
Mówienie o własnych niepowodzeniach jest ogromną odwagą w przesłodzonym świecie tzw. success stories. Każdy się boi, aby nie przylgnęła do niego łatka losera (ang. przegranego). Tymczasem to właśnie analiza przyczyn porażki pozwala na wyciągnięcie wniosków, które pozwolą odnieść sukces w przyszłości. Świetnym przykładem jest nawet najlepszy polski piłkarz, Robert Lewandowski, który 10 lat temu był symbolem porażki. Znaczenie niepowodzeń w przyszłych sukcesach udowadnia „CV of Failures", badanie profesora z Princeton.
1. Marek Skubacz założył swój start-up po 50-ce po tym, jak zbankrutowała jego fabryka okien Czytaj więcej
2. Maciej Białek położył ponad 20 start-upów zanim odniósł sukces z Pixersem Czytaj więcej
3. Stefan Batory miał 200 tysięcy długu. Dziś kieruje Booksy i iTaxi Czytaj więcej
O tym, że ludzie chcą się uczyć na cudzych błędach, świadczy choćby rekordowa frekwencja podczas FuckUp Night w Gdyni w styczniu 2016 roku. Wykładów o porażce słuchało wtedy niemal 200 osób. Ale znacznie ciekawsze jest to, że Łojewskiemu nie brakuje prelegentów. Jedynym powodem odmowy ze strony zaproszonych mówców jest brak wolnego terminu w kalendarzu.
Można przypuszczać, że po latach nad Wisłę zawitała kultura „ability to fail”. Pod tym enigmatycznym pojęciem kryje się przekonanie (potwierdzone kilkoma poważnymi raportami), że każdy przedsiębiorca powinien być otwarty na porażkę, bo ta – prędzej czy później – nadejdzie. Optymistyczny akcent jest jednak taki, że startupowcy, którzy zaliczyli już jakieś potknięcie, łatwiej radzą sobie później nie tylko w kolejnych biznesach, ale i z kolejnymi upadkami. Czytaj więcej
Napisz do autora: tomasz.staskiewicz@innpoland.pl
