Emil Stępień ogłasza właśnie powrót do branży filmowej.
Emil Stępień ogłasza właśnie powrót do branży filmowej. Sylwester Kluszczyński / naTemat

W tle opowieści o wielkich premierach i czerwonych dywanach kryje się historia dziesiątek inwestorów, którzy mieli zainwestować w polskie kino, a stracili fortuny. Tomasz Piec, prezes funduszu Promoney, który reprezentuje poszkodowanych inwestorów, ujawnia nam kulisy działań Emila Stępnia i Doroty Rabczewskiej – od fałszywych raportów po miliony złotych wypłacane z kont spółek na prywatne przyjemności.

REKLAMA

Raporty do inwestorów z nieistniejących produkcji; Ukryta spółka na Malcie pod wodzą kobiety poszukiwanej przez prokuraturę; Zaginione pieniądze z rosyjskiej dystrybucji i wystawne wesele w Hiszpanii – to nie sceny z najnowszego polskiego filmu akcji, ale tylko kilka z serii nadużyć, o które oskarżani są Emil Stępień i jego była żona – Dorota Rabczewska, znana szerzej jako Doda

Ich wspólna firma zajmująca się produkcją filmową w ostatnich latach znalazła się w centrum kontrowersji, a zarówno Emil Stępień, jak i Dorota Rabczewska byli w tym czasie zatrzymani przez prokuraturę. 

Stępień usłyszał od prokuratury w sumie 195 zarzutów, głównie o działanie na szkodę inwestorów. Prokuratura zarzuca mu wyrządzenie szkody na ponad 36 mln zł. Rabczewska usłyszała natomiast tylko jeden zarzut – pomocy w udaremnieniu zaspokojenia wierzycieli. Żadne z nich nie przyznaje się do winy.

Tymczasem Stępień ogłosza właśnie... swój powrót do branży filmowej z nową firmą.

"Wierzę, że spółka REEL ENTERTEINMENT wsławi się na rynku filmowym oraz na rynku wydawniczym" – napisał w poście na Instagramie

O szczegółach sprawy Stępnia, Dody i Ent One Investmensts rozmawiamy z Tomaszem Piecem – prezesem Śląskiego Funduszu Inwestycyjnego Promoney, który reprezentuje inwestorów, którzy stracili na produkowanych przez nich filmach.

Pieniądze na Pitbulla

Wiktor Knowski: Kiedy poznał pan Emila Stępnia?

Tomasz Piec: W 2012 roku, kiedy wprowadzałem swoją spółkę zajmującą się nieruchomościami na rynek obrotu alternatywnego Giełdy Papierów Wartościowych. Emil Stępień był wtedy dyrektorem działu New Connect na Giełdzie. Bardzo dobrze nam się wtedy współpracowało. Miałem o nim bardzo dobre zdanie.

W pewnym momencie zaczęliśmy otrzymywać od niego propozycje inwestowania w produkcje filmowe. Przekonywał, że to bardzo dobre inwestycje, przynoszące wysokie zyski. Mówił, że może nas skontaktować z Patrykiem Vegą. Takich prób zainteresowania nas tymi inwestycjami było kilka i wiem, że także inne podmioty notowane na giełdzie były w ten sposób zachęcane. Nie zdecydowaliśmy się. Ale niektórzy emitenci zainwestowali. Sytuacja była trochę dwuznaczna, bo nie wiedzieliśmy, czy brak inwestycji w te produkcje nie spowoduje utrudnień dla naszej spółki. 

Skąd pomysł, że jeśli nie zainwestujecie w filmy, może się to spotkać z konsekwencjami dla waszej firmy? 

Tak to odbieraliśmy, ponieważ zachęty do inwestowania były częste i dość natarczywe. Tak bym to nazwał. My jednak stwierdziliśmy, że zajmujemy się naszym podstawowym biznesem, czyli nieruchomościami, i nie będziemy inwestować w te filmy. Odmówiliśmy i kontakt się urwał. Natomiast któryś z inwestorów giełdowych, albo kilku, nagłośniło te natarczywe propozycje w prasie i wybuchła afera na giełdzie. 

Pan Emil Stępień oraz ówczesny prezes Giełdy Papierów Wartościowych, Ludwik Sobolewski musieli pożegnać się z giełdą. Zostało to uznane za dwuznaczne pod względem etycznym – takie nakłanianie spółek notowanych na giełdzie do inwestycji w konkretny projekt filmowy. Dwuznaczność wzmacniał fakt, że ówczesna partnerka prezesa Sobolewskiego grała główną rolę w jednym z tych filmów – to była komedia "Last minute".

