Rozmawiamy z Kelly Weinersmith współautorką "Miasta na Marsie".
Rozmawiamy z Kelly Weinersmith współautorką "Miasta na Marsie". Fot. Iinstagram.com/sciencefarmatanchorwood. Montaż: InnPoland.pl

– Na Księżycu jest mało węgla. Ten fakt uwiadomił mi, jak wiele musimy zabrać z Ziemi, gdziekolwiek chcemy się udać. Węgiel jest przecież kluczowym składnikiem naszego ciała i wszystkiego, co jemy. Potrzebujesz węgla, aby móc w ogóle sadzić rośliny – opowiada mi Kelly Weinersmith współautorka hitowej książki "Miasto na Marsie".

REKLAMA

Jak można założyć działkę na Księżycu? Czy na orbicie można uprawiać seks? Czemu kosmicznych podróżników czekają bóle pleców?

Odpowiedzi na te i więcej pytań znajdziecie w napisanej z humorem książce "Miasto na Marsie: Czy możemy skolonizować kosmos, czy powinniśmy to robić i czy naprawdę mamy to przemyślane" Kelly i Zacha Weinersmithów.

My porozmawialiśmy z Kelly – m.in. o pracy nad książkę.

W Polsce książka ukazała się 21 maja dzięki wydawnictwu Insignis. Udostępniony nam fragment polskiego wydania znajdziecie podlinkowany na końcu artykułu.

***

Sebastian Luc-Lepianka: Jak powstała wasza książka?

Kelly Weirnersmith: Prowadziliśmy z mężem badania o tańszym dostępie do kosmosu. SpaceX akurat obniżył koszty wyniesienia masy w przestrzeń. Ludzie powiązani z branżą opowiadali nam, jak wiele zasobów jest do wykorzystania w kosmosie. 

Na początku chcieliśmy napisać o tym, że kosmiczne osadnictwo niedługo się zacznie.

Jestem naukowcem, więc zgłębiałam literaturę specjalistyczną, chodziliśmy na konferencje i uzbieraliśmy 23 półki pełne materiałów. 

W końcu  zaczęliśmy zauważać, że jest więcej problemów, niż  wyniesienie masy. Po dwóch latach prac stwierdziliśmy, że to kolonizacja kosmosu to ślepy zaułek.

W książce prezentujecie fakty w taki sposób, że wydaje się to wręcz oczywiste, że wiele nam brakuje do zamieszkania na innej planecie.

Perspektywa podboju kosmosu to niezła pułapka myślowa. Patrząc wstecz to trochę śmieszne, że tyle nam zajęło zrozumienie tego. Mamy w USA takie powiedzenie "pić Kool-Aid". To znaczy: wierzyć w kłamstwa. My uwierzyliśmy, ale jak zaczęliśmy patrzeć głębiej, wszystko stało się klarowane. Jeśli chodzi o podbój kosmosu, jest cała masa problemów, które trzeba rozwiązać.

Który problem najbardziej zapadł wam w pamięci?

Fakt, że na Księżycu jest tak mało węgla. To była pierwsza informacja, która mi otworzyła oczy, że kolonizacja może być niemożliwa. Uświadomiła mi, jak wiele musimy zabrać z Ziemi, gdziekolwiek chcemy się udać jako ludzkość. Ponieważ węgiel jest kluczowym składnikiem naszego ciała i wszystkiego, co jemy. Potrzebujesz również węgla, aby sadzić rośliny.

Rozumiem, że odchody astronautów w workach się nie liczą? [Na Ksieżycu jest ich 6 i pochodzą od ludzi chodzących po nim, dop. red]

W przyszłości to może być dobre źródło do nawożenia ogrodów. Cieszyły mnie wszystkie fakty powiązane z kosmicznymi toaletami. To bardzo rozrywkowa część badania.

Mnie rozbawiło, że worki są prawnie chronione. Co jeśli pechowy kolonista w jeden wdepnie?

Prawo kosmiczne jest nieco mgliste w temacie wdepnięcia w kupę Neila Armstronga, ale jasne jest, że rząd amerykański wolałby, aby do tego nie doszło. Miło słyszeć, że ciekawostki prawne ci się podobały. Kiedy mówiliśmy naszemu wydawcy, że chcemy mieć cały segment o prawie, powiedział: "Że co? Nikt nie będzie chciał tego czytać".

Co zostało wycięte z książki?

Odrzuciliśmy dwa rozdziały. Jeden o organizacji społecznej pierwszych osad kosmicznych.  Podobny do rozdziału o fabrycznych miasteczkach. Ostatecznie fragment trafił do dziennika "Space Policy" w oddzielnym artykule, ze współautorstwem dwóch uczonych. Organizację społeczną osad omawialiśmy na przykładach jak Huteryci w Ameryce Północnej [społeczność anabaptystów przypominająca amiszów, dop. red] i kibuców w Izraelu [spółdzielcze gospodarstwo rolne, dop red.].

