Z perspektywy globalnej mogłoby się wydawać, że Polska to dalekie rubieże branży jubilerskiej. Błąd, mamy w tej dziedzinie wcale niemało do powiedzenia. Jedna z najbardziej prestiżowych nagród w tym fachu, Złoty Medal 2018 Solidscape Design Competition trafiła właśnie do rąk Marcina Nowaka, współtwórcy Novvak Jewellery. Laureat opowiedział nam o tym, jak się tworzy spersonalizowaną biżuterię z najwyższej półki.
W finale Solidscape Design Competition zmierzył się pan z najlepszymi projektantami biżuterii z całego świata. Duża jest w tej branży konkurencja?
Ogromna. Na całym świecie projektowanie biżuterii w 3D zaczęło się już dawno temu. Ja pracuję w oparciu o tę technologię od 2006 roku, od pierwszego szkolenia z tego obszaru, jakie odbyło się w Polsce. Ale na świecie trwa to znacznie dłużej: są tam inne rynki, powstają inne wzory. W krajach „zamożniejszych”, gdzie budżet tak bardzo nie ogranicza, projektanci mają większe możliwości, szersze spektrum projektowe. W Polsce ten temat się rozwija.
To rywale pewnie mają przewagę?
Designerzy często jednak przesyłają na konkursy wzory, które zaprojektowali dla swoich klientów – takie rzeczy, jakie sprzedają na co dzień. Z kolei ja, tworząc wzory pod konkursy, skupiam się na pomysłach o charakterze wystawowym.
Czyli takiej customowej, niesztampowej biżuterii?
Na pewno designerskiej [śmiech]. Nawet mój pierścionek nie przypomina pierścionka. Ludzie często pytali, co to jest i jak się to nosi. Poza designem parametrycznym, ponad 200 diamentami, pierścionek budzi ciekawe emocje u osoby oglądającej. Jest on również zaprojektowany ergonomicznie, przez co tak łatwo nie spadnie z ręki.
W jaki sposób taka biżuteria różni się od tej zapełniającej wystawy sieciowych sklepów w galeriach handlowych?
Biżuteria w naszym wydaniu, to nie tylko kawałek metalu szlachetnego czy bardzo restrykcyjnie wyselekcjonowane kamienie szlachetne, to coś zupełnie ważniejszego, to emocje zaszyte w biżuterii.
Klienci poświęcają swój czas i podczas sesji kreatywnej wybieramy najważniejsze motywy z ich życia, np. nawiązujemy do ich pasji, hobby, ich historii, wartości rodzinnych lub innych ważnych życiowych momentów. Zabieramy ich do nieznanego im świata kamieni szlachetnych i projektowania, gdzie jedynym ograniczeniem jest ich wyobraźnia… oraz czasem budżet.
Tworzymy biżuterię pokoleniową, która zostawia po nas historię: o tym co robiliśmy, jakie mieliśmy pasje, itd. Zdarza się, że klient przychodzi zainspirowany np. morzem, zorzą polarną - i chce uzyskać podobną kolorystykę. Wtedy zaczynamy poszukiwać kamieni o barwach najlepiej oddających jego potrzebę.
Podobno tych kamieni szukacie nawet w bardzo odległych i niedostępnych zakątkach na świecie.
Podróżując po targach po całym świecie, od Hongkongu po Las Vegas, poznajemy nowe minerały. Tak natrafiliśmy na Csarite – kamień, który zmienia kolor w zależności od światła: od zieleni, poprzez żółć, po brąz. Ten kamień wydobywa się tylko w jednej jedynej kopalni na świecie, w Turcji. Jest 10 000 razy rzadszy od diamentów. Znamy się prywatnie z właścicielem kopalni i kupujemy kamienie bezpośrednio od niego.
Kolejnym kamieniem jest choćby turmalin Paraiba – to czwarty najrzadszy kamień na świecie, o którym znajomi, współpracujący z nami geolodzy, słyszeli, ale mało kto go widział na oczy. A my go zdobyliśmy. Oczywiście, w takich sytuacjach cały proces projektowy trwa dłużej: dojście do takich źródeł materiałów trwa. Ale udaje się. Zrealizowaliśmy każdą fantazję, z jaką przyszli do nas klienci.
A wydawałoby się, że sprawa jest prosta. "Ma być z diamentami".