Czytaj także:

Inwestycje w jakie filmy proponował pan Stępień?

Chodziło wtedy o filmy z serii Pitbull.

Jakiś czas później, nawiązałem współpracę z dużą firmą farmaceutyczną ze Śląska. Przypadkiem okazało się, że właściciel tej spółki zainwestował w te produkcje filmowe. Podobnie jak kilku jego znajomych.

To był rok 2017.  Okazało się, że ci, którzy zainwestowali, mają teraz problem. Nie mogą uzyskać od spółki Ent One Investments – tak nazywała się firma produkująca filmy, na czele której stał pan Stępień – wiarygodnych informacji o tym, ile zarabiają poszczególne filmy na które wyłożyli pieniądze. 

Ten inwestor z branży medycznej, z którym współpracowałem, zaczął podejrzewać, że rozliczenia finansowe, m.in. z dwóch pierwszych części Pitbula, które wtedy już były wyprodukowane – nie są poprawne.

Co to znaczy?

Podejrzewał, że należne mu zyski nie były w całości wypłacane. Ten właściciel poprosił mnie i spółkę, którą reprezentuję, czyli Śląski Fundusz Inwestycyjny Promoney, żebyśmy – skoro już Emila Stępnia znałem – skontaktowali się z nim. Spróbowali dotrzeć do dokumentacji i ustalili, jaka jest prawda. Czy  zyski są prawidłowo wypłacane? Zadzwoniłem do pana Stępnia, miałem jeszcze jego numer telefonu z czasów znajomości z giełdy, i poprosiłem o spotkanie.

Jednak po moich prośbach o wgląd do dokumentacji finansowej i rozliczeń tych filmów – miałem pełnomocnictwa – zaczęły się problemy. 

Jakie?

Najpierw okazało się, że musimy podpisać umowę o zachowaniu poufności z ogromnymi karami za ujawnienie jakichkolwiek danych. Później Stepień odsyłał nas do kancelarii prawnych i ostatecznie nie udało nam się uzyskać żadnych informacji ani dokumentów o zarobkach dwóch pierwszych Pitbulli.

Na tym etapie zdecydowaliśmy się wytoczyć pozwy o zapłatę. Wytoczyliśmy procesy cywilne i jednocześnie, będąc przekonani o nieuczciwych rozliczeniach, złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury. To był rok 2018.

Niewypłacone zyski

Jak duże pieniądze zainwestowała ta firma medyczna, która poprosiła pana o interwencję?

W pierwszego Pitbulla zainwestowała niecałe 300 000 złotych. W drugiego już około 500 000 złotych, a w trzeciego 900 000 złotych. Inwestowali coraz więcej, ponieważ na początku inwestycja w te filmy były opłacalna.

Spółka wypłaciła za pierwszego Pitbulla, o ile dobrze pamiętam, około 20 proc. zysku. A za drugiego, który jak się później okazało, przyniósł ogromne zyski na poziomie 500 proc., spółka medyczna dostała około 80 proc. zysku, a miała dostać 70 proc.

W ostatniego Pitbulla zainwestowała więc 900 000 złotych. Ale tu pojawił się właśnie problem. A kiedy zaczęła domagać się rozliczenia, pan Stępień przysłał pismo, że film przyniósł straty i w związku z tym nie odda nawet całego wpłaconego kapitału. Dopiero po wielu rozmowach, naciskach i wezwaniach do zapłaty, Stępień oddał kapitał – ale też niecały, bo brakowało 10 000 złotych

Wytoczyliśmy proces o ten niewypłacony kapitał z ostatniego Pitbulla i dwa oddzielne procesy o zyski,  dokładnych kwot jeszcze nie znaliśmy. Ale oszacowaliśmy, że niewypłacone zyski z tych dwóch pierwszych Pitbulli to około 300 000 złotych.

Dla tej jednej spółki medycznej?

Tak. 

Ostatecznie o taką kwotę wytoczyliśmy dwa procesy sądowe. 

Ale później okazało się, że kwoty niewypłaconych zysków z tych dwóch filmów to było około 2,5 miliona złotych. Takiego rzędu były nieprawidłowości w wypłacaniu zysków z tych filmów.

Wtedy pojawiły się pierwsze doniesienia prasowe na ten temat.

O czym?

Na przykład o tym, że Stępień zebrał pieniądze na produkcję film o dywizjnie 303, którego wcale nie produkował. A inwestorom mówił, że tak – dostawali raporty o postępach w produkcji filmu. A potem ze sprzedaży biletów. 

