
Po bezprecedensowym ataku ukraińskich dronów na rosyjskie lotniskowce Władimir Putin grozi "odpowiedzią". Kreml znów gra kartą wojny nuklearnej, a jego przekaz chętnie wzmacniają głosy ze skrajnej prawicy.
"Prezydent Putin stwierdził wyraźnie, że będzie musiał odpowiedzieć na niedawny atak na lotniska" – zdradził po rozmowie z prezydentem Rosji Donald Trump.
Mowa oczywiście o bezprecedensowym ataku sił ukraińskich na rosyjskie lotniskowce, który odbył się w ostatnią niedzielę.
Misja z użyciem dronów miała zakończyć się zniszczeniem ponad 40 jednostek bojowych agresora, co ma stanowić 34 proc. rosyjskiej floty tego typu. Atak, który odbył się na dzień przed wznowieniem rozmów pokojowych w Stambule, sprowokował falę komentarzy dotyczących potencjalnej eskalacji konfliktu.
Jednak o wizji wykorzystania broni nuklearnej czy rozpętania trzeciej wojny światowej mówią w przede wszystkim urzędnicy Kremla i silnie związana z nimi amerykańska skrajna prawica.
To też nie pierwszy raz, kiedy podobne ostrzeżenia padają w kontekście inwazji na Ukrainę.
Bliżej, niż kiedykolwiek wcześniej
"Najważniejszą rzeczą, jaka dzieje się teraz na świecie, nie są cła ani BBB. To szybko eskalująca wojna między Ukrainą a Rosją" – napisał we wtorkowym wpisie na platformie X Charlie Kirk, prawicowy publicysta i założyciel Turning Point – organizacji promującej konserwatywną ideologię w szkołach i na kampusach.
"Większość ludzi nie zwraca uwagi, ale jesteśmy bliżej wojny nuklearnej niż kiedykolwiek od początku tego w 2022 r." – dodał.
Z jego diagnozą zgadza się Kiriłł Dmitriew – szef rosyjskiego państwowego funduszu majątkowego i pośrednik między Kremlem a Steve'em Witkoffem, który reprezentował stronę amerykańską w rozmowach pokojowych dotyczących konfliktu w Ukrainie.
"Tak uczciwe diagnozy są teraz ważniejsze niż kiedykolwiek" – pochwalił Dmitriev. "Jasna komunikacja jest pilnie potrzebna, aby zrozumieć rzeczywistość i rosnące ryzyko, zanim będzie za późno".
Do chóru przestrzegającego przed eskalacją dołączyli również Ron Paul – amerykański polityk związany z partią republikańską i publicysta oraz Tucker Carlson – dziennikarz znany z kontrowersyjnych, skrajnie prawicowych poglądów.
Ich przekaz jest jasny – konflikt na linii Rosja-Ukraina może bardzo szybko eskalować i potencjalnie przerodzić się w wojnę nuklearną albo w kolejną wojnę światową.
Choć te obawy są jak najbardziej uzasadnione – Rosja jest w końcu mocarstwem nuklearnym, a konflikt rozgrywa się o włos od państw członkowskich NATO – ich rolą nie jest tylko ostrzeganie i deeskalacja.
Grożenie użyciem broni nuklearnej albo wywołaniem trzeciej wojny światowej to skuteczne narzędzie w rękach rosyjskich propagandystów. Ich celem jest ograniczenie możliwości obronnych i zniechęcenie państw zachodnich do wsparcia Ukrainy.
A zachodni publicyści, szczególnie reprezentanci skrajnej prawicy, chętnie powtarzają ich hasła.
"Kiedy eskalujesz sytuacje, takie jak konflikt rosyjsko-ukraiński, zamieniają się one w wojny na wyniszczenie" – komentował Steve Bannon to amerykański doradca polityczny, dziennikarz i były główny strateg Białego Domu za prezydentury Donalda Trumpa. "Zmierzamy w stronę mrocznego miejsca. I to szybko".
Nie przekraczaj czerwonej linii
Zapewne rekordzistą w dziedzinie nuklearnych ostrzeżeń jest Dmitrij Medwiedew – były prezydent Rosji i członek Rady Bezpieczeństwa. W samym 2023 miał publicznie zapowiadać możliwość wykorzystania głowic jądrowych ponad 50 razy.
Ta propaganda coraz skuteczniej oddziałuje również na zachodnich liderów. Powtarzał ją zarówno Joe Biden, jak i Elon Musk. Były prezydent USA ostrzegał przed "ryzykiem nuklearnego Armagedonu" a właściciel Tesli przed eskalacją konfliktu w trzecią wojnę światową.
"To psychologiczna operacja PR-owa Kremla" – mówił cytowany przez agencję Reutersa Andreas Umland, analityk szwedzkiego Instytutu Spraw Wewnętrznych – "Ma na celu wystraszenie liderów i wyborców krajów popierających Ukrainę".
Zachodni publicyści wielokrotnie analizowali również rosyjskie "czerwone linie". To określenie pojawiło się po raz pierwszy w wypowiedziach samego Putina jeszcze przed rozpoczęciem pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. Do tej pory nazywano nimi ponad dwadzieścia różnego rodzaju działań, od przekazania Ukrainie śmigłowców typu MiG-29 aż po jej dołączenie do NATO.
Co istotne, większość z nich została przekroczona, za każdym razem zwiększając zdolności obronne Ukrainy.
"Moim zdaniem to kolejny blef i demonstracja słabości Putina" – pisał na X Anton Gerashchenko, były doradca w ukraińskim ministerstwie spraw wewnętrznych – "Nie odważy się użyć broni jądrowej, bo to uczyniłoby go kompletnym wyrzutkiem na arenie międzynarodowej".
