
Reporterzy Onetu i Radia Zet ustalili, że Jacek Kurski w czasie swojej kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego w 2024 roku znacznie przekroczył dopuszczalne limity finansowania. Omijał także ograniczenia poprzez swojego syna. Śledztwo w sprawie nielegalnego finansowania prowadzi prokuratura w Zamościu.
W 2024 roku Jacek Kurski, były prezes TVP, kandydował z ramienia Prawa i Sprawiedliwości do Parlamentu Europejskiego. Był "dwójką" w okręgu Mazowsze, po Adamie Bielanie. Nie zdobył mandatu. Jak się okazuje – mimo ogromnych pieniędzy wpompowanych w eurowybory, przekraczając prawne limity wpłat.
W 2024 roku taki limit wynosił one 63 630 złotych. Kurski miał natomiast przeznaczyć na swoją kampanię ponad 700 tys. zł. Prokuratura w Zamościu od 24 kwietnia br. zajmuje się śledztwem w tej sprawie.
Dziennikarze Onetu i Radia Zet dotarli do szczegółów postępowania i ujawniają rozmowy Kurskiego z blisko trzech godzin nagrań.
Rozmowy Kurskiego
Ustalono, że prokuratura posiada przynajmniej pięć plików nagrań rozmów Kurskiego ze współpracownikami na temat nielegalnego finansowania kampanii wyborczej do PE.
Prokuratura została zawiadomiona przez Daniela W., przedsiębiorcę i współpracownika wynajętego przez Jacka Kurskiego.
"W trakcie kampanii osobiście przekazałem Panu Jackowi Kurskiemu środki pieniężne w wysokości 20.000 zł i niepieniężne, szacowane w sumie na kwotę około 60.000 zł (poprzez finansowanie różnych wydatków), z pominięciem oficjalnych procedur i rachunków komitetu wyborczego" – napisał W. w zawiadomieniu.
Onet podaje, że w rozmowie ze współpracownikami, Danielem W. i Pawłem Gajewski, Jacek Kurski wprost pytał ich jak obejść limity i czy da radę zrobić to gotówką.
"Najlepiej to robić oficjalnie wpłaty na komitet, poprzez ludzi innych. Nie wiem, czy masz takich ludzi, którzy mogli wpłacić, żeby się nie wyświetlać" – tłumaczył Gajewski.
"Coś tam na pewno się znajdzie…" – dodał Daniel W.
"Bo są limity. Te limity są bardzo wysokie i jedna osoba może płacić. Najlepiej to robić artis (lege artis, czyli zgodni z prawem – red.). Bo wtedy jest wszystko czyste i nie ma wtedy żadnego problemu. Bo za gotówkę nie ma jak się później rozliczać. Faktury są już wystawione. Jak? Najlepiej tak to zrobić. Tak to powinno wyglądać" – wyjaśnia Gajewski.
"Wczoraj już paru moich kolegów wysłało. To łatwe" – mówi Daniel W.
Z rozmów wynika również, że Kurskiemu cały czas brakowało pieniędzy. Zapytamy przez Daniela W. czy potrzebuje "dodatkowej kasy, a jeśli tak, to jakiej" odpowiadał: "każdą, każdą, każdą".
Skarżył się też, że z wpłat na jego kampanię władze PiS "ukradły mu 100 tys. zł". Była to kwota, którą startujący w wyborach wpłacali na konto partii. Widnieją w rejestrach finansowych.
"Oszuści, k***a, zaj***li nam stówę z mojej kampanii" – skarżył się Kurski.
Kurski skorzystał z pomocy także swojego syna Zdzisława. Poprosił go o wpłatę 100 tys. zł z pieniędzy na spłatę domu. Przesłał mu je najpierw jako darowiznę, a potem polecił synowi wpłacić je na kampanię wyborczą.
"Nie, nie będzie żadnej afery. Tak jak nie było w 2014 r., kiedy też wsparłeś moją kampanię... Pojechałeś do Szwecji, obrobiłeś 2 tys. hektarów i zarobiłeś. 30 tys. zł, czy 40…" – uspokajał go prezes TVP.
Nagrania można odsłuchać na stronie Onetu.
Pieniądze były wykorzystywane m.in. na tabloid "Express Mazowsza" i piknik wyborczy w Wyszkowie gdzie wystąpił Bayer Full i Zenek Martyniuk.
Zobacz także
Reakcja Kurskiego
Dziennikarze Onetu i Radia Zet zwrócili się do byłego prezesa TVP z prośbą, o odniesienie się do ustaleń oraz śledztwa.
Kurski zaprzeczył, by miał świadomość postępowania śledczego i uznał to za akt zemsty i "odreagowanej przegranej przez Tuska kampanii prezydenckiej".
Były prezes TVP utrzymuje, że jego kampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego była poprawnie rozliczona.
Źródło: Onet.pl
