logo
Po inwazji Rosji na Ukrainę ludzie masowo rzucili się do bankomatów. Zdjęcie poglądowe. Fot. KAROLINA MISZTAL/EastNews
Reklama.

Sankcje na Rosję i ich konsekwencje

Kolejne sankcje na Rosję – w ekspresowym tempie – nakłada Unia Europejska, USA, inne kraje sojusznicze, a nawet neutralna Szwajcaria. Ich dokładne konsekwencje są trudne do przewidzenia. Eksperci zgadzają się jednak co do jednego – będą miażdżące. 

Wśród ekonomicznych ciosów można wyliczyć m.in. zablokowanie gazociągu Nord Stream 2, zakaz lotów nad Europą, zablokowanie wymiany handlowej w wielu strategicznych dla Rosji obszarach czy odłączenie niektórych rosyjskich banków od systemu SWIFT. Potężne znaczenie mają też sankcje personalne, które uderzą bezpośrednio w majątki rosyjskich oligarchów. 

Czytaj także:

Sankcje gospodarcze nałożone przez Zachód to jednak miecz obosieczny.  – Obecne wydarzenia  związane z wojną na Ukrainie oraz wprowadzonymi sankcjami niewątpliwie będą się odbijać na sytuacji gospodarczej w Europie i rynkach finansowych – mówi Michał Szymański, prezes zarządu VIG/C-Quadrat TFI. 

Zdaniem eksperta, oddziaływanie na gospodarkę i rynki finansowe samej wojny powinno jednak dość szybko słabnąć i ograniczać się do krajów bezpośrednio zaangażowanych. – Tak było w przypadku większości konfliktów w ostatnich kilku dekadach. Bardzo duży wpływ widoczny jest jedynie na początku: duże zmiany kursów walut, cen akcji itp. Siłą rzeczy, Polska i kraje Europy Środkowej, ze względu na swą bliskość, te pierwsze fale niepokoju odczuwają najsilniej – tłumaczy. 

Najważniejszą gospodarczą konsekwencją wojny mogą być ceny energii i żywności – szczególnie pszenicy, której Ukraina jest dużym eksporterem. W przypadku ropy w perspektywie tygodni uspokojenie może przynieść choćby zwiększenie produkcji przez OPEC lub uwolnienie jej sprzedaży z Iranu. Inne możliwe działania ograniczające niepewność i zbyt wysoki wzrost cen energii, jeśli nie w krótkiej, to w nieco dłuższej perspektywie, to choćby wydłużenie funkcjonowania elektrowni jądrowych w Niemczech (miały być "zastąpione” energią bazującą na gazie) czy import LNG. 

Michał Szymański

Jak podkreśla ekspert, zupełnie inaczej sprawa ma się z sankcjami. – Aby były one skuteczne, muszą być bolesne gospodarczo, co oznacza straty także po stronie krajów Zachodu, w tym Polski, choć zdecydowanie mniejsze niż po stronie Rosji.

– Tutaj ponownie najsilniej odbije się to na cenach energii, mimo że jak na razie ropa i gaz są objęte sankcjami w niewielkim stopniu. Jednak trudności i ryzyka związane z płatnościami oraz możliwość rozszerzenia sankcji lub ograniczenia sprzedaży ze strony samej Rosji powodują wzrosty cen – tłumaczy.

Droga energia, wysoka inflacja

– Wysokie ceny surowców energetycznych przełożą się z kolei na inflację – dodaje Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl. – W obecnej sytuacji na wzrost drożyzny nałożyły się aż dwa czynniki. Najpierw nie udało się opanować rekordów inflacji po ogromnym zastoju gospodarczym wywołanym pandemią i nadzwyczajnymi działaniami banków centralnych – które starały się zapewnić płynność finansową, gdy działania fabryk i firm paraliżował koronawirus. A teraz odczyty dynamiki cen potęgują drożejące surowce energetyczne.

– Sytuacja Polski jest o tyle niekorzystna, że złoty wraz z m.in. koroną czeską czy forintem należy do grupy walut rynków wschodzących, czyli ryzykownych, od których kapitał ucieka w okresach zawirowań i niepewności na rynkach – dodaje specjalista.

W minionych dniach, w obliczu intensyfikacji inwazji Rosji na Ukrainę, wyprzedaż złotego została gwałtownie pogłębiona. Kurs EUR/PLN momentami przekraczał nawet 4,80 zł i był najwyższy od 2009 r. i czasów globalnego kryzysu finansowego. Frank był najdroższy w historii, a dolar od początków XXI wieku. Wprawdzie Narodowy Bank Polski i Ministerstwo Finansów starają się bronić złotego interwencjami walutowymi, jednak w obecnej sytuacji geopolitycznej, nie należy oczekiwać istotnego przełomu. 

Bartosz Sawicki

– Co istotne, dolar amerykański, w którym rozliczane są surowce energetyczne, należy w inwestorskim świecie do tzw. bezpiecznych przystani, które przyciągają kapitał w trudnym czasie. Drogi dolar sprawia, że coraz wyższe ceny ropy są dla Polski dotkliwsze niż np. dla mieszkańców USA, Japonii, Szwajcarii czy państw strefy euro – tłumaczy. 

Zdaniem Michała Szymańskiego, nie należy jednak spodziewać się zupełnie katastroficznych konsekwencji. – Kryzys finansowy w latach 2007-2008 (m.in. bankructwo Lehman Brothers) był dużo bardziej niebezpieczny dla światowej gospodarki. Najbardziej ryzykownym, przy czym także ciągle w warstwie spekulacji, jest scenariusz stagflacji tj. niskiego lub braku wzrostu gospodarczego, któremu towarzyszy podwyższona inflacja.

Jak tłumaczy ekspert, problemem może być niski popyt konsumpcyjny, na który wpływają nastroje konsumentów – i tak rozchwiane przez wcześniejszy wzrost inflacji i podwyżki stóp procentowych. – Obecny wzrost niepewności w pierwszej chwili może wygenerować ekstra popyt chcących robić zakupu "na zapas", ale już w nieco dłuższej perspektywie może doprowadzić do spadku popytu. Jako potencjalnie zagrożone można wymienić tu np. podmioty związane z budownictwem mieszkaniowym. Do spadku popytu wskutek wyższego kosztu kredytu dojdzie mniejsza chęć do zadłużania się – mówi Michał Szymański. 

Jak przygotować się na kryzys? 

– Inwazja Rosji na Ukrainę może wywołać strach i sprawiać, że część z nas decyduje się na przykład na wypłacanie pieniędzy z bankomatów, by trzymać zapas gotówki w portfelu. Podobnie było, gdy w Polsce wybuchała pandemia. Wtedy jednak w bankach i bankomatach nie zabrakło gotówki i wydaje się, że nie widać podstaw, by tym razem miało być inaczej – zwraca uwagę Daniel Kostecki, dyrektor polskiego oddziału Conotoxia Ltd.

Jak zaznacza ekspert, bardziej prawdopodobne może być dziś ryzyko ataków cybernetycznych na systemy bankowe. 

– One mogłyby odciąć nas od możliwości płacenia za zakupy czy rachunki, gdyby przestały działać strony logowania w bankach, aplikacje mobilne czy bankomaty. Instytucje bankowe mają jednak systemy zabezpieczeń i ewentualne trudności powinny mieć charakter przejściowy. Niemniej, można wcześniej zabezpieczyć się finansowo na możliwość ich wystąpienia – radzi.

Bartosz Sawicki zwraca uwagę na osoby, które w obawie przed wojną lub jej skutkami, kupują dolary. – Zakup walut obcych w świadomości wielu osób zwiększa poczucie finansowego bezpieczeństwa. Nie należy tego jednak traktować jako metody na ucieczkę przed inflacją czy kryzysem. Główne waluty świata są dziś bowiem rekordowo drogie wobec złotego – zaznacza. 

O zachowanie zdrowego rozsądku apeluje również Michał Szymański – Nie przenośmy oszczędności gwałtownie z jednej inwestycji na drugą pod wpływem obecnych, silnych emocji. Nie kupujmy bez zastanowienia walut po tym jak już ich kursy bardzo wzrosły i jednocześnie sprzedając obligacje, których ceny spadły. 

Jak tłumaczy ekspert, chcąc uchronić się choćby częściowo przed inflacją, osoby mogą stanąć przed koniecznością decydowania się na bardziej ryzykowne inwestycje. – Możemy do tego wykorzystać np. fundusze inwestycyjne lub bezpośrednio inwestować w papiery wartościowe, jeśli posiadamy odpowiednie doświadczenie. 

– Inwestorzy mogą rozważyć sugestię funduszu PIMCO, który wskazał ostatnio, że sposobem uchronienia się przed inflacją może być posiadanie w inwestorskim portfolio czynników, które inflację powodują, a więc surowców energetycznych – dodaje Daniel Kostecki. 

– Przede wszystkim przed każdą inwestycją należy zrozumieć jej ryzyko i ocenić, czy możemy sobie na nie pozwolić. Niestety najbliższy czas nie będzie łatwy – pozostawienie środków na nieoprocentowanej lokacie w warunkach inflacji będzie oznaczało realną stratę, nawet jeśli ich wartość nominalna się nie zmieni – podsumowuje Michał Szymański.