Jak informują media, od dwóch tygodni nie działa jeden z dwóch podstawowych elementów PansaUTM – systemu zarządzania ruchem dronów. "Takiego zagrożenia nad naszymi głowami jeszcze nie było" – podaje portal. Zagrożone są m.in. śmigłowce: wojskowe oraz Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Od dwóch tygodni nie działa PansaUTM – popularny i dobrze znany system, o czym Polska Agencja Żeglugi Powietrznej (PAŻP) poinformowała operatorów dronów dwa tygodnie temu.
Jak podaje wnp.pl, tym samym skończyła się możliwość w pełni zautomatyzowanego meldowania przelotu dronem za pomocą aplikacji, a w zamian PAŻP wprowadziła zasadę... wysyłania maili i (w uzasadnionych przypadkach) telefonowania do wieży kontroli lotów.
To niesie za sobą poważne ryzyko dla śmigłowców LPR (Lotniczego Pogotowia Ratunkowego), wojskowych maszyn, a także samych operatorów dronów.
Zagrożenie jakiego jeszcze nie było
– Obecnie sugerowany przez PAŻP system powiadomień mailowych jest tylko zbiorem danych deklaracji operatorów dronów, w których napisane jest to, co zamierzają robić lub co robili. Jednak bez aplikacji Drone Radar nie wiadomo, o której, co i gdzie faktycznie robią – alarmuje w wnp.pl Piotr Lewandowski, operator drona z kilkunastoletnim stażem.
Dzięki aplikacji, która obecnie nie działa, możliwy był nadzór nad ruchem cywilnych dronów oraz weryfikacja, czy lot jest legalny czy nie.
Teraz, jak przekonuje portal, bez dwukierunkowej łączności, jaką daje aplikacja Drone Radar, w przestrzeni niekontrolowanej "nie ma technicznej możliwości, by określić lokalizację operatora drona oraz samego faktu wykonywanej operacji w czasie rzeczywistym.
Czytaj także:
– Jest to ryzyko na przykład dla latających nisko śmigłowców LPR czy maszyn wojskowych, ale też samych operatorów bezzałogowych statków powietrznych, na których spoczywa obowiązek ustąpienia pierwszeństwa – tłumaczy Lewandowski.
Jak dodaje, bez tej wiedzy po stronie kontroli ruchu nie ma możliwości poinformowania operatora drona, by wylądował.
– Żadna ze służb nadzorujących naszą przestrzeń powietrzną nie ma informacji, że coś "wisi" na trasie przelotu. Ponadto sami operatorzy nie mają pojęcia o innych operacjach BSP odbywających się w ich okolicy – wyjaśnia ekspert.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Brak pieniędzy na utrzymanie aplikacji
Z komunikatu PAŻP dowiadujemy się, że taka sytuacja potrwa "do odwołania".
"Problem techniczny nie dotyczy systemu PansaUTM, tylko aplikacji mobilnej DroneRadar, której nie jesteśmy właścicielem. Pracujemy nad tym, aby pełna funkcjonalność dla użytkowników powróciła jak najszybciej" – zapewniły portal władze Agencji, które jednocześnie "nie widzą zagrożenia związanego z bezpieczeństwem ruchu dronów".
"To dość odważne stwierdzenie, jeśli przypomnieć sobie nie tak dawne incydenty z dronami latającymi blisko lądujących samolotów na lotniskach w Warszawie i Katowicach. Wtedy loty były niezgłoszone, choć było to banalnie proste" – czytamy na wnp.pl.
Jak wytłumaczono, Drone Radar przestał być wspierany przez programistów dwa lata temu. Aplikacja nie działa u większości operatorów dronów, bo nie jest już kompatybilna z najnowszymi systemami operacyjnymi smartfonów. Mimo to PAŻP przez te wszystkie miesiące bazowała na niej jako elemencie całej układanki PansaUTM.
– Wiemy, jak zaktualizować system, ale natrafiamy teraz na szereg problemów. Systemów o takiej złożoności, w tym aplikacji Drone Radar, nie da się rozwijać bez zaangażowania środków finansowych. Mnie – jako przedsiębiorcy – skończyły się środki do utrzymywania tej aplikacji i opłacania wybitnych fachowców – przyznał prezes Drone Radar Paweł Korzec, który stworzył aplikację w 2015 roku.