A drugi fragment, który został wycięty?

Był poświęcony temu, jak zła jest metafora kosmosu jako nowego pogranicza, nowego dzikiego zachodu. W tym rozdziale ja i Zach wyśmiewaliśmy cały ten pomysł.

Od premiery książki za oceanem były wybory w USA i obecny prezydent traktuje takie wizje poważnie.

Oj, tak… podczas inauguracji Trump cytował “Przeznaczenie objawione” z XIX-wieku o tym, że musimy się rozrastać i przejmować ziemie. Elon Musk nie jest fanem prawa międzynarodowego. A żaden z nich nie jest fanem traktatów kosmicznych, mnie to przeraża. Ale jest bardzo duża szansa, że za prezydencji Trumpa nie zdarzy się żaden lot na Marsa, więc może obawy się nie ziszczą.

Czytaj także:

Czy jest coś, co zdarzyło się w ostatnim czasie, a co chcielibyście dopisać do książki?

Więcej krajów podpisało traktaty Artemis NASA. Wydaje się, że coraz powszechniej akceptuje się ideę, że zasoby kosmiczne będzie można legalnie do wydobyć i sprzedawać, póki nie powiesz, że to wyłącznie twoja własność. Chociaż jestem pewna, że kilka krajów ma odmienne zdanie i wolałyby powołanie ponadnarodowego organu, który by nadzorował te przyszłe procedery.

Zauważyłem, że niewiele uwagi poświęciliście chińskiemu programowi kosmicznemu. Bariera informacyjna jest tak duża?

Nie skupialiśmy się za dużo na chińskich stacjach kosmicznych, bo są małe i dopiero pracują nad budową czegoś w rozmiarze ISS. Ciekawsze są ich pionierskie prace nad bazą Księżycowego Pałacu i projekt zamkniętego ekosystemu. Próbowaliśmy zdobyć tyle informacji, ile możemy. Mam przyjaciółkę z Chin mieszkającą w USA, która czasem nam szuka informacji, gdy bariera językowa robi się zbyt wielka. Większość tego co, znajdujemy to chwalenie się sukcesami. Chiński rząd nie mówi o swoich porażkach.

Nie martwi cię, że mogą nagle zaskoczyć świat?

Martwi mnie przyszły wyścig kosmiczny między USA i Chinami, potencjał nowej zimnej wojny z dwoma potęgami jądrowymi u sterów.

A co myślicie o misji Axiom 4? Wydaje się odpowiedzią na jeden z problemów, jakie wskazaliście, czyli wpływ kosmosu na zdrowie człowieka.

O to jest bardzo ekscytujące! Dla was na pewno również – minęło 50 lat, odkąd ostatni raz mieliśmy polskiego astronautę. Sprawdzałam listę eksperymentów, które będą przeprowadzać – poświęconych zdrowiu psychicznemu i fizycznemu. Potrzebujemy szerszego spojrzenia na to, jak ludzie z różnych zakątków świata znoszą kosmos. Jednym z eksperymentów jest, czy kosmos to bezpieczne środowisko dla cukrzyków. Jednak to wciąż badania na niskiej orbicie. Musimy mieć na uwadze, że do osadnictwa potrzebujemy znacznie większej skali i dłuższych testów. Ale wciąż, to są bardzo ekscytujące rzeczy.

Czy to nie jest to, o czym pisaliście – że agencje kosmiczne powinny zająć się eksperymentami o ludzkim zdrowiu w kosmosie?

Pewnie. Ale przede wszystkim eksperymenty z tej misji mogą być pomocne dla kosmicznej turystyki. Dwa tygodnie na niskiej orbicie nie pomogą nam zrozumieć, jak całe życie w kosmosie zmieni nasze ciała. Za to są interesujące w kontekście rozwoju kosmicznej turystyki.

Mówiąc o turystyce – w tym roku odbył się również niesławny lot Katy Perry.

To jest dziwne i intrygujące. Nie pamiętam, żeby ludzie byli tak oburzeni jak w kosmos poleciał William Shatner. Coraz więcej celebrytów lata sobie rakietami i mam mieszane uczucia.

To nie różni się od innych turystycznych lotów z Blue Origins. Technologia często ma taki początek – super drogi bajer dla wybranych. Ale ponieważ inni równie super bogaci kupują to na potęgę, z czasem tanieje i staje się dostępne dla reszty z nas. No, może niefajnie się ogląda, jak milionerzy robią sobie wakacje fajniejsze niż nasze, ale możliwe, że to przełoży się na jeszcze tańsze loty kosmiczne.

Poza tym bogacze zawsze wydawali pieniądze na durne zachcianki. Kilka minut w kosmosie nie jest gorsze niż prywatny jacht albo odrzutowiec.

A pewna pechowa wycieczka łodzią podwodną? Co myślisz o tym, że jest szansa na podobną katastrofę jak Titana, ale z prywatną firmą kosmo-turystyczną?