Diament diamentowi nie jest równy. W tej materii mamy niesłychanie restrykcyjną politykę dotyczącą ich selekcji. Współpracujemy, często jako jedyni Polacy, z najlepszymi szlifierniami na świecie. W tych samych miejscach selekcjonują kamienie największe światowe marki biżuterii tj. Tiffany, Cartier, Harry Winston itd.
Są to diamenty, które cechują się m.in. najrzadszą i najbardziej poszukiwaną barwą oraz posiadają najpiękniejszą brylancję (mienienie się kamienia, to co nas zachwyca w diamentach najbardziej).
Ile kosztuje pierścionek z takim kamieniem?
Budżet dyktują głównie kamienie. Metal szlachetny nie odgrywa tak wielkiego kosztu. Kolekcje z Csarite, np. pierścionek z małymi diamentami bocznymi, to wydatek około 5 tysięcy złotych. W przypadku turmalinów Paraiba mówimy już o cenach od 10 tysięcy złotych w górę, przy malutkich kamieniach. W zależności od jakości, turmaliny Paraiba bywają ponad 10 razy droższe od diamentów.
Poza tym, trzeba pamiętać, że w jubilerstwie 3-milimetrowy diament może kosztować 3 tys. zł, ale już 6-milimetrowy – 30 tys. zł.
Ile kosztował więc najdroższy projekt, jaki realizowaliście?
Jak sądzę, ponad 100 tysięcy złotych. To była spersonalizowana biżuteria z motywem podróżniczym oraz z diamentami i szmaragdami wysokiej jakości.
Raczej nie na polską kieszeń.
Bynajmniej. Myślę, że 70 proc. naszych klientów jest z Polski i percepcja biżuterii w kraju zaczyna się zmieniać. Również Polacy nasycili się biżuterią masową i szukają produktów, które nie są dostępne dla wszystkich, wyróżniają się czymś spersonalizowanym, czymś, w czym mogą zaszyć jakąś część siebie i obdarować najważniejsze osoby w ich życiu. I są w stanie zapłacić cenę wyższą o kilkanaście procent, żeby dostać unikatowy wzór.
Taka lokata kapitału?
Myślę, że bardziej biżuteria pokoleniowa – jak przed laty, gdy matki przekazywały swoje klejnoty córkom, i tak przez pokolenia. W naszym przypadku też są takie emocje.
Co nie znaczy, że nie ma inwestorów zainteresowanych ulokowaniem kapitału. Ale przy biżuterii to musiałyby być bardzo wysokiej jakości diamenty – o specyficznych parametrach, w cenach od 50 tys. zł w górę. Jest zresztą sporo firm zachęcających do nabywania tzw. diamentów inwestycyjnych, ale ma to sens tylko w przypadku kamieni najwyższej jakości. Tylko ich cena trzyma się lub nawet rośnie.
A w jakiej biżuterii gustuje przeciętny Polak? Różni się gustem od innych kupców ze świata?
Na pewno. Np. Amerykanie mają bogatszy rynek, więc szukają biżuterii większej, wielokrotnie większej niż w Polsce. U nas styl jest zbliżony do niemieckiego – do pewnego stopnia minimalistyczny, oszczędny w formie, z prostymi wzorami, bez udziwnień. Personalizacja często dotyczy wewnętrznych elementów ozdoby – jest ukryta przed oczami patrzących, dodaje smaczku i wywołuje emocje, pozytywne ma się rozumieć [śmiech].
Różnie z tym bywa. Od kilku lat kwitnie rynek projektantów-amatorów i niektóre z tych projektów bywają bardzo bogate pod względem formy. Ta konkurencja ma wpływ na profesjonalistów?
Raczej nie. Dziś jest olbrzymia moda na to, żeby coś projektować: jedni ubiór, drudzy biżuterię, inni galanterię, np. dzisiaj przeczytałem, że jedna z sióstr Radwańskich niedawno zaczęła projektować torebki. A takich przykładów znajdziemy bardzo dużo.
W dzisiejszych czasach na YouTube można znaleźć mnóstwo tutoriali, pozwalających robić niemalże wszystko. Wielu ludzi określa się mianem projektanta biżuterii, a kupuje np. gotowe koraliki i w wymyślny sposób nawleka je na nić czy sznurek. Powiedziałbym, że są to bardziej styliści biżuterii niż jej projektanci.
Żyjemy jednak w czasach, kiedy zarówno profesjonalni projektanci (często kształcący się i poszerzający swoje umiejętności przez całe swoje życie), jak i „hobbyści” są podobnie postrzegani i nazywani projektantami.