W ten sposób zaczęły się też do nas zgłaszać osoby, które także czuły się pokrzywdzone w trakcie tych inwestycji. W końcu zawiązała się grupa poszkodowanych inwestorów, którzy prosili o działanie w ich imieniu. Okazało się, że wpłacali także inne filmy, które już nawet nie tyle że były źle rozliczane – te filmy w ogóle nie powstawały.

Okazało się, że część poszkodowanych złożyła już wcześniej zawiadomienia do prokuratury. 

Czytaj także:

A Emil Stępień? Jak to tłumaczył?

Potrafił tłumaczyć w prokuraturze, że film to jest inwestycja, ryzyko inwestycyjne, że nie zawsze są zyski.  Postępowania były do pewnego momentu umarzane, włącznie z naszym. 

Złożyliśmy zażalenie na to umorzenie i sąd nakazał prokuraturze dalsze prowadzenie postępowania. W 2019 roku, udało nam się uzyskać pierwszy prawomocny wyrok na tę najmniejszą kwotę, ponieważ pan Stępień chyba uznał, że te 10 000 niewypłaconego kapitału za ostatni film to kwota na tyle mała, że nie warto się angażować w sprawę sądową. Nie odwołał się od nakazu zapłaty i na tej podstawie udało nam się uruchomić egzekucję. 

Pojechałem specjalnie do komornika, z którym udaliśmy się do biura rachunkowego. Udało nam się ustalić, kto prowadzi rachunkowość spółki Stępnia. Na tej podstawie dotarliśmy do bulwersujących dokumentów, z których wynikało, że pół roku wcześniej spółka została sprzedana osobie ściganej przez różne prokuratury w kraju za przestępstwa finansowe. 

W roku 2019 udało nam się te informacje nagłośnić –  że spółka, która zebrała mnóstwo pieniędzy od inwestorów, nie jest już własnością pana Emila Stępnia i pani Doroty Rabczewskiej (która w międzyczasie została współwłaścicielką i weszła do zarządu spółki).

Oboje w tajemnicy sprzedali tamtą spółkę kobiecie, która mieszkała na Malcie i była w Polsce poszukiwana przez dwie albo trzy prokuratury pod zarzutem różnych przestępstw finansowych. Te zmiany nie zostały przekazane inwestorom ani zgłoszone do Krajowego Rejestru Sądowego, więc nikt o nich nie wiedział. 

Czego się jeszcze dowiedzieliście? 

Wszystkie środki zostały przelane do spółki założonej na Malcie, której właścicielami byli pan Stępień i pani Rabczewska. Oboje byli dyrektorami, bo tak się tam nazywa uczestnictwo w zarządzie, czyli byli uprawnieni do reprezentowania tej maltańskiej spółki. Wszystkie umowy związane z produkcją kolejnego filmu czyli Dziewczyn z Dubaju, zawierała już spółka maltańska, nie informując o tym nikogo z inwestorów, którzy wpłacali pieniądze na polską spółkę.

Ta osoba weszła do zarządu firmy pana Stępnia, ale te zmiany nie zostały zgłoszone w KRS-ie i żaden z inwestorów nie został o nich poinformowany. A tych inwestorów, którzy wpłacili pieniądze do tej spółki, było na tym etapie przeszło 100.

Co więcej, pan Stępień nadal zbierał pieniądze od inwestorów, nie będąc już właścicielem tej spółki. Mówił im, że miał powstać film o Janie Pawle II.

Listonosz, który wygrał na loterii

Kim są ci inwestorzy filmów Stępnia i Dody?

To są i osoby prywatne i podmioty gospodarcze. Każdy z wpłacił duże kwoty. Inwestycje zaczynały się od 10-20 tys. złotych. To najmniejsze wpłaty. Jest mnóstwo wpłat po 100 czy 200 tys., po pół miliona, po milionie. 

Największa została wpłacona przez pana z okolic Wałbrzycha, który wpłacił łącznie na trzy filmy 5,5 mln złotych. To była osoba starsza, około 70 lat – emeryt, który wcześniej pracował jako listonosz. 

To skąd miał tyle pieniędzy?

Grał w totolotka i udało mu się wygrać kilkanaście milionów złotych. Sytuacja była o tyle kontrowersyjna, że to opiekun w banku, do którego wpłynęła ta kwota z wygranej, zaproponował mu inwestycje nie w lokaty, nie w obligacje, czyli jakieś bezpieczne inwestycje, tylko właśnie w produkcje filmowe i skojarzył go z panem Emilem Stępniem. 

W pierwszym momencie nie chciał nam wierzyć, że te pieniądze są zagrożone, że może się okazać, że będzie problem z ich odzyskaniem, że dwa z tych filmów w ogóle nie powstają. Dalej dostawał informacje od Stępnia, że wszystkie już są produkowane.

Po naszych kolejnych spotkaniach i nowych doniesieniach prasowych stracił jednak zaufanie do Stępnia, który początkowo jeszcze tłumaczył mu, że są opóźnienia, że ma się nie martwić, że odzyska te pieniądze. Ostatecznie przestał odbierać telefony, przestał odpisywać na SMS-y. Nawet zaczął mówić, że nie życzy sobie kontaktów z jego strony, że ten pan go obraża w ten sposób, że się domaga zwrotu swoich pieniędzy. 

Za namową tego pana zainwestowała też jego córka. To było chyba koło 200 tys. złotych. Ona też zwróciła się do mnie z prośbą żebym pomagał w odzyskaniu tych pieniędzy. 

W momencie kiedy już wiedział, że będzie duży problem z odzyskaniem jakichkolwiek pieniędzy, nawet wpłaconego kapitału, bardzo podupadł na zdrowiu i ostatecznie zmarł – dwa lata temu.

A czy udało się odzyskać te pieniądze? 

Nie. Od kiedy zaczęły się pozwy żaden z inwestorów nie odzyskał swoich pieniędzy. Jedynie ta wspomniana spółka medyczna, którą reprezentowałem, odzyskała swój kapitał i 200 tys. zł zysków z należnych jej 2,5 mln. Żaden inny z inwestorów, według mojej wiedzy, nie odzyskał nawet złotówki.

A co się stało z zyskami z Dziewczyn z Dubaju? Dlaczego nie zostały rozdysponowane na poszdkowanych? Przezcież film odniósł spory sukces.

Bo między dwoma spółkami należącymi do Emila Stępnia – z siedzibą w Polsce i na Malcie – została podpisana umowa koprodukcji, z której wynikało, że będą one razem produkowały dwa filmy, czyli Grom i Dziewczyny z Dubaju

Ten Grom nawet nie zaczął powstawać. Dziewczyny z Dubaju zaczęła produkować spółka maltańska. Na podstawie umowy koprodukcji spółka polska przelała kilkanaście milionów złotych do spółki maltańskiej.

Jednak ta deklarowała, że nie posiada środków na produkcję i nie opłaciłą nawet kapitału zakładowego, który był śmiesznie niski i wynosił jakieś 5 tys. euro. W efekcie, do sfinansowania Dziewczyn z Dubaju wykorzystano środki polskiej spółki, które ostatecznie okazały się niewystarczające. Kiedy po ukończeniu filmu pojawiły się roszczenia ze strony aktorów i współpracowników dotyczące wypłaty pozostałej części wynagrodzeń, spółka maltańska już nie miała tych pieniędzy. 

To  gdzie one się podziały?

Jak się niedawno okazało, zainwestowała na przykład w zakup nieruchomości za 3 mln zł we Wrocławiu, które były wynajmowane sieci sklepów Żabka. 

Zabrakło jednak na dokończenie produkcji. Ostatecznie dystrybutor tego filmu, czyli Kino Świat, podpisał porozumienie ze spółką maltańską, że dopłaci resztę kosztów, a w zamian za to w pierwszej kolejności odbierze pieniądze już z wpływów z tego filmu. To dlatego film Dziewczyny z Dubaju w ogóle powstał. 

Zabezpieczenie sądowe nakazywało dystrybutorowi filmu, czyli spółce Kino Świat wpłacanie wszystkich wpływów do masy upadłościowej spółki polskiej, nie do maltańskiej. W związku z tym syndykowi udało się zabezpieczyć kwotę około 9 milionów złotych. To jest część wpływów z dystrybucji w Polsce.

Kino Świat poinformowało, że nie zajmuje się dystrybucją zagraniczną a w aktach nie było informacji komu spółka polska ją zleciła. 

I tu mamy problem, bo według naszych szacunków film za granicą odniósł ogromny sukces. Nawet między 5 a 10 milionów złotych. Szczególnie w Rosji, gdzie był pokazywany jako jeden z nielicznych filmów, ponieważ większość producentów z Unii Europejskiej ze względu na konflikt z Ukrainą nie wypuszczała tam filmów. 

Dziewczyny z Dubaju poszły do dystrybucji w Rosji, w Niemczech, w Wielkiej Brytanii. Był wyświetlany nawet w Stanach i ani złotówka nie została zabezpieczona przez syndyka, ani przez prokuraturę, ponieważ do teraz nie wiadomo gdzie są te pieniądze. 

Czytaj także:

A co z zyskami z filmu w kraju? 

No tutaj też prokuratura ustala, co się działo z tymi środkami. W międzyczasie doszło do tego, że pan Stępień i pani Rabczewska zawarli związek małżeński. No i jak się później okazało z analizy ich rachunków bankowych, do których dotarliśmy, de facto wszystkie koszty życia, były pokrywane z pieniędzy spółki, czyli pieniędzy inwestora. 

To znaczy?

Na przykład na faktury jako rekwizyty do filmów były kupowane kosztowności, które następnie pan Stępień przekazywał pani Rabczewskiej. Syndykowi udało się odzyskać złoty zegarek, który został już zlicytowany za 160 tys. złotych.

Mamy faktury zakupów na spółkę złotych kolczyków. Wynajęto też helikopter, rzekomo na potrzeby filmów, jednak reżyser i osoby związane z produkcją zeznały później w prokuraturze, że nawet nie wiedziały o jego dostępności.

Z tego, co słyszałem, pan Stępień i pani Rabczewska podróżowali tym helikopterem prywatnie, na przykład na zakupy do Mediolanu. Wiele kosztów spółki było wykorzystywanych przez małżeństwo Stępnia i Rabczewskiej, którzy prowadzili wystawny tryb życia, mimo że, jak ustaliła prokuratura, ich dochody na to nie pozwalały. 

Co jeszcze? 

Według prokuratury, ze środków inwestorów zakupiono między innymi apartament w Warszawie, w którym do dziś mieszka pani Rabczewska. Zanim pojawiły się problemy, zdążyła ona podarować ten apartament swojej matce. Prokuratura zabezpieczyła go na rzecz inwestorów. Zabezpieczono także prywatny majątek pana Stępnia, który nie był zbyt duży. 

Prokuratura nadal ustala, gdzie trafiły pieniądze z poprzednich filmów z serii Pitbull oraz z wpłat na niezrealizowane projekty. Według mojej wiedzy, w tej chwili mamy ponad stu pokrzywdzonych inwestorów na różne kwoty, a łączna kwota zgłoszona syndykowi masy upadłości wynosi około 150 milionów złotych wpłat i nierozliczonych zysków.

Prokuratura postawiła dotychczas zarzuty na kwotę niecałych 40 milionów, ale postępowanie trwa i prawdopodobnie zostaną postawione kolejne zarzuty na dalsze kwoty.

Żabki za miliony

Czy po Dziewczynach z Dubaju Emil Stępień próbował zebrać pieniądze na inną produkcję?

Nie. Krótko po premierze Dziewczyn z Dubaju pan Stępień został zatrzymany przez prokuraturę w związku z postępowaniem w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Zatrzymano wtedy również panią Rabczewską. Oboje wpłacili poręczenia majątkowe.

Z kolei pani Rabczewska została zatrzymana na krótko, ale złożyła obszerne zeznania. Pan Stępień był zatrzymany dłużej, ale po wpłaceniu zabezpieczenia majątkowego prokuratura prawdopodobnie nie wnioskowała o jego areszt.

Ciekawostką jest, że częścią tych poręczeń majątkowych były hipoteki na nieruchomościach spółki z Wrocławia, która wtedy wydawała się nie mieć żadnego związku z panem Emilem Stępniem. Spółka ta zgodziła się na wpisanie hipotek na swoich nieruchomościach na kwotę 4 milionów złotych. 

Próbowaliśmy zbadać powiązania tej spółki z panem Stępniem, ale z dostępnych rejestrów i informacji wynikało, że jest to całkowicie niezależny podmiot. Teraz wiemy, że była to dalsza rodzina pana Stępnia – żona jego zmarłego brata ciotecznego. Z kolei maltańska spółka kierowana przez Stępnia i Rabczewską przekazała jej łącznie 3 miliony złotych na zakup nieruchomości. Tak spółka stała się właścicielem dwóch obiektów wynajmowanych sieci sklepów Żabka, z czego uzyskuje przyzwoite dochody z czynszów. Okazało się, że tymi wpływami osobiście zarządza pan Emil Stępień.

Dlaczego to tak długo się nie wydało?

Stępień działał w ten sposób, że kto domagał się rozliczeń, dostawał do podpisania umowę o zachowaniu poufności z karą miliona złotych. Więc 90 proc. ludzi się na tym etapie wycofywało i nie chciało przeglądać ksiąg, bo widzieli tę karę umowną, która nie była do końca sprecyzowana. Pójście do sądu też wiązało się z ujawnieniem informacji.

To była praktyka mająca na celu zniechęcenie ludzi do wglądu w dokumentację lub zmuszenie ich do odstąpienia od żądań. Czyli: nie płacimy i nic z tym nie zrobicie, bo jak zlecicie komuś dochodzenie należności, to ujawnicie informacje o umowie i naliczymy wam karę. 

Natomiast brak kontaktu między inwestorami powodował, że można było zbierać kwoty wyższe niż budżet. Mam kontakt z kilkoma inwestorami, którzy dostawali telefony od pana Stępnia, że ktoś zrezygnował i jak się dzisiaj zdecydują, to mogą wpłacić 100 tys. złotych na film z zamkniętym budżetem.

Takich telefonów było kilkanaście do różnych inwestorów, a kilku wpłacało dodatkowe pieniądze. Nawet po zebraniu podwójnego budżetu, gdy informował, że budżet jest zamknięty, dzwonił do inwestorów i mówił, że ktoś zrezygnował i mogą jeszcze wpłacić. 

Czytaj także:

Kolejną nieprawidłowością było to, że inwestorzy wpłacali na dany film (np. na drugiego Pitbulla, który zarobił ogromne pieniądze), a po premierze dostawali informację, że ich wpłata była poza budżetem, bo wcześniej budżet był zamknięty, i mogli dostać zwrot pieniędzy lub przesunąć je na kolejny film.

W ten sposób część ludzi rezygnowała z zysków z filmu, na który wpłacili. Bo jeśli wpłaciło trzy razy więcej inwestorów niż planowano, to nie było zysków dla wszystkich. 

Jaka jest głowna rola Dody w tej sprawie? Była też członkinią zarządu w Ent One. 

Pani Rabczewska została współwłaścicielką tej polskiej spółki. W miarę szybko weszła również do jej zarządu. Jak później twierdziła, miała zajmować się jedynie stroną artystyczną. Zagrała jedną z głównych ról w filmie Pitbull. Ostatni pies. Następnie utrzymywała, że nie wiedziała o żadnych nieprawidłowościach.

Jednak zdecydowała się sprzedać swoje udziały w tej, jak się wydawało, bardzo zyskownej polskiej spółce za symboliczną kwotę, po wartości nominalnej udziałów (chyba kilka tysięcy złotych), osobie poszukiwanej przez prokuraturę, która prowadziła spółkę maltańską. 

W tym samym czasie weszła jako współudziałowiec i współwłaściciel do spółki maltańskiej, gdzie udziały były podzielone pół na pół z panem Stępniem. Została tam osobą zarządzającą, dyrektorem. 

Ostatnio okazało się, że istnieją nagrania rozmów z początku 2021 roku, w których państwo Stępień i Rabczewska rozmawiają o zakupie kilku lokali Żabka.

Pan Stępień tłumaczy pani Rabczewskiej, że spółkę trzeba było kupić od kogoś (tzw. słupa – w tym przypadku dalszej rodziny), a pieniądze przekazywał przez podstawione osoby, aby nikt nie powiązał tej spółki z nimi. 

W tym samym czasie w mediach pojawiały się informacje o rozstaniu pary i o znęcaniu się pana Stępnia nad panią Rabczewską podczas produkcji Dziewczyn z Dubaju. Jednak na początku kolejnego roku pojawiły się nagrania, z których wynika, że pani Rabczewska doskonale wiedziała o transferowaniu pieniędzy przez podstawione osoby i o zakupie sklepów Żabka za te środki. Zeznając w prokuraturze pod koniec 2021 roku, nadal twierdziła jednak, że nie miała nic wspólnego z tymi inwestycjami. 

Ale to on prowadził rozmowy z inwestorami?

To prawda, że większość rozmów z inwestorami prowadził pan Stępień, ale wielu z nich wspominało, że pani Rabczewska również uczestniczyła w spotkaniach, podczas których zachęcała do inwestycji, uwiarygodniając ten biznes swoją osobą.