Jestem przekonana, że dowolny wypadek z ludźmi na pokładzie cofnie wysyłanie ludzi w kosmos drastycznie. Szczególnie w Stanach Zjednoczonych. Mamy przykłady  katastrof Challengera i Columbii. NASA to organizacja bardzo unikająca ryzyka. 

Ale Blue Origin i SpaceX mogą już zacząć rozdawać klauzulę zrzeczenia się roszczeń dla pasażerów i w najgorszym razie, stracą kilku klientów. Ostatecznie to, jak bardzo kosmiczna tragedia zatrzyma rozwój tej branży, zależy od tych, którzy będą w tym czasie trzymać władzę. Gdy oglądam, jak Elon Musk niszczy nasz system edukacji i zdrowotny, to mam powody do obaw. Ale on miałby niebezpieczne wpływy geopolityczne niezależnie od tego, czy wysyłałby ludzi w kosmos, czy nie.

Jak oceniasz jego wkład w rozwój sektora kosmicznego?

SpaceX dokonało niesamowitych rzeczy. Doceniam też Starlinka, bo to jedyny sposób, by mieć stabilny internet w miejscu mojego zamieszkania. Bez tego moje dzieci nie uczęszczałby zdalnie do szkoły w czasie pandemii. Szanuję to. Ale nie chciałabym, aby miał tyle władzy, ani żeby prowadził ludzkość na podbój kosmosu. Nie jest najlepszą ludzką istotą.

Sam przedstawia siebie jako imperatora Marsa. Skoro mówimy o władzy w kosmosie – w Polsce mieliśmy ciekawy przypadek, w czasie kampanii wyborczej na prezydenta odkryto, że nasze prawo nie przewiduje, aby polski astronauta mógł zagłosować, będąc w kosmosie. Jak wybory działałyby w koloniach? Moglibyśmy mieć prezydenta z Marsa?

Wiele rzeczy rozgryzamy na bieżąco, dopiero gdy problem się pojawia. Na koloniach będzie podobnie. Nie możemy przewidzieć, czy ktoś z kolonistów postanowi kandydować nagle na prezydenta swojego kraju.

Najlepszy przegięty nagłówek, jaki widziałam odnośnie prawa kosmicznego, był z kanadyjskiej gazety: "Kanadyjczykom nie wolno już zabijać ludzi w kosmosie". A chodzi tylko, że prawo narodowe podąża za tobą w kosmos i odpowiadasz normalnie za swoje czyny jak na Ziemi. Na przykład na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej prawa krajów obowiązują w konkretnych modułach, np. rosyjskie w Rosyjskim i japońskie w Japońskim. 

Czytaj także:

A co z karaniem ludzi w kosmosie? 

Myśleliśmy o całym rozdziale temu poświęconym, ale ludzie muszą najpierw odkryć jak nie umrzeć, lecąc na inną planetę. Na kolonii więzień dalej marnowałby energię i tlen, aby utrzymywać go przy życiu, a jednocześnie nie dokładałby się do pracy. Do tego ktoś musi jeszcze nadzorować i opiekować się więźniem. Jednym z rozwiązań, jakie słyszeliśmy, była chłosta, ale do tego raczej nie chcemy wracać.

Słyszeliście o innych ciekawych pomysłach? 

Zawsze wspominam anegdotę z Antarktyki. Okazała się fałszem, ale za to szeroko rozpowszechnionym: o tym jak dwóch rosyjskich naukowców pokłóciło się nad szachami i jeden drugiego zabił czekanem. I na ich stacji zakazano gry w szachy.

Opisaliście wydarzenie w książce. Dla nas brzmi to jak stereotypowe, polskie "dowcipy o ruskich". Ludzie traktowali to na poważnie?

Znalazłam tę historię w kilku artykułach psychologicznych. Śledziłam to, ale nie znalazłam nikogo, kto mógł ją potwierdzić. Dotarłam w końcu do pracowników stacji polarnej Wostok i okazuje się, że dalej grają tam w szachy. Powiedzieli mi, że to fałsz i powielanie stereotypów o Rosjanach. No i jasne, bo czemu zakaz tej gry ma pomóc na cokolwiek.

To, co naprawdę się wydarzyło, to kłótnia dwóch facetów. Jeden drugiemu wchodził na głowę przez cały czas pobytu na stacji. Nagłówek w gazecie mówił, że ten pierwszy został dźgnięty za to, że koledze zdradził zakończenie książki. Ale tak naprawdę to był o ten jeden żart za dużo, bo męczył go cały sezon. Za to ciekawsze jest, co wydarzyło się później.

Dźgający natychmiast zrozumiał, że przegiął i sam się odizolował, póki go nie odesłali. Potem sobie wybaczyli nawzajem. Ludzie to skomplikowane istoty. I w kosmosie się to nie zmieni.

Czytaj także: