Zakład Ubezpieczeń Społecznych podaje coraz bardziej niepokojące statystyki dotyczące zadłużenia aktywnych płatników. Według najnowszego raportu rośnie liczba osób, które nie odprowadzają składki na ZUS. – To moja forma rebelii, nie będę płacił im składki, skoro prawie nic mi się nie należy, brak możliwości naprawy nawet zęba to żenada. Sam oszczędzam, leczę się u specjalistów kiedy i jak chcę, na swój koszt i polecam – mówi mi Mateusz, przedsiębiorca z Warszawy.
Reklama.
Reklama.
Z danych podawanych przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych wynika, że obecnie rekordzista w nieodprowadzaniu składek wygenerował dług w wysokości 822 milionów złotych.
Nie jest to jednak odosobniony przypadek, ponieważ już teraz średnie zadłużenie dłużnika plasuje się na poziomie ponad 31 tysięcy złotych, a skokowy wzrost opłat na pewno nie zachęca przedsiębiorców do autorefleksji.
"Nie płacę, bo nie miałem nawet na zęby"
Średnie zadłużenie aktywnych płatników wobec ZUS-u wzrosło znacząco w ciągu ostatniego roku. Zgodnie z danymi instytucji, wzrost ten wynosi aż 12 procent. To niepokojący znak, który nie powinien być bagatelizowany przez organy nadzoru oraz samych płatników.
Jest to efektem zmiany podejścia do obowiązkowych opłat ze strony przedsiębiorców, którzy często mając do wyboru odprowadzenie składki i bycie zdanym na publiczną opiekę medyczną, a leczenie od ręki u specjalisty za równowartość składki – wybierają to drugie.
Dr Marcin Wojewódka, radca prawny z Instytutu Emerytalnego, komentuje te liczby jako zjawisko wymagające zrozumienia i analizy. Wskazuje, że istnieje kilka możliwych przyczyn tak drastycznego wzrostu zadłużenia.
– Nie wiemy, kto zalega z tak wielką kwotą, ale możemy się domyślać, że sprawa dotyczy wielkiej firmy państwowej. Biorąc pod uwagę poziom inflacji, maksymalne zadłużenie nie urosło zbyt wiele rok do roku. Natomiast skandalem jest to, że mamy do czynienia z tzw. świętami krowami. Nie może być tak, że jakaś firma stoi ponad prawem i nie obowiązują jej ustalone zasady. One są takie same dla wszystkich – komentuje ekonomista prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny firmy PwC.
Największe zaległości dotyczą oczywiście dużych przedsiębiorstw. Ciężko wyobrazić sobie pojedynczego przedsiębiorcę, który prowadząc jednoosobową działalność gospodarczą, byłby w stanie wygenerować wielomilionowe zadłużenie. Jednak im więcej osób samozatrudnionych, które obchodzą obowiązek uiszczania składki, tym większa skala problemu i wysokość długu w ogólnym zestawieniu.
"Są konsekwencje, ale i tak się opłaca"
– Świadomie nie płacę tych składek od co najmniej 4 lat. Punktem zwrotnym była sytuacja, gdy dowiedziałem się, że mam do leczenia kanałowego cztery zęby oraz zatrzymaną ósemkę do wyrwania. Myślałem, że skoro co miesiąc płacę 900 złotych, to chociaż zdrowie od państwa mi się należy. W żadnym wypadku, bo w zamian dostałem rachunek na 10 tysięcy złotych, na który musiałem wziąć kredyt. Okazało się, że NFZ nie refinansuje takich zabiegów – opowiada mi Mateusz.
– Nie płacę tych składek od wielu lat, przez co zawsze stać nie na profesjonalną opiekę medyczną bez kolejki u prywatnego lekarza. Przyznam, że choć moje poglądy są lewicowe, to jest jeden postulat Konfederacji, który popieram. To właśnie dobrowolna składka na ubezpieczenie. Gdyby ten projekt wszedł, w końcu może przestaliby mnie ścigać i mógłbym wziąć, choć telefon lub abonament na raty. Teraz to niemożliwe – przyznaje Mateusz.
Osoby, które regularnie unika opłacania składek, są w Polsce ścigane urząd skarbowy i komorników.
Po około trzech miesiącach przysyłana jest informacją o zaległościach, następnie do gry wkracza komornik, który w przypadku, gdy dłużnik dobrze ukryje swój majątek, nie ma innego wyjścia niż zablokować wszystkie konta bankowe powiązane z dłużnikiem i jego działalnością gospodarczą. I na tym narzędzia do ścigania zbuntowanych przedsiębiorców się kończą.
– Są konta, na które nikt nie wejdzie (nie podajemy nazwy banku, aby nie pomagać obchodzenia przepisów prawa – red.). Mam tu rachunek od lat, dostęp do karty i spokojnie robię oraz dostaję przelewy zarówno firmowe, jak i prywatne – opowiada Mateusz.
Winny "Polski Ład"
W świetle aktualnych wydarzeń ekonomicznych oraz wprowadzanych przed rząd PiS regulacji przedsiębiorcy stają w obliczu coraz większych trudności finansowych. Jak zaznacza Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha, sytuacja ta jest efektem opresji fiskalnej związanej z różnymi daninami nakładanymi przez państwo.
– Przedsiębiorcy, którzy są w trudnej sytuacji, mogą skorzystać z ulg. Mam tu na myśli rozłożenie należności na raty czy odroczenie opłacania składek. To rozwiązanie ma na celu uchronić firmy, które mają problemy z płynnością w opłacaniu składek – podkreśla Paweł Żebrowski, rzecznik prasowy ZUS.
Mimo to jednak wielu nie tylko nie decyduje się na złożenie odpowiedniego wniosku do ZUS, ale co gorsze pogłębia swoje zadłużenie. Według ekspertów zamieszanie z opłacaniem tzw. składki zdrowotnej byłoby dużo mniejsze, gdyby nie reforma systemu podatkowego prowadzona przez rząd Mateusza Morawieckiego.
Jednym z głównych punktów krytyki jest podatek od pracy, który często, jak zauważa Sadowski, jest mylnie określany jako składka na emeryturę. Ta nazwa może wprowadzać w błąd, ponieważ część obciążeń fiskalnych ma charakter czysto budżetowy, a nie służy bezpośrednio wsparciu systemu emerytalnego. Dodatkowo wprowadzona w ostatnim czasie tzw. składka zdrowotna, według analityków, nie spełnia swojej deklarowanej roli, lecz stanowi kolejne obciążenie dla przedsiębiorców.
Polski Ład, wprowadzony jako pakiet reform mających wspierać rozwój gospodarczy kraju, również nie uniknął kontrowersji. Po wdrożeniu tego programu zauważalna jest spora liczba zawieszonych i zlikwidowanych działalności gospodarczych. Zamiast przynosić oczekiwane korzyści, Polski Ład de facto przyczynił się do pogorszenia sytuacji dla mikrofirm.