Na przykład pan, który wpłacił część swojej wygranej na loterii, jak i jego córka, zostali zaproszeni na koncert pani Rabczewskiej, mieli możliwość wejścia za kulisy i zrobienia sobie z nią zdjęć. Pani Rabczewska pojechała nawet z panem Stępniem do jednego z inwestorów na Pomorze i tam nocowała. Podczas tego półformalnego spotkania pan Stępień zachęcał do inwestycji, w wyniku czego inwestor wpłacił 1,5 miliona złotych. 

Moim zdaniem zdawała sobie sprawę, że polska spółka nie ma pieniędzy na zwrot inwestorom i jest bezwartościowa, dlatego jej udziały zostały odsprzedane za symboliczną kwotę osobie. 

Jednak prokuratura inaczej traktuje rolę Emila Stępnia i Doroty Rabczewskiej. Przy tak dużej kwocie był zagrożoy karą do 10 lat pozbawienia wolności. Pan Stępień był tymczasowo aresztowany, a następnie zwolniony po wpłaceniu kaucji, czyli tak zwanego poręczenia majątkowego. W przypadku Rabczewskiej nie zastosowano takich środków. 

Sprawa jest rozwojowa, ponieważ zarzuty postawiono przy innej wiedzy prokuratury, przed ujawnieniem wspomnianych rozmów i przed ustaleniem, że apartament matki Rabczewskiej został kupiony za pieniądze inwestorów oraz że Rabczewska wiedziała o przepływie pieniędzy na zakup Żabek. Nie zdziwiłbym się, gdyby usłyszała kolejne zarzuty.

Prokuratura ustaliła, że pani Rabczewska i pan Stępień nie mieli własnych środków na zakup apartamentu, który ostatecznie trafił do matki pani Rabczewskiej. Został on najpierw kupiony wspólnie przez panią Rabczewską i pana Stępnia, a następnie w krótkim czasie pan Stępień podarował swoją połowę pani Rabczewskiej, która zaraz potem podarowała całe mieszkanie swojej matce. Zabezpieczono również kolejne nieruchomości we Wrocławiu. 

Prokuratura weszła do ich mieszkania w 2021 roku. Było to w czasie, gdy w mediach ogłosili, że nie mieszkają razem i będą się rozwodzić z powodu konfliktu. Prokuratura zabezpieczyła w sypialni, z której korzystała wcześniej pani Rabczewska, 1,5 miliona złotych w gotówce.

Pani Rabczewska oświadczyła, że to są jej oszczędności życia, których nie obawiała się trzymać w mieszkaniu pana Stępnia, w niezamkniętej sypialni, ufając mu na tyle, że nie wejdzie i nie weźmie tych pieniędzy, pomimo konfliktu i rzekomego znęcania się. Prokuratura uznała to za niewiarygodne i zabezpieczyła te pieniądze na poczet rozliczeń inwestorów. 

Hollywood tak działa

Czy Doda mogła nie wiedzieć o działaniach Emila Stępnia?

Nie wydaje mi się. Jeździła na te spotkania, była w zarządzie polskiej spółki. Spotkałem się z nią, gdy afera się nasiliła. To było na etapie, kiedy oficjalnie informowała o rozstaniu ze Stępniem i rozwodzie. Próbowała mi tłumaczyć, że jest pokrzywdzona, że Stępień miał kochanki, zdradzał ją, znęcał się nad nią. 

Ale na jednym ze spotkań zadeklarowała współpracę z syndykiem (była wtedy jeszcze dyrektorem w maltańskiej spółce i mogła pomóc w odzyskaniu pieniędzy), po czym po kilku dniach przysłała informację, że jednak nie będzie współpracować. To też świadczy o braku dobrej woli z jej strony w celu naprawienia szkód inwestorów. A niestety, te inwestycje spowodowały ogromne tragedie wielu z nich. 

Znam inwestora ze Śląska, który wpłacał wszystkie swoje oszczędności, najpierw podpisując umowy, a potem dostając maile: "Zwolniło się 100 tys. na taki film, jak chcesz, to szybko zapłać". 

Zainwestował nawet środki na edukację swoich dzieci, planujących dla nich studia zagraniczne. Łącznie wpłacił na różne filmy między milion a dwa miliony złotych, po czym pan Stępień przestał odbierać od niego telefony. Ten człowiek naprawdę się załamał.

Patrząc nawet na zdjęcia Emila Stępnia z czasów Giełdy Papierów Wartościowych i z teraz, widzimy jak bardzo się zmienił.

Tak. Ja pana Emila po tej przemianie widziałem tylko parę razy przy okazji tych dużych postępowań. Myślę, że to było wynikiem pewnej światowości. On chyba w pewnym momencie zaczął obracać się w takim wielkim świecie i chyba się tym zachłysnął.

