponad 1,3 tys. komentarzy od zachwyconych followersów. Uwierzycie? Pod filmikiem o tryboluminescencji.
SciFun to tylko jeden z kanałów popularyzujących naukę, z których korzystają polscy uczniowie. Na koncie ma 837 tys. subskrypcji. Jest zresztą kilku youtuberów objaśniających nauki ścisłe – Matemaks ma 139 tys. subskrybcji, Matematikus – 133 tys. Karierę robi również kanał o nauce języka angielskiego (Po Cudzemu – 351 tys.) i polskiego (Mówiąc Inaczej – 361 tys.).
Po naukę na Youtube'a
Z czego wynika taka popularność edukacyjna YT? Czy to kwestia siły przyciągania i atrakcyjności internetu czy raczej słabości nauczycieli, którzy w szkole nie potrafią sprzedać dokładnie samej wiedzy? A może coś jeszcze? Może to kwestia percepcji młodego pokolenia, które urodziło się z tabletami w rękach i ma problemy ze skupieniem się na belfrze perorującym przy szkolnej tablicy?
– Moim zdaniem chodzi głównie o to ostatnie – komentuje dla INNPoland.pl Barbara Strycharczyk, współpracownik Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego i nauczycielka języka łacińskiego i kultury antycznej w Liceum Ogólnokształcącym Stowarzyszenia STERNIK. Strycharczyk podkreśla, że sama korzysta i zachęca nauczycieli do korzystania z filmów zamieszczonych na Youtube.
– Przydają się nawet w przedmiocie, którego nauczam. Staram się jednak sama kierować uczniów na wartościowe nagrania. W internecie można znaleźć zarówno fantastyczne pozycje, jak i filmy o bardzo małej wartości edukacyjnej – zastrzega.
Taka polityka wydaje się dużo mądrzejsza niż obrażanie się na rzeczywistość. Tym bardziej, że ze wspomnianych już badań Brainly wynika, że informacje znalezione w sieci weryfikuje mniej niż połowa uczniów (48 proc.).
„Polecam nauczycielom, by uczyli się Youtuberów”
Vlogerzy z całego świata opanowali do perfekcji jedną rzecz – umiejętność pracy przed kamerą. Dzięki temu ogląda się ich z niekłamaną przyjemnością. Jeżeli dodamy do tego zdolność do tłumaczenia zawiłej teorii w przystępny dla laika sposób otrzymujemy... znakomitego nauczyciela.
– Polecam nauczycielom, by uczyli się Youtuberów. W naszej szkole pokazujemy uczniom, jak zachowywać się przed kamerą. Dzięki temu dowiadują się, że nie powinni układać długich zdań, że muszą ułożyć sobie tekst wcześniej i że musi być dłuższy od tego, który ostatecznie wygłoszą – opowiada Strycharczyk.
Kłopot z nauczycielami
Inna sprawa, że z zawodem nauczyciela w Polsce również nie jest najlepiej. Polskim belfrom nierzadko brakuje umiejętności miękkich. Suchej nitki na ich możliwościach nie zostawił ubiegłoroczny raport NIK. Inspektorzy zauważyli, że coraz wyraźniejszą tendencją w szkołach jest tzw. „selekcja negatywna”. Niemal co 10. belfer miał na maturze wynik w przedziale od 30 do 49 punktów. Co oznacza, że egzamin dojrzałości zdał z dużym trudem.
Podobne obserwacje miała zresztą liderka Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer. – Z moich obserwacji wynika, że do zawodu często idą najsłabsi studenci. Jak można później wymagać, by kształcili nam olimpijczyków, skoro sami mają problemy z rozwiązywaniem zadań na tym poziomie? – opowiadała w rozmowie z INNPoland.pl.
Co ciekawe, do nowinek niechętnie podchodzą rodzice. A nauka przez Youtube to tylko wycinek całej branży określanej dzisiaj jako edu-tech. – Dyrektorzy, z którymi współpracujemy, muszą ich przekonywać do zainwestowania pieniędzy w naszą platformę – przyznaje Jan Bystroń, współzałożyciel start-upu „Matura w Głowie”, który z wykorzystaniem algorytmu dokładnie testuje wiedzę uczniów i wskazuje, w jakich obszarach muszą się jeszcze doszkolić.
Edu-tech to dzisiaj duża i rozwijająca się branża. „Matma w Głowie” w ciągu roku urosła z 5 do 11 tys. użytkowników. Mianem potentata śmiało można by już określić Brainly – serwis do wymiany wiedzy między użytkownikami – który miesięcznie osiąga nawet do 100 milionów unikalnych użytkowników.
Bystroń zauważa, że internet i nowe technologie w ogóle wciąż kojarzą się wielu Polakom głównie z dostarczaniem rozrywki. – Tymczasem to przyszłość naszej edukacji.Nie ma od tego odwrotu – puentuje.