
Na Małym Dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego rozstawili namioty, rozdają darmowe posiłki i wydają gazetę strajkową. – Nie da się nas ignorować – mówią uczestnicy okupacyjnego protestu. Domagają się tanich akademików, stołówek i realnego dostępu do edukacji wyższej dla wszystkich.
"Uczelnia pozjadała wszystkie rozumy, a my chodzimy głodni" – czytam na jednym z banerów przyklejonych srebrną taśmą do wejścia na Kampus Główny Uniwersytetu Warszawskiego.
To jedno z wielu haseł wypisanych przez uczestników i uczestniczki strajku studenckiego: "Otworzyć bramy", "Gdzie są te stołówki?", "Studia nie tylko dla bogatych".
Zaraz za główną bramą grupa siedzących na ziemi osób wypisuje czarnymi i czerwonymi markerami kolejne hasła. Widzę, jak jedna z nich próbuje zmieścić na kartonie słowo "prywatyzacja".
Hasła na kartonach prowadzą mnie na Mały Dziedziniec Uniwersytetu. Na nim stoi rozstawione sześć namiotów, kilka ławek ustawionych w okrąg, stoły.
Wokół kręcą się młode osoby w czerwonych kamizelkach z grafiką czarnego, najeżonego kota – to członkinie i członkowie Warszawskiego Koła Młodych Inicjatywa Pracownicza, grupy najsilniej zaangażowanej w studencki strajk okupacyjny, który od 23 maja trwa na Uniwersytecie Warszawskim.
– Jestem z grupy aprowizacyjnej, czy ktoś jest głodny? – pyta dziewczyna w czerwonej kamizelce.
Osoby strajkujące są dobrze zorganizowane: dzielą się obowiązkami, rotacyjnie okupują siedzibę Samorządu Studenckiego, organizują wykłady i spotkania z autorami, wydają nawet gazetę strajkową. Na jej okładce czarny kot z czerwoną obrożą z ćwiekami owija ogonem bramę główną Uniwersytetu i sąsiadujący z nią budynek. W zębach trzyma flagę z napisem "Okupacja Uniwersytetu Warszawskiego".
Choć strajk trwa od tygodnia, każdy z jego uczestników i uczestniczek powie, że ich starania zaczęły się dużo wcześniej.
W pięciu postulatach do rektora uczelni i trzech do Ministerstwa Edukacji Narodowej osoby studenckie wzywają do podjęcia działań, które – ich zdaniem – pozwolą zapewnić dostęp do edukacji wyższej każdej i każdemu, kto będzie chciał ją zdobyć.
"Teraz nie da się nas ignorować"
– Ta walka nie zaczęła się 23 maja. Ta walka nie zaczęła się wczoraj i nie zaczęła się rok temu – mówi mi Mikołaj Jędrzejewski, student wydziału Artes Liberales, który od początku uczestniczy w strajku.
– Władze Uniwersytetu bardzo długo były głuche na nasze żądania, prośby, apele, listy otwarte, spotkania. Dlatego postanowiliśmy zorganizować taką akcję protestacyjną.
Wieczorem w piątek 23 maja studenci i studentki rozpoczęli okupowanie budynku Zarządu Samorządu Studentów UW. Dołączyły do nich osoby z innych miast – m.in. Krakowa i Poznania, które dostrzegają analogiczne problemy na swoich uczelniach.
Ochrona Uniwersytetu nie wpuściła do budynku nikogo, kto nie posiada aktualnej legitymacji studenckiej UW. Dlatego osoby, które przyjechały na protest, rozstawiły namioty na Małym Dziedzińcu.
– Teraz nie da się nas dalej ignorować – dodaje Jędrzejewski. – Władza musi usiąść z nami do stołu i będziemy tu siedzieć tak długo, aż spełni wszystkie nasze postulaty.
W ośmiu punktach strajkujący żądają reform, które mają zwiększyć dostępność Uniwersytetu – m.in. poprzez zapewnienie taniego wyżywienia i mieszkania.
Osoby studenckie chcą, żeby dostęp do posiłków ze stołówek prowadzonych przez Uniwersytet był zapewniony na wszystkich kampusach. Żądają otwarcia stołówek w budynku Biblioteki Uniwersyteckiej, Wydziału Fizyki i Wydziału Psychologii.
UW ma też przedstawić wieloletni plan budowy i remontu akademików oraz zapewnić w budynku Zarządu Samorządu Studenckiego przestrzeń "na potrzeby bezpłatnej działalności naukowej, społecznej, politycznej i dydaktycznej". Chcą też zwolnienia z odpowiedzialności prawnej i dyscyplinarnej osób uczestniczących w strajku na UW.
Ponadto strajkujący kierują również żądania do Ministerstwa Edukacji Narodowej. Chcą utworzenia funduszu na tworzenie i zarządzanie stołówkami na uczelniach w całym kraju oraz natychmiastowego potępienia represji wobec studentów Uniwersytetu Jagielońskiego, którzy zostali niedawno zawieszeni w prawach studenta. Chcą również przyznania UJ-owi dotacji na remont Domu Studenckiego "Kamionka".
"To czyste zlanie"
Można powiedzieć, że przecież edukacja wyższa w Polsce jest darmowa, dlaczego więc walczyć o większe wsparcie dla studentów? Strajkujący argumentują, że trwający kryzys kosztów życia sprawia, że łączenie studiów dziennych z pracą i mieszkaniem w dużym mieście graniczy z cudem.