Jak go poznałem to był skromny człowiek z dużą wiedzą o Giełdzie Papierów Wartościowych, ale skromny, nawet nieśmiały. Ledwo go poznałem po tych latach, bo wizualnie też się zmienił. Był takim menadżerem finansowym, skromnym i moim zdaniem na tym etapie uczciwym. 

Natomiast po kilku latach, kiedy spotkałem go ponownie, mając zlecenie wydobycia od niego informacji finansowych, to była całkiem inna osoba. Ta przemiana była spowodowana tym, że zachłysnął się wielkim światem, show biznesem.

To było na etapie, kiedy był w związku z panią Rabczewską, co otwierało mu wiele drzwi. Podobno pojawiały się narkotyki i imprezy. Współpraca z panem Patrykiem Vegą i wejście w kontakt z panią Rabczewską spowodowało, że stał się całkowicie innym człowiekiem. 

Był urzędnikiem i nagle znalazł się w otoczeniu gwiazd, premier filmowych... Presja sukcesu źle wpływa na taką osobę. Ciągle się czegoś oczekuje, żeby pojawił się na scenie, żeby widzieli jego nazwisko jako producenta filmowego, żeby napisali o nim w gazecie.

Cała sprawa pokazuje również specyficzny klimat środowiska filmowego. 

Pewnie liczyli, że sprawa nie wyjdzie na jaw, bo mogłoby to uderzyć w całą branżę, która opiera się na prywatnych inwestorach. Nikt nie chciał nagłośnienia, bo trudniej zbierać kapitał. W końcu nawet pan Patryk Vega miał problemy po rozstaniu ze Stępniem. 

Ale to nie zmienia faktu, że inwestowanie w produkcję filmową jest dobrym kierunkiem, bo Pitbulle i inne filmy tej spółki przyniosły zysk. Najmniejszy zysk to 50-80 proc., a liczyli, że sprawa nie wyjdzie na jawzdarzały się 500-600 proc.

To nie są niezyskowne inwestycje. Oczywiście jest ryzyko straty, ale w jego przypadku każdy film przynosił zyski, które nie były prawidłowo rozliczane. Można zaryzykować stwierdzenie, że to błękitny ocean dla rzetelnych producentów. Inwestorzy akceptują ryzyko, jeśli wiedzą o rzetelnym rozliczeniu i braku sztucznego pompowania budżetu. 

Czytaj także:

Hollywood tak działa bez dotacji państwowych. Mechanizm jest podobny, tylko skala inna.  

Jednak dla niektórych inwestorów 100 czy 200 tysięcy to nie jest duża kwota, a atrakcją jest możliwość pojawienia się na planie, poznania aktorów, pójścia na premierę, a czasem logo firmy w napisach.

Byłem na paru premierach i widziałem tę otoczkę. To atrakcja, dzięki której panu Stępniowi udawało się pozyskiwać inwestorów. Kalkulowali, że nawet jeśli nie zarobią, to mają tę otoczkę. Gdyby inwestor wiedział, że nawet przy stracie ma tę "rekompensatę" w postaci uczestnictwa w produkcji, to by to zaakceptował. Ale w tym przypadku tego nie było. Tajemne przepływy, brak wiedzy o zyskach, raporty bez pokrycia. 

*** Dorota Rabczewska w odpowiedzi na przesłane przeze mnie pytania o jej zaangażowanie w działania Ent One Investments napisała: "Ja niestety nie jestem w stanie panu odpowiedzieć na te zagadnienia, gdyż zajmowałam się stroną kreatywną i artystyczną. Żadnych inwestorów nie zachęcałam, ponieważ nie miałam z nimi styczności ani namiarów na nich. Przypominan panu że to Emil Stępień – producent filmowy mnie zatrudnił i zaprosił do swojej spółki, która już produkowała filmy od wielu lat i miała swoją pulę inwestorów". 

Emilowi Stępniowi przesłałem pytania e-mailem oraz na oficjalne konto na Instagramie – do tej pory nie odpowiedział.

Jeśli chodzi o nową spółkę filmową Emila Stępnia – osoba wpisana jako prezes zarządu spółki REEL Studios, w której Emil Stępień jest prokurem powiedziała mi, że 5 lat temu złożyła wypowiedzenie. Miała rozstać się ze spółką w bużliwych stosunkach.

Nie przegap żadnej ważnej wiadomości i obserwuj nas w Google News!