Rosnące koszty wynajmu mieszkań, żywności i usług sprawiają, że utrzymanie się w Warszawie na części etatu jest niemal niemożliwe. A infrastruktura uczelniana nie zapewnia – według strajkujących studentów – wystarczającego wsparcia.
Uniwersytet Warszawski na rok akademicki 2024/2025 zaoferował studentom 2710 miejsc w akademikach. W tym samym roku na UW studiowało stacjonarnie ok. 30 tys. osób. Mniej niż co dziesiąta osoba mogła więc skorzystać z miejsca w akademiku, którego wynajem kosztuje ok. 550 zł. Za wynajem mieszkania w przedziale 25-40 m kw. w stolicy płaci się średnio 2,9 tys. zł.
Otwarcie stołówki w BUWie było już zapowiadane w ubiegłym roku, jednak wciąż nie doszło do skutku. Obecnie UW dysponuje stołówką na Kampusie Głównym, gdzie obiad dla studentów kosztuje 17 zł. Dla porównania, w latach 80. Uniwersytet miał dysponować 5 stołówkami.
Władze UW w komunikacie dotyczącym strajku podkreślają jednak, że "zakończyły się ostatnie prace koncepcyjne i rozmowy" dotyczące otwarcia stołówki w BUWie. Zaznaczają również, że w tym roku akademickim wszystkie osoby, które ubiegały się o miejsce w akademiku, uzyskały je, a w ostatnim czasie przeprowadzono remonty we wszystkich domach studenta.
Komunikat uczelni nie przekonuje strajkujących. "W ten właśnie sposób wygląda nasz dialog z uczelnią od samego początku protestów, ponad 2 lata temu – brak konkretów, brak transparentności i brak względu na nasze potrzeby" – czytam w odpowiedzi na stronie Facebookowej WKMIP.
"Komunikat UW to czyste zlanie. Ludzie, widząc skomplikowane procedury, nawet nie aplikują do akademików albo w ogóle nie myślą o studiach w większym mieście. Poza tym, o tym czy dostało się miejsce, wiadomo tylko chwilę przed studiami" – czytam w wiadomości od jednej z osób strajkujących.
"Jeśli oferują nam palec, chwyćmy ich za ramię"
Dla niektórych uczestniczek i uczestników strajku to nie pierwsze tego typu wydarzenie.
– Pierwszy budynek, który okupowaliśmy, to był Dom Studencki "Jowita" w Poznaniu. Drugi to był Dom Studencki "Kamionka". Oba udało nam się obronić przed sprzedażą – opowiada mi Mikołaj Jędrzejewski, który był na wszystkich wymienionych strajkach i okupacjach.
To po ostatniej z nich część uczestników i uczestniczek została zawieszona w prawach studenta.
– Uniwersytet, zamiast cieszyć się, że studenci się angażują czy rozmawiać z nimi, postanowił, jak czysto policyjna instytucja, ich represjonować – dodaje.
Niezależnie od naszego stosunku do przedstawionych przez nią postulatów – zaangażowanie tej grupy studentek i studentów potrafi zaskoczyć.
Na Małym Dziedzińcu wydawane są posiłki – darmowe i wegańskie – rozdawane są ulotki i wypisywane kolejne banery. Imponuje też zakres ich działalności wydawniczej. Do tej pory wydali dwie książki opisujące ich akcje w akademikach: Jowita zostaje. Historia 10 dni ruchu studenckiego i Kamionka zostaje. Rok studenckich okupacji – obie dostępne za darmo na ich stronie internetowej. Opublikowali również obszerny raport poświęcony sytuacji akademików na UW – Jak (nie) przeżyć na uczelni? Od 2023 wydają też swoją gazetę Alarm Studencki.
"Musimy toczyć walkę z konserwatywnym przekonaniem, że prominentnymi wartościami oporu są: przestrzeganie za wszelką cenę przepisów prawa, konwenansów społecznych oraz tzw. zdrowego rozsądku" – czytam w ostatnim wydaniu, nazwanym już Gazetą Strajkową. "Jeśli oferują nam palec, chwyćmy ich za ramię".
Na Małym Dziedzińcu organizowane są również wykłady i spotkania z autorami. Swoje prelekcje prowadzili m.in. Jan Śpiewak, Brunon Kuryło czy Julian Srebrny. Ponoć największym zainteresowaniem cieszyło się spotkanie pod hasłem "Antygarfield. Antykapitalistyczne odczytywanie Garfielda". W weekend odbędą się natomiast "Antyjuwenalia", z DJ-setem i koncertem łódzkiego zespołu MARTYRMACHINE.
"Nie jesteście dla mnie partnerami do rozmowy"
Strajkujący wciąż nie dostali jednoznacznej odpowiedzi na swoje postulaty, choć rozmowy na ich temat mają trwać. Odbyły się dwa spotkania z prorektorem, dziekaną Wydziału Socjologii UW oraz Zarządem Samorządu Studentów UW. Żądania uczestników i uczestniczek strajku zostały również zaadresowane w komunikacie na stronie UW.
Według relacji uczestników protestu rektor uczelni Alojzy Nowak na pytanie o to, dlaczego nie odpowiada osobiście na ich postulaty, miał powiedzieć: "Nie jesteście dla mnie partnerami do rozmowy".
To jednak nie zniechęca uczestników i uczestniczek protestu.
– Ostatnim razem, jak doszło do masowych rozruchów studenckich, to obalono system, który w Polsce działał przez 40 lat – mówi Mikołaj Jędrzejewski z WKMIP. – Więc zdajemy sobie sprawę z możliwości zorganizowanego ruchu studenckiego.
